Dawno nie byłem tak podekscytowany wizytą w żadnym kraju. A od teraz jest na wyciągnięcie ręki

Michał Mańkowski
17 marca 2024, 17:51 • 1 minuta czytania
Uzbekistan to kulturowy, architektoniczny, mentalny i demograficzny miks Azji, Arabii i post ZSRR, co w połączeniu daje niepowtarzalny klimat. A od teraz ta "egzotyka" jest dla Polaków właściwie na wyciągnięcie ręki, bo LOT właśnie jako jedyny przewoźnik w UE uruchomił bezpośrednie połączenie do Taszkentu. 
Registan to jedna z uzbeckich atrakcji, które robią największe wrażenie. Fot. naTemat

Z tego tekstu dowiesz się:


LOT lata do Uzbekistanu 

Trzy 5,5-godzinne loty w tygodniu (środy, piątki, niedziele) do Taszkentu i tyle samo z powrotem do Warszawy (czwartki, soboty, poniedziałki). Tyle na początek. A w kwietniu i maju dojdzie jeden dodatkowy. Niewykluczone jednak, że z czasem będzie ich więcej. Wszystko zależy od popularności. 

Połączenie Warszawa-Taszkent to jedno z 20 nowych połączeń zapowiedzianych przez LOT. Dziś jestem pewien, że to jeden z ciekawszych kierunków, które w ostatnim czasie pojawiły się w portfolio LOT-u. Zwłaszcza że żadna linia lotnicza z Unii Europejskiej nie lata bezpośrednio do Uzbekistanu – ten fakt musi robić wrażenie i otwierać oczy wyobraźni wśród fanów podróży. Nagle ten orientalny kraj stał się dostępny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. 

I miałem okazję przekonać się o tym na własnej skórze. LOT na premierowe połączenie 13 marca zaprosił grupę dziennikarzy, przedstawicieli rządu i branży turystycznej. Dlatego teraz ja zapraszam Was na szybką orientalną podróż po Uzbekistanie, który nie rozczarowuje, ale zachwyca i zaskakuje. Choć po tych paru dniach wiem, że są plusy dodanie i plusy… ujemne. Postaram się opowiedzieć na wszystkie pytania, które sam miałem i podzielić się faktami, które wydały mi się ciekawe. 

Z perspektywy planowania podróży warto docenić godziny odlotów i przylotów. Z Warszawy samoloty startują o 22:55, co przy czterogodzinnej różnicy czasu sprawia, że lądujemy w stolicy Uzbekistanu o 9.00 rano i mamy przed sobą cały dzień. Z kolei na dzień faktycznej podróży nie trzeba brać urlopu, bo w końcu i tak lecimy w nocy. Powrót to z kolei 10:20 rano, więc nie trzeba zrywać się na wariata.

Mimo że lecimy stosunkowo daleko, bo do Azji Środkowej, gdzie lot trwa niemal sześć godzin, to na tym kierunku nie zdecydowano się na szerokokadłubowe Dreamlinery. Zamiast nich będą latały Boeingi 737 MAX 8 w ustawieniu dwa rzędy po trzy miejsca siedzące. Trochę szkoda, ale to kwestia oszczędności – takie rozwiązanie jest po prostu tańsze. 

A co to ten Uzbekistan?

Pierwsze reakcje są zazwyczaj podobne i można je zebrać w kilku podgrupach:

„Że gdzie lecisz?!”

„A gdzie to jest?”

„Czy tam jest bezpiecznie?”

„Przecież to Rosja, jest wojna. Nie boisz się?”

Uzbekistan to jeden z krajów "-stanów", który jest wymieniany na jednym tchu obok Kazachstanu, Kirgistanu, Turkmenistanu, Tadżykistanu, Afganistanu. Nic dziwnego, w końcu to z nimi sąsiaduje i jest jednym z dwóch krajów na świecie, które są tzw. podwójnie śródlądowe. Oznacza to, że ani Uzbekistan, ani żaden z jego sąsiadów nie posiada dostępu do morza. Drugim takim krajem jest Lichtenstein. 

