"Sprawa matki Madzi" znowu nie o Madzi. Fani true crime będą rozczarowani hitem Netfliksa

Ola Gersz
05 lutego 2024, 18:13 • 1 minuta czytania
"Sprawa matki Madzi" to czteroodcinkowy serial dokumentalny o zabójstwie Madzi z Sosnowca. To sprawa, którą przed 12 laty żyła cała Polska. Najpierw poszukiwaniami niemowlęcia, a potem szokującą prawdą o Katarzynie W., która zabiła własną córkę i zrobiła wszystkich w balona. Hit Netfliksa nie jest jednak typowym dokumentem true crime i obiera zupełnie inną perspektywę: medialną. To nie wszystkim się spodoba.
"Sprawa matki Madzi" to hit Netfliksa Fot. Lukasz Kalinowski/East News

W styczniu 2012 roku Polska żyła tylko jednym: zaginięciem 6-miesięcznego dziecka. Nic dziwnego, w końcu mówimy o bezbronnym niemowlęciu, które miało zostać zabrane z wózka podczas spaceru. Matka Madzi, 22-letnia wówczas Katarzyna W., opowiadała, że niedaleko bloku swojej matki została uderzona w głowę. Kiedy odzyskała przytomność, jej córki już nie było.

Zawrzało nie tylko w Sosnowcu i okolicach, ale w całej Polsce. Ludzie szukali dziecka na własną rękę, na sosnowieckim komisariacie policji urywały się telefony, a gazeta oraz stacje telewizyjne mówiły tylko o poszukiwaniach Madzi. Wszyscy Polacy chcieli tylko jednego: żeby dziecko się odnalazło.

11 dni później okazało się, że zostaliśmy oszukani. I to przez samą Katarzynę W., matkę, czyli w polskiej świadomości figurę niemal świętą. Okazało się, że kobieta, która już wcześniej zwracała uwagę nietypowym jak na zrozpaczonego rodzica zachowaniem, wszystko sfingowała. Nie było porwania, Polska szukała porywacza, którego nie było.

To żaden spoiler, bo wszyscy znamy tę sprawę, jedną z najgłośniejszych w Polsce: Madzię z Sosnowca zabiła jej własna matka. Matczyna świętość została rozbita w proch, a ludzie byli wściekli: wcale nie tylko z powodu zabicia niemowlęcia, ale również faktu, że dali się oszukać. Zrobić w balona.

Bo w całej tej głośnej sprawie o małej Madzi potem się zupełnie zapomniało. Najważniejsza nie była śmierć dziecka, ale jego zabójczyni, matka i jej misterne show. A jeszcze wcześniej Krzysztof Rutkowski, który pojawił się w Sosnowcu cały na biało (w tym wypadku na czarno).

Najnowszy miniserial dokumentalny "Sprawa matki Madzi" nie jest wyjątkiem. Bo przecież nie nazywa się "Sprawa Madzi". Ale jak wyszedł dokument, który podbił Netfliksa? Dla fanów true crime... rozczarowująco.

O czym jest "Sprawa matki Madzi"? Opowiada o zabójstwie półrocznej Madzi z Sosnowca

Trzeba podkreślić to na samym początku: "Sprawa matki Madzi" nie jest typowym serialem true crime. W przypadku aż tak głośnej (i rozwiązanej) sprawy, o której wiemy praktycznie wszystko, miałoby to mały sens. W końcu w styczniu 2012 roku telewizje, gazety i radia mówiły tylko o Madzi.

Scenarzystka i reżyserka Agnieszka Olejnik podeszła więc do dokumentu inaczej: postanowiła skupić się właśnie na mediach. Pracy dziennikarzy, medialnych relacjach, wpływie dziennikarskich ustaleń na przebieg śledztwa.

"Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak media wpływają na kształtowanie naszych przekonań i wyobrażeń? 'Sprawa Matki Madzi' to czteroodcinkowy serial dokumentalny, który rzuca światło na jedną z najbardziej kontrowersyjnych spraw kryminalnych w Polsce. To nie tylko historia zbrodni, ale również spojrzenie na rolę mediów w tym dramacie" – czytamy w opisie dokumentu na TVP VOD, gdzie trafił już w grudniu.

"Dzięki 'Sprawie Matki Madzi' dowiesz się, jak media kształtują opinię publiczną, jakie mają wpływ na postępowanie sądowe, i jak często stają się narzędziem w rozwiązaniu zagadkowych kryminalnych spraw" – dodano.

