Zaczął się sezon na rekolekcje i... awantury. "Szkoła to nie Kościół", "Niech chodzą po lekcjach"

Katarzyna Zuchowicz
14 marca 2024, 06:06 • 1 minuta czytania
Dlaczego dzieciaki muszą tracić przez to lekcje? Dlaczego szkoła angażuje się w kościelne wydarzenia? Dlaczego to się nie może odbywać po szkole? Temat rekolekcji co roku rozpala emocje. Burzą się rodzice, burzą nauczyciele, a dyrektorzy szkół nie raz robią dobrą minę do złej gry, tak trudno wszystkim dogodzić. – Oczywiście, że wolelibyśmy, żeby szkoła nie brała w tym udziału. To strata lekcji dla uczniów i niepotrzebny problem – mówi otwarcie jeden z nich. Jednak w tym roku sprawa jest szczególnie nagłośniona. Zmienił się rząd, wielu także tu nie może doczekać się zmian.
Rekolekcje wielkopostne w szkole od lat budzą emocje. fot. Pawel Wodzynski/East News

Fundacja Wolność od Religii ma ostatnio pełne ręce roboty. Dziennie zgłasza się do niej po kilkadziesiąt osób, które uważają, że ich dzieci są przez rekolekcje pokrzywdzone. Nie są katolikami, z różnych powodów nie chodzą na religię i nie chcą w tym uczestniczyć.


– Docierają do nas głosy osób, których dzieci czują się pokrzywdzone tym, że gdy większość szkoły bierze udział w rekolekcjach, one muszą samotnie i bezproduktywnie spędzać ten czas na świetlicy. Te osoby zwracają uwagę na to, że szkoła powinna być miejscem, które jest neutralne światopoglądowo. Były takie przypadki w ostatnich latach, że nawet spowiedź była na terenie szkoły, w gabinecie psychologa czy w kantorku wuefisty – mówi nam prezeska fundacji Dorota Wójcik.

Ale zgłaszają się do niej także nauczyciele. Praktycznie zawsze anonimowo.

– To dla nich sprawa bardzo wrażliwa. Boją się konsekwencji służbowych, jeśli odmówią pójścia z dziećmi pójścia do kościoła. Teoretycznie nigdzie nie jest napisane, że mają iść z dziećmi do kościoła, mogą poczekać przed, ale wiadomo, że jak ktoś jest wychowawcą klasy, szczególnie młodszych dzieci, nie może odmówić. Dlatego boją się szykan w rodzaju: "Jak odmówisz pójścia z dziećmi na rekolekcje, to ja ci nie dam nadgodzin" – opowiada.

"Szkoła to nie Kościół", "Czy szkoła jest instytucją świecką"

Temat oczywiście nie jest nowy. On nabrzmiewa od lat. Każdy, kto ma dziecko w szkole, wie, jak to wygląda. Uczniowie w czasie lekcji albo idą do kościoła, albo rekolekcje odbywają się w sali gimnastycznej. Trwa to dwie, trzy godziny lekcyjne, ale wiadomo, że w tym czasie życie szkoły niemal praktycznie zamiera.

A bywa i tak, że lekcji w ogóle tego dnia nie ma. Tu cytat z ogłoszenia jednej z podwarszawskich szkół na Facebooku: "W tych dniach NIE ODBYWAJĄ SIĘ LEKCJE, tylko zajęcia opiekuńczo-wychowawcze do godz. 13.00".

Pod spodem komentarz: "Czy można wiedzieć, na jakiej podstawie zajęcia nie dobywają się według planu? Z tego, co wiem, nie są to dni ustawowo wolne".

Podobnych wpisów znajdziecie teraz w sieci ogrom. Właśnie trwa sezon na szkolne rekolekcje i od emocji wrze. Jak kilka dni temu w Szczecinie, gdy okazało się, że w jednej z podstawówek na ten czas dzieci nie mogły korzystać z sali gimnastycznej i basenu.

Komunikat, że "Rekolekcje odbywają się w czasie lekcji, w szkole" na wielu rodzicach działa jak płachta na byka.