Jeśli chodzi o granice, to wyjaśniam: Uzbekistan nie graniczy z Rosją, od której oddziela go ogromny Kazachstan. Sam Kazachstan to kraj często wspominany przez Uzbeków. To zrozumiałe, z Taszkentu do granicy z Kazachstanem jest niecała godzina drogi.

Ale takie reakcje nie dziwią, bo Uzbekistan do niedawna był krajem zamkniętym i dopiero otwiera się na świat. W 2019 roku wprowadzono ruch bezwizowy dla obywateli 45 państw (w tym Polaków) i lista ta jest konsekwentnie powiększana. Ktoś poszedł po rozum do głowy i zorientował się, że mając taki potencjał turystyczny, warto go spróbować wykorzystać. 

Samarkanda, królowa Uzbekistanu 

Sam kraj ma potężną, bo liczącą 2700 lat historię przypadającą na okres legendarnego Jedwabnego Szlaku. Tutejsza Samarkanda, która jest atrakcją robiącą największe wrażenie, jest jednym z najdłużej zamieszkiwanych miejsc na całym świecie! Stojąc na placach czy w okolicy meczetu oczami wyobraźni można zobaczyć, jak wyglądało tu życie i toczył się handel setki lat temu. 

Z drugiej strony w nowszej części tego miasta nie mogłem pozbyć się wrażenia, że momentami czuć tam trochę taki amerykański vibe z przedmieść. Niska zabudowa ze sklepami i różnej maści lokalami (choć raczej lokalnymi markami, te znane szerzej "się zdarzają"), szerokie drogi ze świeżo wylanym czarnym asfaltem, z boku drzewka. 

Gra w targowanie 

No właśnie, handel. Jak możecie się domyślić, Uzbekistan to jeden z tych krajów, w których nie tylko trzeba się targować, ale wręcz wypada. Nawet w niektórych sklepach pracownicy mówią, że "to nie jest ostateczna cena". Więc pierwotna kwota to tylko sugestia, zwłaszcza że często… nie jest podana. 

Nierzadko można zejść o połowę, a często i jeszcze więcej od kwoty, którą usłyszeliście na początku. I nie jest to odbierane źle. Nie lubię się targować, ale aż sam się zdziwiłem, że za którymś razem, gdy po prostu musiałem to zrobić, zaczęło sprawiać to lekką przyjemność. 

To po prostu dość sympatyczny proces. O ile tylko akceptuje się zasadę, że tak samo jak sprzedający cenę obniża, tak ty jako kupujący musisz ją też trochę podbijać. To gra z zasadą wzajemności. Często warto traktować to jako element folkloru, bo nawet pierwotne ceny bywają i tak bardzo atrakcyjne w porównaniu do polskich realiów. Dlatego nie warto targować się do upadłego i bez szacunku do sprzedającego. Dla nich to w końcu sposób na życie, a turystów dolar w jedną czy drugą stronę nie zbawi.

Co warto zobaczyć?

Będąc w Samarkandzie miejscem obowiązkowym jest lokalny targ. Świetne doświadczenie, które działa na zmysły wzroku, słuchu i zapachu. Na straganach mienią się kolory przepięknej ceramiki, kaszmirowych czy jedwabnych ubrań (hitem są szale i "marynarki") oraz przypraw. Do nosa dociera zapach przypraw i owoców. Do tego trzeba być uważnym, bo nie brakuje nagabujących cyganek, które są dość natarczywe i pozwalają sobie nawet łapać za ramię, by "dać im dziengi".

Jednak główną atrakcją są meczety i otaczające je place. Do wyboru, do koloru. Małe, średnie, duże. Białe, brązowo-niebieskie, biało-niebieskie, brązowe. Wielkością robią ogromne wrażenie i "oddają". To iście instagramowe miejsca, co – jak wiemy – jest w dzisiejszych czasach nie bez znaczenia. Kolory w promieniach słońca robią robotę.

