"Bez nich nie ma życia", "To life saver". Młodzi boją się funkcjonować bez... słuchawek
Oczywiście zawsze są denerwujące sytuacje w autobusie, pociągu, czy gdziekolwiek – w restauracji, na poczcie, przychodni etc. – gdy ktoś bez słuchawek ogląda film, słucha muzyki, czy puszcza dziecku bajki.
Ale to inna historia.
Generalnie raczej wszyscy ze słuchawek korzystamy, na kablu czy bez. Lubimy je mieć przy sobie. To już normalna rzecz, gdy człowiek idzie ulicą i wygląda, jakby gadał do siebie. W komunikacji miejskiej też mnóstwo ludzi ze słuchawkami na uszach. Bywa, że ktoś rzuci tekst, że jakiś "młody w słuchawkach" nic nie słyszy, nie ustąpi miejsca itp. itd.
Norma, taka rzeczywistość.
Ale czy powiedzielibyście, że nie możecie żyć bez słuchawek? Albo – czy zdajecie sobie sprawę, że wasze dzieci/ich koledzy i koleżanki/znajomi mogą nie wyobrażać sobie bez nich życia? Że w sieci niektórzy piszą o fobiach społecznych i twierdzą, że ze słuchawkami czują się bezpieczniej?
"Najgorszy jest moment, jak musisz ściągnąć te słuchawki i w jakiś sposób wrócić do rzeczywistości bez muzyki", "Życie bez słuchawek jest takie ciężkie", "Strasznie goło się czułam bez słuchawek przez dwa dni. Świetnie się czuję, jak mam słuchawki, bo się nie stresuję wszystkim dookoła" – to tylko kilka wpisów.
Albo: "Ja mam tak też przez fobię społeczną, czuję się jakoś bezpieczniej", "Bez słuchawek jak bez ręki. Kocham muzykę, a po drugie moja fobia społeczna jest mniej męcząca".
"Przynajmniej mogę nie słyszeć myśli"
Przez przypadek trafiam na jeden ze wpisów. Potem na kolejny i kolejny. W którymś momencie, hurtem, coraz bardziej dają do myślenia.
Wniosek wydaje się prosty. Jako dorosły krzywo patrzysz na młodego człowieka w słuchawkach na uszach, który świata wokół nie widzi, nie ustąpi miejsca w tramwaju, nie słyszy, co się do niego mówi? Pomyśl, że nie zawsze kryje się za tym to, co najczęściej myślisz o młodym pokoleniu.
"Gdziekolwiek idę czy to nawet na spacer, to nie wyobrażam sobie wyjść z domu bez słuchawek, bez nich to już jak bez ręki".
"Właśnie sobie uświadomiłam, że jak pójdę na basen, to nie mogę mieć słuchawek. Jak mam cokolwiek robić sama bez słuchawek???".
"Słuchawki to life saver, szczególnie w komunikacji miejskiej".
"To life saver, bo przynajmniej mogę nie słyszeć myśli".
"Mam słuchawki, bo wtedy czuję się lepiej".
Oczywiście nie każdy tak ma. – Ja też nie wyjdę z domu bez słuchawek. Nie wyobrażam sobie siedzieć w metrze i nie słuchać jakiegoś podcastu albo rozmawiać przez telefon bez nich na uszach. Ale bez przesady, to chyba są jakieś skrajne przypadki – reaguje znajoma, której czytam parę takich wpisów.
Faktycznie, komentarzy pod hasłem "Zapomniałem słuchawek. Zwariuję 3 godziny w pociągu bez muzyki" albo "Jeszcze gorzej, jak są rozładowane, a nie masz ich jak podłączyć" znajdziecie w sieci dużo.
Jakby współczesnym dramatem miała być jakakolwiek podróż bez nich, bo nagle niejeden młody człowiek nie ma pojęcia, co robić z czasem.
Ale inne wpisy zwracają większą uwagę.