To podejście może albo widzów odrzucić, albo przyciągnąć. W czterech częściach "Sprawy matki Madzi" zatytułowanych "Kreacja", "Informacja", "Prawda" i "Celebryctwo" to właśnie dziennikarze odgrywają największą rolę. Z różnych redakcji: "Super Expressu", TVN24, "Dziennika Zachodniego".

Przed 12 laty relacjonowali najpierw poszukiwania Madzi, potem jej ciała, w końcu śledztwo wokół Katarzyny W. Większość na miejscu, w Sosnowcu. Próbowali dostać się do rodziny W., być blisko wydarzeń, mieć informacje z pierwszej ręki od policji. Spacerowali ścieżką, na której miało dojść do ataku na matkę i porwania córki.

Niektórzy już wcześniej mieli przeczucie, że coś jest nie tak. Że Katarzyna W. zachowywała się nietypowo jak na matkę, której porwano córkę. Dlaczego pamięta aż tyle szczegółów? Dlaczego mało płacze? Dlaczego unika dziennikarzy i nie chciała wziąć udziału w badaniu wariografem?

Owszem, po latach, kiedy wszystko już jest jasne, łatwo jest powiedzieć: "od razu wiedziałem, że to ona była winna!". Ta kwestia również jest poruszona w dokumencie. Jeden z dziennikarzy mówi wprost: nie wie, czy miał te wątpliwości już wcześniej, czy jest to po prostu projekcja. Prawda jest jednak taka, że już na etapie poszukiwań Katarzyna, jak i jej mąż, ojciec Madzi, Bartłomiej W., byli jednymi z podejrzanych.

To właśnie rodzina Bartłomieja zwróciła się o pomoc do Krzysztofa Rutkowskiego, wówczas byłego już detektywa, do tego karanego. Rutkowski jest kontrowersyjny do dziś, to mniej detektyw, bardziej celebryta. Jego zaangażowanie w sprawę wywindowało ją jednak na wyższy poziom, a zainteresowanie sięgnęło zenitu.

Dziennikarz TVN24 opowiada, że w jego stacji przerwano nawet program z gośćmi z powodu... konferencji prasowej Rutkowskiego w Sosnowcu. To sytuacja bez precedensu, ale pokazuje jedno: ludzi interesowała tylko Madzia, a media dawały ludziom właśnie to, co chcą oglądać.

Dlaczego Katarzyna W. zabiła córkę? Tego w "Sprawie matki Madzi" nie ma

W dokumencie pojawia się sugestia, że takiego zainteresowania mediów i ludzi Katarzyna W. najwyraźniej nie przewidziała. Mogła przecież zadzwonić po pogotowie, opowiedzieć swoją pierwotną historię o upuszczeniu Madzi na podłogę i uderzeniu w główkę o próg. Sprawa nie musiała wyjść na jaw, matce (niestety) wszystko mogło ujść na sucho. A przecież o to jej chodziło.

Jednak wielkie przedstawienie Katarzyny dało niespodziewany dla niej obrót. Polska była w szoku po porwaniu dziecka, a kiedy okazało się, że porwania nie było, żadna tama nie mogła już tego wszystkiego zatrzymać. Rzeka wylała. Katarzyna W. się przeliczyła.

W "Sprawie matki Madzi" słuchamy dziennikarzy, policjantów, prokuratorów, ekspertów medycyny sądowej o ich pracy przed 12 lat, ale oglądamy też archiwalne materiały. Wśród nich jest słynne nagranie z ukrycia Katarzyny W., która mówi ze łzami w oczach Krzysztofowi Rutkowskiemu w hotelowym pokoju, że dziecka nie porwano, ale spadło na podłogę. Detektyw nagrał wyznanie bez wiedzy Katarzyny. Potem badania zwłok udowodnią, że było jeszcze inaczej: kobieta udusiła Madzię.

Ale dlaczego to zrobiła? To Agnieszki Olejnik nie interesuje i to największy minus serialu. Spokojnie można by zrobić jeszcze jeden odcinek, ba, nawet pół, poświęcony samej Katarzynie W. Kim była? Jak to się stało, że w tak młodym wieku urodziła dziecko? Czy cieszyła się z ciąży? Była na nią gotowa? Jak się czuła jako matka? Czy miała oparcie w mężu, w rodzinie? Co z jej zdrowiem psychicznym?

Co pcha matkę do zabójstwa własnego dziecka? To jedna z najbardziej intrygujących kwestii w całej tej sprawie. Matki, które nie chcą własnych dzieci, nie kochają ich lub cierpią z powodu depresji poporodowej, wciąż są w Polsce tematem tabu. To po prostu "złe kobiety". Nikt nie chce ich słuchać, nikt nie chce im pomóc, a kiedy dochodzi do tragedii, jest już za późno.

