Posłanka KO znów mówi o koniach nad Morskim Okiem: Nie ma problemu z ich wysiłkiem
Ostatnie wypowiedzi polityczek Koalicji Obywatelskiej na temat pracujących koni nad Morskim Okiem zbulwersowały wiele osób – i to nie tylko z organizacji prozwierzęcych. 12 marca w Sejmie odbyło się posiedzenie parlamentarnego zespołu ds. strategicznego rozwoju polskiego jeździectwa i hodowli koni.
Wśród gości znaleźli się również fiakrzy, czyli tatrzańscy przewoźnicy, oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych, których pierwotnie na posiedzeniu miało nie być, bo nie zostali zaproszeni. Mogli wziąć udział w dyskusji dzięki dwóm posłankom KO zaangażowanym w ochronę praw zwierząt – Katarzynie Piekarskiej i Małgorzacie Tracz.
Konie nad Morskim Okiem. Kluzik-Rostkowska tłumaczy się ze swoich słów
Największym echem odbiły się słowa, które padły z ust innych posłanek KO – Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Jagny Marczułajtis-Walczak i Alicji Chybickiej. Przekonywały, że zaprzęgi konne w rejonie Morskiego Oka to forma rozrywki "bardzo atrakcyjna wśród turystów i stanowi dodatkowy walor".
Kluzik-Rostkowaka nazwała też działania organizacji pozarządowych "histerią". – Co za bzdury, absolutne bzdury. Nie ma mowy o żadnym przeciążeniu czy wielogodzinnej pracy. O co jest ta awantura? Nie rozumiem postulatu rezygnacji z użytkowania koni nad Morskim Okiem – mówiła.
"Fakt" zapytał posłankę, czy nie żałuje swoich słów. Joanna Kluzik-Rostkowaka utrzymuje, że tatrzańskim koniom nie dzieje się krzywda.
– Kilka lat temu były postulaty, by natychmiast zrezygnować z koni nad Morskim Okiem. Wtedy bardzo się przeraziłam, bo tam pracuje 300 koni i takie natychmiastowe odcięcie od tego zajęcia to wysyłanie tych koni na rzeź – stwierdziła.
Tabloid sugeruje, że z wypowiedzi posłanki wynika, iż "konie są zwierzętami pracującymi i muszą na siebie zarobić". – Utrzymanie konia jest kosztowne. Wiem, bo mam. Zobaczyłam taką czarną wizję, co z tymi końmi się będzie działo przy takim cięciu mocnym – powiedziała.
"Nie ma problemu z wysiłkiem koni" nad Morskim Okiem?
W rozmowie z dziennikarzami Kluzik-Rostkowaka podkreśliła jednak, że sama nie była pewna, czy konie nad Morskim Okiem są dobrze traktowane. Dlatego, jak przekazała, pojechała w Tatry i przyglądała się badaniom wysiłkowym.
– Jedno robione jest na dole przed wysiłkiem, a drugie na górze po wysiłku. Okazało się, że nie ma problemu z wysiłkiem koni. Dwa były w nieco gorszej kondycji ze względu na to, że były wcześniej odstawione od pracy – stwierdziła polityczka.
I dodała, że kiedyś nad Morskim faktycznie było źle, bo wozy były przeciążone, a konie źle traktowano. – Teraz wszystko jest uregulowane. Na trasie znajdują się znaki, czy w danym miejscu koń ma iść stępem, czy może podkłusować. Na wozie może być najwyżej 12 osób i to jest pilnowane – powiedziała "Faktowi".
– Nie ma już żadnych wypadków, które wynikają ze złego traktowania koni. W związku z tym, jeśli nadal jest niepokój, rozmawiajmy o tym, ale wylewanie dziecka z kąpielą nie jest wyjściem. Te organizacje, które chcą się zająć tymi końmi, same mają po 100 koni i dostałyby 150 kolejnych. Potrzebne do tego są hektary i 150 tys. zł miesięcznie na utrzymanie – dodała.
Zdaniem Kluzik-Rostkowskiej, jeżeli mamy poprawiać życie koni w Polsce, to trzeba walczyć z tym, iż połowa tych zwierząt jest hodowana na rzeź.
Los koni nad Morskim Okiem podzielił posłanki KO
Przypomnijmy, że na wspomnianym posiedzeniu parlamentarnego zespołu Jagna Marczułajtis-Walczak powiedziała, że fiakrzy są głęboko związani emocjonalnie ze swoimi zwierzętami i dbają o nie. A nawet "kochają konie bardziej niż własne baby". Alicja Chybicka z KO mówiła z kolei, że "koń jest zwierzęciem, które lubi pracować".
W rozmowie z naTemat słowa koleżanek skomentowała Katarzyna Piekarska, posłanka KO i członkini parlamentarnego zespołu ds. strategicznego rozwoju polskiego jeździectwa i hodowli koni.
– Nieraz jest tak, że trzeba uświadamiać również osoby z własnego środowiska politycznego. W szczególności zdziwiły mnie słowa Joanny Kluzik-Rostkowskiej, bo wiem, że ona naprawdę bardzo konie kocha, jeździ konno – stwierdziła z naszym reporterem.
Poinformowała, że jest z posłankami w stałym kontakcie w tej sprawie.
– Generalnie sądziłam, że punktem wyjścia do debaty będą jakieś opracowania, które przedstawią fiakrzy. Natomiast panowie nie przynieśli nic, żadnych wyliczeń, dotyczących na przykład obciążeń dla zwierząt pracujących na trasie do Morskiego Oka. Konkrety miała tylko strona społeczna. Ale przecież nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby wiedzieć, że te konie się po prostu męczą, że dochodzi tam do dramatycznych sytuacji – powiedziała nam Katarzyna Piekarska.
I dodała: – Szczerze mówiąc, dziwi mnie to, co się stało w Sejmie, bo wiem, że osoby, które się wypowiadały w tej sprawie, są wrażliwe. Joasia bardzo konie lubi. Mam ogromny problem ze zrozumieniem tego, jak można kochać konie, a z drugiej strony nie przyjmować żadnych argumentów w tej sprawie. Żadnych. Rozumiem, że można mieć inne zdanie. Ale są fakty, z którymi trudno jest dyskutować, a mimo to pani posłanka ich kompletnie nie przyjmuje do wiadomości.