Kilka miesięcy temu głośny w sieci był post młodej kobiety, którą w Lidlu poproszono o zdjęcie słuchawek.
"Jestem osobą autystyczną, mam nadwrażliwość na dźwięki, z którą radzę sobie poprzez słuchawki i muzykę. Pozwala mi to kontrolować bodźce, jakich doświadczam" – opisywała swoją sytuację.
Ale powody noszenia słuchawek mogą być różne. Niektóre brzmią jak uzależnienie.
Ktoś pisze na przykład, że zapomniał słuchawek do szkoły i to była tragedia, bo droga była smutna i nudna.
Ktoś inny żali się, że brat pożyczył jego słuchawki na wyjazd i miał oddać wieczorem, ale jednak wraca jutro: "Ku..., ja nie umiem funkcjonować bez słuchawek".
Albo: "Nie mam słuchawek i mi głupio trochę iść bez słuchawek do piekarni!".
Co może mówić to o społeczeństwie?
"Fizycznie są w danym miejscu, ale wirtualnie są gdzie indziej"
Prof. Kazimierz Krzysztofek, socjolog z SWPS, mówi o ucieczce od rzeczywistości.
– Ludzie zawsze uciekali od realności. W seriale, w książki, zawsze zanurzali się w inną rzeczywistość. A technika sprawiła, że dziś robią to w ten sposób. To ucieczka we własną bańkę – komentuje w rozmowie z naTemat.
– Chodzi o stworzenie sobie bańki w przestrzeni miejskiej, która dla ludzi wydaje się nieprzyjazna i hałaśliwa. Myślę, że dotyczy to zwłaszcza dużych miast, które atakują sygnałami dźwiękowymi i wizualnymi, wręcz mamy do czynienia z patologiczną wizualizacją tej przestrzeni. I to może być ucieczka od tego. To indywidualizacja, personalizacja tej przestrzeni, związana z kreowaniem własnego świata najczęściej poprzez muzykę – mówi.
Uważa, że jest to niebezpieczne, ponieważ takie izolowanie się niszczy wspólnotę ludzi w tej przestrzeni.
– Na Times Square w Nowym Jorku przeprowadzono kiedyś eksperyment, z którego wynikało, że ludzie w słuchawkach nie zwracali uwagi na to, co się dzieje tuż obok nich. Eksperyment polegał na tym, że na ulicy kładł się człowiek. Nie wiadomo, z jakiego powodu, czy zemdlał, czy był pod wpływem alkoholu, ale ludzie w słuchawkach go omijali. O wiele częściej zatrzymywali się ci, którzy nie mieli słuchawek na uszach. I starsi, dla których ta przestrzeń była czymś wspólnym, dzielonym – mówi socjolog.
Słuchawki odwrażliwiają ludzi na najbliższą przestrzeń. W psychologii jest to nazywane formą eskapizu.
Ale, jak dodaje, może to mieć także pozytywny efekt.
– Ludzie nie są wtedy agresywni. Kiedy są stłoczeni w przestrzeni, bywają agresywni. A kiedy się od niej izolują, zamykają się w wykreowanym przez siebie małym świecie. Oni fizycznie są w danym miejscu, ale wirtualnie są gdzie indziej. To jest ucieczka ze świata, który jest brzydki. A ze słuchawkami na uszach ktoś kreuje sobie własny, estetyczny świat – komentuje socjolog.
Zasadniczo społecznych badań na ten temat raczej nie ma. Mówi się o wpływie słuchawek na zdrowie, o bezpieczeństwie na drogach, o wypadkach, ale nic poza tym.
– Nie znam żadnych badań, poza eksperymentem w Nowym Jorku. Aż się prosi, żeby zrobić badania na ten temat – uważa prof. Krzysztofek.
Czytaj także: https://natemat.pl/394969,czy-jazda-nartach-w-sluchawkach-jest-bezpieczna