Taki must have to Registan (Registan Square) - zabytkowy plac z budynkami robiącymi największe wrażenie. Przed lat był centrum tamtejszego życia. Poza tym w Samarkandzie jest mauzoleum Amir Temura, mongolskiego władcy, który jawi się tutaj jako ówczesny król wszystkiego. Jeśli w Google wpiszecie "Uzbekistan", to najładniejsze zdjęcia będą właśnie stamtąd. Zresztą sami zobaczcie.

Samarkanda zdecydowanie wygrywa typowo turystyczne starcie z Taszkentem. Stolica jest ciekawa, wizualnie "normalna" jak na orientalnie miejsce, do którego przybyliśmy. Śmiechem-żartem nazywaliśmy ją takim Ursynowem, tyle że z meczetami. To taki spokojny wstęp do tego kraju. 

Jest czysto, ale zabrakło mi takiego jednego centralnego miejsca w stylu głównej ulicy czy starego miasta. Przewodnicy nie potrafili ich wskazać, więc to raczej zwiedzanie w stylu od punktu do punktu. Nie znaleźliśmy klimatycznych uliczek, którymi można się powłóczyć dla samego włóczenia i powchodzić do knajpek.

Kraj trzy w jednym

To, co najbardziej urzekło mnie w Uzbekistanie to fakt, że dostajemy tutaj w jednym kraju właściwie 3w1. To mieszanka Azji, Arabii (90 proc. obywateli wyznaje islam) i typowo postradzieckiego kraju, gdzie wciąż daje się odczuć te wpływy. To ostatnie widać głównie po budynkach (np. kultowy hotel Uzbekistan), ale i fakcie, że większość mówi tu także po rosyjsku, choć nie jest to język urzędowy. 

Połączenie absolutnie wyjątkowe. Sam Uzbekistan jest… bardzo młodym społeczeństwem. Jak powiedział nam przewodnik, ponad połowa obywateli to ludzie poniżej 30. roku życia! A rocznie rodzi się tutaj ok. miliona dzieci! Dla porównaniau w Polsce w 2023 było to zaledwie 257 tysięcy.

Moją uwagę zwróciła też uroda mieszkańców Uzbekistanu. O ile zdecydowana większość mężczyzn ma rysy bardziej lub mniej azjatyckie, to w przypadku kobiet nie jest to takie oczywiste. Są dużo bardziej różnorodne. 

Zostań milionerem w Uzbekistanie 

Jeśli chodzi o pieniądze, to korzysta się tutaj z uzbeckich sumów. Przygotujcie się raczej na liczenie w dziesiątkach i setkach tysięcy. Przelicznik jest dość trudny, bo jeden sum to 0,00031 złotówki. Do tego czasami ceny są podawane w sumach, czasami w euro, a czasami w dolarach. Dlatego dobrze w głowie przyjąć sobie swój jeden punkt odniesienia. 

Dla przykładu: 

Ze względu na targowanie trudno podać przykłady konkretnych cen produktów, bo wedle najstarszej zasady świata: wszystko zależy. Poniżej kilka przykładów z życia wziętych:

Kuchnia i pogoda

Sam pilaw (plov) w ogóle zasługuje na samodzielny akapit. To tradycyjne danie podawane… wszędzie. To baranina z ryżem, rodzynkami i warzywami. Gotowana w wielkich piecach/misach. W Taszkencie warto odwiedzić "Besh Qozon", centrum pilawu, gdzie kucharze przygotowują w hali obok restauracji na oczach gości przygotowują jedzenie (widać cały proces, łącznie z porcjowaniem mięsa), a kelnerzy następnie zanoszą go na salę obok. 

Kuchnia uzbecka jest raczej ciężka i monotonna. Bazuje głównie na mięsach i warzywach. Popularna jest tutaj także konina. Nie zdecydowałem się jednak jej spróbować. 