"Szkoła to nie kościół! Rekolekcje tylko na terenie parafii, po lekcjach, dla chętnych!!!", "Czy to jest szkoła wyznaniowa?", "Rekolekcje na sali gimnastycznej to zdecydowanie łamanie przepisów", "Czy szkoła w Polsce nie jest już instytucją świecką? To jest skandal!" – reagują Polacy.

Sami dyrektorzy przyznają, że tak nie powinno być. – Moje zdanie jest takie, że obojętnie o jaką religię wyznaniową chodzi, powinna ona zostać poza placówką szkolną. Tak jak było kiedyś. Poza lekcjami. Wtedy na rekolekcje chodzi dziecko, które faktycznie chce – reaguje dyrektorka szkoły w małej miejscowości.

Zmieniły się czasy. Coraz mniej dzieci chodzi na religię. Coraz więcej jest tych, których sprawy Kościoła zupełnie nie dotyczą. Poza tym – dlaczego mają na tym cierpieć normalne lekcje? W dodatku, gdy nauczyciele nigdy nie mogą wyrobić się z podstawą programową i od lat grzmią, że jest przeciążona?

Nie mówiąc już o kontrowersyjnych rekolekcjach dla młodzieży, które nie raz docierały do opinii publicznej – np. w ubiegłym roku w Toruniu, gdy prowadzący poniżał młodą kobietę, rozbierając ją i szarpiąc na oczach uczniów.

"To jest w strata w lekcjach"

– Część rodziców, szczególne starszych uczniów, jest niezadowolona, bo jest to strata w lekcjach. Codziennie, przez trzy dni, tracą polski, czy matematykę, a to są to ważne przedmioty. A teraz jest to czas, gdy już zaczyna się myśleć o egzaminie ósmoklasisty. Poza tym dzieci, które nie chodzą na religię, zostają na świetlicy. I dla nich jest to właściwie stracony czas – mówi Katarzyna Prądzyńska, wicedyrektorka LO w Kole.

U niej akurat, w szkole średniej, temat nie istnieje, bo rekolekcji nie ma. Ale doskonale widzi, co dzieje się wokół niego w podstawówkach w mieście.

– Sprzeczne emocje wywołuje to, że u nas nie w każdej szkole podstawowej jest tak samo. Są podstawówki, gdzie uczniowie chodzą na rekolekcje po szkole, a są takie, gdzie odbywają się one w czasie lekcji. To nieduże miasto, wszyscy się znają. I zaraz są komentarze: "A dlaczego moje dziecko musi iść do kościoła? W tamtej szkole nie chodzą". Myślę, że to jest jeszcze większy ból, że nie ma tu ujednoliconej sytuacji – mówi.

Dlatego uważa: – Niech dzieci chodzą na rekolekcje po lekcjach. Ja jestem jak najbardziej za. Wtedy naprawdę uczestniczą w nich ci, co chcą. A nie są do tego w jakiś sposób zmuszani.

"Nie chcę czytać w internecie, że jestem "zakutym katolskim łbem"

Ten brak ujednolicenia powoduje chaos, bałagan i generuje bardzo złe emocje.

Właśnie doświadczył tego dyrektor szkoły z Nowej Iwicznej pod Piasecznem. Tu rekolekcje odbywały się w szkole, ale część rodziców protestowała, więc w tym roku postanowił przenieść rekolekcje do kościoła.

– Padłem ofiarą nagonki. Zdaję sobie sprawę, że rodzice dzieci uczęszczających na rekolekcje mogą nie być w tym roku zadowoleni, ale nie chcę narażać szkoły na kolejne ataki i czytać w internecie, że jestem "zakutym katolskim łbem" – powiedział w rozmowie z lokalnym portalem.

Rekolekcje odbędą się tu 18-20 marca. Przed nimi na stronie szkoły pojawił się komunikat, że "Szkoła Podstawowa w Nowej Iwicznej jest szkołą publiczną, do której uczęszczają uczniowie różnych wyznań i światopoglądów", i że to "organizator rekolekcji, tj. proboszcz parafii odpowiada w całości za przebieg rekolekcji, w tym za bezpieczeństwo uczniów".

