Dryjańska: Szlag mnie trafia, gdy słyszę PiS ws. Szmydta. Da się głupiej? Poczekajmy
Człowieka, który szanuje fakty i logikę, może trafić szlag, bo PiS właśnie gwałci je ze szczególnym okrucieństwem. Mnie trafia, gdy słucham tego, co od poniedziałku na temat Tomasza Szmydta wygaduje elita byłej władzy, w której imieniu miał prześladować (wróć: dyscyplinować) sędziów, którzy nie podporządkowali się PiS-owi w jego zapędach upartyjnienia wymiaru sprawiedliwości.
Nagle nikt pana Szmydta nie zna, albo kojarzy go tylko z widzenia. Można jednak pójść jeszcze dalej.
PiS wypiera się Szmydta po jego ucieczce na Białoruś
Sowicie opłacani propagandyści byłej władzy, bracia Karnowscy, ci, którzy opublikowali wywiad z ambasadorem Rosji po jej ataku na Ukrainę, zapewniają zawzięcie, że nie pamiętają, by sędzia Szmydt bywał w ich mediach (bywał i to wiele razy). Jarosław Kaczyński kłamie, że facet, który miał dla jego rządu wykonywać brudną robotę, by wymusić uległość wobec PiS na sędziach, jest tak naprawdę związany z Koalicją 15 października (w Polsce pod rządami Tuska Szmydtowi podobało się tak bardzo, że aż uciekł na Białoruś; tak, panie Kaczyński, to ma sens).
Byli wiceministrowie od Zbigniewa Ziobry, Łukasz Piebiak i Sebastian Kaleta, na wyścigi dystansują się od byłego podwładnego, który w dzień miał prześl… dyscyplinować sędziów, a wieczorem razem z wierchuszką – rusycyzm użyty nieprzypadkowo – Ministerstwa Sprawiedliwości na hejterskim czacie wymieniał się hakami na sędziów, którzy nie chcieli pocałować prezesa w pierścień.
Otóż do resortu Szmydt został "pozyskany" (Piebiak) albo "zrekrutował się" (Kaleta). No co, wy nigdy się nie zrekrutowaliście do miejsca, gdzie chcieliście pracować? Zaraz dowiemy się, że ten członek pisowskiej kasty sam był swoim szefem i sam płacił sobie rządową pensję. A potem sam wsadził się na stołek dyrektora biura prawnego w PiS–KRS (upartyjnionej Krajowej Radzie Sądownictwa).
Kto wie, poczekamy kilka dni i może jeszcze okaże się, że Szmydtowi pomocy prawnej nigdy nie udzielał prawnik z Ordo Iuris, organizacji przytulanej przez poprzednią władzę, o której Marta Lempart ze Strajku Kobiet nie mogła mówić, że jest finansowana przez Kreml. Pewnie to też sam Szmydt pod osłoną nocy wywieszał w całej Polsce pisowskie plakaty mające przedstawić sędziów jako złodziei kiełbasy. Tak dużo przypadków, tak mało wspomnień…
Wybiórcza pamięć biało-czerwono-niebieskiej prawicy
Wierchuszka PiS – rusycyzm znowu użyty nieprzypadkowo – pamięta za to, że nominację do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie wręczył Szmydtowi prezydent Bronisław Komorowski. To ma być koronny dowód biało-czerwono-niebieskiej prawicy na to, że Szmydt to kumpel Tuska.
Wygodnie "zapominają" jednak o tym, że do sądu okręgowego Szmydta awansował prezydent Lech Kaczyński. Wiadomość z ostatniej chwili: prezydenci wręczają tysiące takich nominacji, a to, że mąż skruszonej hejterki Małej Emi otrzymał ją od prezydentów Kaczyńskiego i Komorowskiego o niczym nie świadczy.
Sytuacja, w której mówi się tylko o jednym z nich, świadczy za to o tym, jak bardzo PiS-owi pali się pod siedzeniem po ucieczce Szmydta. Sędzia – hejter za ich rządów miał się jak pączek w maśle. Zwiał dopiero wtedy, gdy do władzy przyszła opcja, która za jeden z głównych celów postawiła sobie przywrócenie praworządności na wzór europejski.
Trzeba wielokrotnie upaść na głowę lub zwyczajnie kłamać (stawiam na tę drugą opcję), by wiązać Szmydta z obecną władzą dlatego, że w po kilku latach od ujawnienia przez Onet afery hejterskiej zaczął sypać swoich towarzyszy nienawiści z resortu Ziobry. Facet latami robił karierę dzięki łasce PiS, karierę znacznie wykraczającą poza standardowe i zbiorowe nominacje.
I nie przykryją tego krzyki trolli (mam nadzieję, że przynajmniej opłacanych, a nie aż tak głupich), że Szmydt to człowiek – do wyboru – dziennikarek Marty Gordziewicz lub Justyny Dobrosz-Oracz, bo te, gdy u Ziobry sprawa hejtu się rypła, a on chciał mówić, zadawały mu pytania. Da się głupiej? Poczekajmy, oni dopiero się rozkręcają.
Polska w Unii lub Polska z Rosją
15 października 2023 roku jako Polki i Polacy mieliśmy wiele szczęścia, że zdołaliśmy skierować nasze państwo na kurs powrotny do Unii Europejskiej. Kaczyński i jego świta orientowali się bowiem na wschód, co widać było w samym dążeniu do upartyjnienia wymiaru sprawiedliwości, jak i odrzuceniu – jak Rosja – za pośrednictwem pani Julii "odkrycia towarzyskiego" Przyłębskiej orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, o ile nie podobają się elicie władzy.
Myli się Robert Mazurek, gdy wzdycha i przewraca oczami, mówiąc o tym, że trwa teraz próba przerzucania się Szmydtem jak gorącym kartoflem. W tej sytuacji to, z kim był związany Tomasz Szmydt, jest kwestią najwyższej wagi.
W Polsce panuje szkodliwa alergia na kontekst: na każde takie wydarzenie patrzy się oddzielnie, wycinkowo, jak na nieszczęśliwy wypadek. Prawda jest taka, że zakochany w Rosji i Białorusi Szmydt został pupilkiem byłej władzy właśnie dlatego, by zaprowadzać w Polsce rosyjskie standardy.
Politycy PiS krzycząc "Polska, Polska!" dusili organizacje pozarządowe – jak Putin, uruchamiali państwowe szczucie na ludzi LGBT – jak Putin, i próbowali wziąć na smycz sędziów – jak Putin. Nie mogli znaleźć lepszego człowieka do realizacji swoich celów niż Tomasz Szmydt. Pisowskie kłamstwa nie wymażą tych faktów.
Czytaj także: https://natemat.pl/410161,grzegorz-rzeczkowski-o-risi-putin-wodzi-za-nos-pis-i-ordo-konserwatystow