Pogoda sprawiła nam sporego psikusa. Wszyscy w głowach jakoś automatycznie założyli, że połowa marca i taki kierunek, to generalnie słoneczko i ciepełko. Tymczasem na miejscu przywitała nas najprawdziwsza śnieżyca i temperatury sięgające nawet -6 stopni w nocy! 

Dzień później było już przyjemne 10-12 stopni, ale generalnie wieczory raczej chłodne. Najlepsza pora na odwiedziny Uzbekistanu to wiosna i jesień. Latem jest po prostu zbyt gorąco, a temperatury sięgają nawet 40 stopni Celsjusza. Na otwartych, nieocienionych placach można wtedy się poczuć jak na rozgrzanej patelni bez oleju.

Dwa światy

Uzbekistan to trochę taka polska sprzed 30 lat. Widać, że zrozumiał konieczność otworzenia się na świat. Zwłaszcza że ma sporo dobrych turystycznych kart w ręce. Czuć jednak, że to początki. Uzbekowie są nie do końca poukładani organizacyjnie i oczekiwania oraz podejście turystów z Zachodu może być dla nich wyzwaniem. Z drugiej w końcu strony taki urok wakacyjnej egzotyki. 

Majstersztykiem jest kolej. Mają tutaj takie tutejsze Pendolino o nazwie Afrosiyob. Pełna profeska, szybka kolej, wygodna, czysta i komfortowa. Dlaczego to istotne? Bo droga autem z Taszkentu do Samarkandy zajęłaby pięć godzin. Pociągiem jesteśmy tam w nieco ponad dwie godziny. Taka Warszawa-Kraków. Z turystycznego punktu widzenia to game changer. Zakupu biletów lepiej nie zostawiać jednak na ostatnią chwilę, bo może zdarzyć się, że po prostu ich nie będzie.

Skoro jesteśmy już przy komunikacji. Na ulicach królują chevrolety. I to tak naprawdę na masową skalę. Wyglądając przez okno autobusu na 10 aut stojących do około 8 z nich to różne modele chevroletów. Obowiązkowo w białym kolorze (przez upały). Jak powiedzieli nam Uzbekowie, to dlatego, że jest tam fabryka Chevroleta, a rząd wspiera też auta produkowane lokalnie. 

O ile organizacyjnie Uzbekistan jest jeszcze trochę w lesie, to miłym szokiem było dla mnie jak jest rozwinięty jeśli chodzi o elektromobilność. Na ulicach elektryki widać częściej niż u nas (choć głównie chińskie), nie brakuje też ładowarek. Także pod meczetami. 

Egzotyka w cenie nie egzotyki 

Mimo że w te parę dni udało się nam zobaczyć tak dużo, to naprawdę niewielki wycinek tego co Uzbekistan ma sam do zaoferowania. Jak powiedział mi przedstawiciel uzbeckiego komitetu ds. turystyki, w Uzbekistanie jest ok. 7500 zabytków, ale dziś dla ogólnego dostępu jest otwarte zaledwie 3 procent z nich. Potencjał jest i będzie konsekwentnie powiększany, choć trudno mi wyobrazić sobie, by coś zrobiło większe wrażenie niż wspomniana Samarkanda. 

Czuję tutaj podróżniczy hit. Uzbekistan to kraj, o którym chyba każdy słyszał, ale brzmiał na tyle obco i orientalnie, że raczej nie pojawiał się w planach podróżniczych. Tymczasem dzięki LOT-owi Uzbekistan z zaskoczenia stał się bardzo ciekawą alternatywą na wakacje lub nawet przedłużony weekend. Ceny za połączenie to ok. 2500-3000 zł w dwie strony. To z polskiej perspektywy wciąż egzotyka, ale w nieegzotycznych pieniądzach w porównaniu do innych destynacji. 

Jeśli widzieliście już kawałek świata i szukacie ciekawej alternatywy, Uzbekistan powinien znaleźć się wysoko na Waszej liście podróżniczych życzeń.