Na stronie szkoły napisano:

"W godzinach trwania rekolekcji nauczyciele nie będą wprowadzać nowego materiału, a będą to lekcje powtórzeniowe, utrwalające i ćwiczeniowe. Zmiana zasad organizacji rekolekcji wielkopostnych jest zgodna z literą prawa i spowodowana jest coraz większą liczbą uczniów nieuczestniczących na religię, którym należy zapewnić zarówno zajęcia dydaktyczne, jak i opiekuńcze".Fragment komunikaty szkołyNowa Iwiczna

Jak się okazało, w całej szkole jest 1/3 uczniów, którzy nie uczestniczą w rekolekcjach. Ale tym razem decyzja spotkała się z krytyką drugiej strony. Choć mnóstwo osób reaguje na FB na decyzję szkoły: "Zdecydowanie na pewno szkoła nie powinna mieć nic wspólnego z rekolekcjami", "Nareszcie!".

Po co w ogóle szkoła i dyrektor mają się zajmować takimi sprawami?

W tym przypadku obiła się ona o fundację, która w 2023 roku podjęła tu interwencję.

"W odpowiedzi na prośby zaniepokojonych rodziców i na rzecz uwzględnienia i poszanowania praw mniejszości, rodziców i ich dzieci, które nie uczęszczają na lekcje religii rzymskokatolickiej, zwracam się z prośbą o przywrócenie świeckiego charakteru szkoły publicznej oraz zapewnienie przestrzegania praw uczniów, wynikających z Konstytucji RP" – napisała w piśmie do dyrekcji fundacja.

– Dyrektor tej szkoły dostaje z obu stron. Wcześniej dostał ze strony ateistycznej, teraz od strony rodziców religijnych. Do mnie również piszą i dzwonią katolicy z pretensjami, dlaczego my tak zrobiliśmy. Że na skutek naszej interwencji rekolekcje z tej szkoły zostały przeniesione do kościoła – mówi nam Dorota Wójcik.

"Wraz ze zmianą rządu, mamy nadzieję, że tak się stanie"

Fundacja Wolność od Religii obserwuje sytuację i próbuje interweniować w każdym przypadku, który do niej dociera.

– Ostatnie sprawy są świeże. Jeszcze nie mamy masowych odpowiedzi. Ale pojedyncze odpowiedzi ze szkół napawają nadzieją. To nie jest tak, że dyrektorzy, do których się zwracamy, są obojętni. Gdy pytamy, czy dyrektor zareagował na to, że proboszcz życzy sobie, aby rekolekcje odbyły się w danym terminie i w trakcie zajęć szkolnych, na terenie szkoły, czy podjął jakąś rozmowę, żeby to nie proboszcz narzucał swoją wolę szkole, to piszą, że tak. Próbowali. Ale nieskutecznie – mówi Dorota Wójcik.

Od 1 kwietnia fundacja planuje akcję billboardową. Nagłaśnia sprawę, czeka na decyzje nowego rządu i MEN.

– W styczniu zasygnalizowaliśmy, że ta kwestia wymaga zmian na poziomie ministerialnym. Wraz ze zmianą rządu, mamy nadzieję, że tak się stanie. Dyrektorzy szkół potrzebują wsparcia kuratorów i ministerstwa. Bo oni, w rozmowie z proboszczem, nie mają za sobą kuratora i ministra. A Kościół jest jednak w Polsce potężną siłą – mówi prezes fundacji.

W lutym wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer powiedziała w rozmowie z RMF FM, że ten problem będzie rozwiązywany, ale wymaga to rozmów w koalicji. Stwierdziła jedynie: – Rekolekcje powinny być po południu, a w ciągu dnia normalne lekcje. Na pewno będziemy w ramach kompleksowego rozwiązania dotyczącego tego, jak ułożyć lekcje religii zgodnie z Konkordatem i zgodnie z interesem dzieci, rozwiązywać także ten problem.

"Prosimy MEN o to, by te kwestie uregulowała"

Dorota Wójcik nie ukrywa, jak bardzo liczy na zmiany.