To nie ma wybielić Katarzyny W., która dopuściła się absolutnie najgorszego czynu. Nie do pomyślenia. Jest zabójczynią, ale warto byłoby spojrzeć na sprawę głębiej: jak się nią stała?

Dokument o tym nie mówi, ale lukę mogą tu uzupełnić podcasty, chociażby świetny, wyczerpujący odcinek "Nie wiem, co Kasia zamierza, mamo" z 2021 roku w "Piąte: Nie zabijaj" Justyny Mazur-Kudelskiej. Autorka pokazuje sprawę Madzi z zupełnie innej strony: opowiada historię strasznego dzieciństwa Katarzyny, zadaje pytania, analizuje.

Szkoda, że nie ma tego również w "Sprawie matki Madzi". Na plus dokumentu jest jednak analiza zachowania Katarzyny W. po wyjściu prawdy na jaw. Stała się wtedy niemal patocelebrytką, pozowała na okładkach w bikini, opowiadała o seksie z mężem, czemu poświęcony jest cały czwarty odcinek "Celebryctwo".

Pojawia się hipoteza, że ta niemal 22-letnia kobieta "wpadła w sidła pułapki zainteresowania mediów". Długo była na każdym ekranie, na okładce każdej gazety, potem nagle wszystko się urwało. Dziennikarze znaleźli inne tematy, widzowie się znudzili. Być może Katarzyna W. odczuwała głód, znowu chciała być ważna i stąd desperacka próba zwrócenia na siebie uwagi? To jednak tylko gdybanie, a dokument nie stawia prostych odpowiedzi.

Czy warto obejrzeć "Sprawę matki Madzi"?

Na Filmwebie "Sprawa matki Madzi" ma bardzo niską ocenę: 4,3/10 (na podstawie ponad 500 ocen). Większość widzów wkurza się skoncentrowaniem reżyserki na mediach i opowieścią o sprawie z Sosnowca przez ich pryzmat. To jednak naprawdę ciekawa perspektywa.

Mimo że nie ma tu zbyt wiele zaskakujących odkryć i hipotez (nie dowiemy się w sprawie nic nowego), to dokument pokazuje, jak bardzo zainteresowanie widzów i mediów może wpłynąć na przebieg sprawy. Jak wszystko wzajemnie się napędza. Gdyby nie to, mogłoby przecież nie być Rutkowskiego, a co za tym idzie wyznania Katarzyny.

Jest tu trochę insiderskich smaczków dla tych, których interesują media i relacje zza kulis. Są opowieści o uporze dziennikarzy do zrobienia dobrego materiału. Są historie o ich wątpliwościach i kontaktach z organami ścigania. Wciąż nie jest to jednak na tyle odkrywcze, żeby "Sprawa matki Madzi" "narobiła szumu" w świcie true crime. Momentami wieje nieco nudą, opowieści się powtarzają.

Serial w kilku momentach przekracza również granicę. Niesmaczna jest chociażby inscenizacja duszenia Madzi przez matkę. Można też zadać pytanie, czy potrzebny był tutaj Krzysztof Rutkowski. Owszem to główna gwiazda śledztwa, ale kontrowersyjny były detektyw znowu opowiada jedynie o sobie i swoich sukcesach. Na szczęście jego skandaliczne zachowanie z 2012 roku (jak słynna sesja z kocykiem Madzi i lalką) jest ostro krytykowana przez jednego z dziennikarzy.

Zupełnie niepotrzebna jest również wpleciona w serial rozmowa Rutkowskiego ze Sławomirem Jastrzębowskim, byłym redaktorem naczelnym "Super Expressu". Nic z niej nie wynika, panowie rechoczą na tle okładek z Katarzyną W. i przypomina to kółko wzajemnej adoracji.

Nie wszystkim spodoba się również zakrywanie twarzy rodziny Katarzyny, Bartłomieja i ich bliskich. To oczywiście słuszna decyzja (matka jest skazana, ojciec i jego rodzice odcięli się od mediów), ale mocno wpływa na odbiór serialu kryminalnego, w którym wiele można wyczytać z samej twarzy podejrzanej osoby. Tutaj słyszymy o dziwnym zachowaniu Katarzyny W., ale tego zwyczajnie nie widzimy.

Wniosek: oglądać, nie oglądać dokument na Netfliksie? Zależy. Jeśli masz nadzieję na typowy true crime, odpuść. A jeśli medioznawstwo to twój konik, możesz ze "Sprawy matki Madzi" sporo wyciągnąć.

Czytaj także: https://natemat.pl/537947,griselda-blanco