– Ludzie podążają za zmianą społeczną. A ona polega na tym, że ludzie masowo zaczęli wypisywać dzieci z lekcji religii, zaprzestali uczęszczania na msze. Dzisiejsza dyskusja o rekolekcjach jest tego konsekwencją. Gdyby nie było sytuacji, że tylko kilkoro uczniów chodzi na religię, nie byłoby rozmowy o tym, jak mają być organizowane rekolekcje – mówi.

Uważamy, że polska szkoła publiczna ma obowiązek organizacji lekcji religii, ale nie ma obowiązku organizacji praktyk religijnych dla osób, które na religię uczęszczają. Żaden akt prawa, konkordat, konstytucja nie nakłada na szkołę publiczną obowiązku angażowania się w jakikolwiek sposób w praktyki religijne jakiegokolwiek wyznania.Dorota WójcikFundacja Wolność od Religii

– Prosimy MEN o to, by te kwestie uregulowała. By to było czytelne, że szkoła nie jest miejscem do praktyk religijnych. To nie jest sprawa, do której powinny być angażowane władze publiczne. Zwróciliśmy się z prośbą do minister edukacji o usunięcie 10 paragrafu z rozporządzenia dotyczącego nauk rekolekcyjnych. Na ten moment nie wiemy nic. Nic się jeszcze nie zadziało – mówi

Chodzi o rozporządzenie Ministra Edukacji z dnia 14 kwietnia 1992 roku, które zmodyfikowano za rządów PiS.

– Wcześniej był tam zapis, że pieczę nad uczniami w czasie rekolekcji stanowią katecheci. PiS go usunął w 2017 roku i zrzucił dyrektorom kolejny kłopot na głowę. Bo kto ma się opiekować uczniami? Nauczyciele się denerwują i jest bałagan. Jedynym organem, który może to zmienić, jest ministerstwo. Jeśli tego zapisu nie będzie, to Kościół i tak zorganizuje rekolekcje. Tylko u siebie, na miejscu. Nie w czasie lekcji, tylko w piątek, w sobotę, wieczorem. To najlepsze rozwiązanie – mówi Dorota Wójcik.

"U nas tego problemu nie ma, dzieci nie tracą lekcji"

Znaleźliśmy taką szkołę, w której już dziś tak jest – dzieci chodzą na rekolekcje po lekcjach. Jej dyrektor prosi jednak o anonimowość. To żadna jego zasługa, po prostu kilka lat temu sam proboszcz przestał kontaktować się w tej sprawie ze szkołą i organizuje rekolekcje w kościele.

– Szkoła nie była w to zaangażowana, nie było to ze mną konsultowane. Po prostu ksiądz zaczął organizować rekolekcje po zajęciach dla chętnych. W naszej szkole rekolekcje nie odbywają się od kilku lat. Ani uczniowie, ani nauczyciele w trakcie zajęć nie chodzą na rekolekcje. Tego problemu u nas nie ma – mówi nam dyrektor.

I zapewne nie tylko tu, na co wskazuje jeden z ostatnich wpisów Fundacji Wolność od Religii.

Dyrektor szkoły mówi nam jeszcze, że nie było na to żadnego odzewu rodziców. Nikt nic nigdy o tym nie mówił.

– Ja jestem zadowolony z takiego rozwiązania. Dzieci nie tracą lekcji. Jeżeli rekolekcje trwają trzy dni i w tym czasie wypadną trzy godziny jednego przedmiotu, to jest to dość dużo, może być niezrealizowana podstawa programowa i trzeba to potem jakość nadrobić. Dla nas jest to korzystne, że rekolekcje są po zajęciach i zajmują się tym księża, siostry zakonne, katecheci, czy rodzice. Nauczyciele nie są w to zaangażowani. Nie ma z tego powodu konfliktów. Poza tym nie wszystkie dzieci uczestniczą w religii – mówi.

Takie proste rozwiązanie.

Czytaj także: https://natemat.pl/478307,podcast-polityka-miroslaw-oczkos