Pali coraz więcej Polaków. A teoretycznie dzisiaj łatwiej rzucić, niż 10 lat temu 

redakcja naTemat.pl
31 maja 2024, 06:10 • 1 minuta czytania
Z najnowszych raportów wynika, że papierosy pali niemal 30 procent Polek i Polaków. Co jeszcze bardziej zatrważające, nie bardzo garniemy się do tego, aby z nałogu wychodzić. Pod tym względem plasujemy się w ogonie UE. Deklarację co do chęci rzucenia papierosów, składa zaledwie co dziewiąty palacz. A przecież - przynajmniej w teorii - rzucenie palenia jest dzisiaj znacznie łatwiejsze, niż kilkanaście lat temu. 
Fot. 123rf.com / liudmilachernetska

Dwa miliony lat życia w zdrowiu - tyle rocznie tracimy, jako społeczeństwo, w wyniku palenia papierosów. Do takich wniosków doszli analitycy, zbierający dane do badania Global Burden of Disease - niezwykle rozległej i szczegółowej analizy ponad 360 wskaźników zdrowotnych, mierzonych dla 250 krajów i zróżnicowanych pod względem płci i wieku. 


Jak rozumieć tę statystykę? Chodzi o potencjalną sumę lat życia ludzi, którzy w danym roku zmarli przedwcześnie w wyniku chorób odpapierosowych. Taka liczba robi wrażenie. 

Dodajmy do tego, że wydatki służby zdrowia na leczenie palaczy oraz koszty związane z przebywaniem osób palących na zwolnieniach lekarskich sięgają rocznie, bagatela, 92 mld zł. Co więcej, koszty te przewyższają aż czterokrotnie wpływy z akcyzy na papierosy. 

Leczenie chorób wywołanych paleniem jest jednak nie tylko kosztowne, ale również przewlekłe i niezwykle bolesne. Statystyki są bezlitosne: pacjenci onkologiczni mają nie więcej niż 40 proc. szans na przeżycie dwóch lat - pod warunkiem poddania się radioterapii i chemioterapii. Nieleczony rak płuca rozprawia się z organizmem w góra osiem miesięcy. 

Podsumowując: z powodu papierosów umiera w naszym kraju rocznie około 70 tysięcy osób. To aż 17 proc. wszystkich notowanych w Polsce zgonów. Znaczna część z nich, to ludzie umierający właśnie na raka płuca. Szacuje się, że 9 na 10 osób, u których rozwija się ta konkretna choroba, pali lub w przeszłości paliło papierosy. 

Dlaczego więc nie chwytamy się każdej możliwej “deski”, która mogłaby ratować nas od skutków palenia? Odpowiedź zna chyba każdy palacz. Bo walka z nałogiem jest prosta jedynie na papierze. Z drugiej strony, nie da się ukryć, że dzisiaj mamy coraz więcej narzędzi, które zdecydowanie ułatwiają nam rozstanie się z papierosami. 

Przyczyny? Niepewność i stres

Specjaliści są zgodni: pomimo mody na “bycie fit”, palenie papierosów nadal, niestety, pozostaje w trendzie. Powstanie tego paradoksu to “wina” kilku czynników, z których główny wydaje się dość prozaiczny: stres. 

Wystarczy spojrzeć na najmłodsze pokolenie określane literą “Z”: jest ono uważane za najbardziej zestresowaną grupą społeczną. Zetki martwią się kryzysem klimatycznym, obawiają o powtórkę z pandemii, nieufnie patrzą w przyszłość. 

I choć współczynnik młodych palaczy nie jest aż tak wysoki, jak w przypadku osób starszych rocznikowo, to obserwacja ich zachowań daje do myślenia: wszyscy żyjemy pod presją, a ta nie pozostaje bez wpływu na nasze zachowania. Millenialsi czy pokolenie X tłumią więc lęki na różne, znane sobie i wypróbowane wcześniej, sposoby: objadamy się, zamykamy w czterech ścianach czy, właśnie, sięgamy po papierosy. 

Uczucie komfortu wywołane paleniem jest złudne i jeśli przynosi jakąkolwiek ulgę, jest ona niezwykle krótkotrwała. Tyle jednak wystarczy, aby przekonać nasz mózg, że to “dobre” rozwiązanie. Niestety, w drugą stronę nie działa to tak sprawnie. 

Wychodzenie z nałogu to proces długotrwały, wymagający jasnej deklaracji i dużego zaangażowania. Co nie znaczy, że droga ta jest niemożliwa do przejścia, wręcz przeciwnie. W skali świata można wskazać nacje, które święcą w tej “dyscyplinie” spore triumfy.

Jakie jest rozwiązanie? Zmiana systemu, ale i myślenia

Gdy mowa o sukcesie w walce z epidemią palenia, prędzej czy później padnie przykład Szwecji. Ten skandynawski kraj, który jeszcze kilka dekad temu miał dość typowy odsetek palaczy papierosów w społeczeństwie, dzisiaj może pochwalić się jego znaczącym spadkiem tej liczby do 5 proc. To najmniej w UE. Według ogólnie przyjętych definicji można więc mówić, że Szwecja poradziła sobie z papierosami i ma status „kraju wolnego od dymu papierosowego”. Jak do tego doszło? 

Kluczową rolę – obok profilaktyki antynikotynowej – odegrała tu strategia redukcji ryzyka, poparta kampaniami społecznymi i dużym wsparciem specjalistów. Szwedzi przyjęli do wiadomości, że większość palaczy nie rzuci nałogu z dnia na dzień. Zawarta w papierosach nikotyna jest bowiem zbyt silnym czynnikiem uzależniającym. To jednak nie ona sprawia, że śmiertelność wśród palaczy jest tak wysoka. 

Najbardziej szkodliwe są tu, substancje powstające w wyniku procesu spalania, w tym ciała smoliste czy karcynogeny (związki rakotwórcze). A te można przecież albo znacznie ograniczyć, albo całkowicie wyeliminować – i takie produkty są na rynku od lat. A w Szwecji były nawet od dekad.

W przypadku Szwecji wybór padł na snus, czyli tytoń w formie saszetek umieszczany pod dziąsłem. Używka – nielegalna w UE, a w Skandynawii znana i stosowana przez palaczy od dawna – nie pozostaje bez wpływu na zdrowie, niemniej jednak jej szkodliwości nie można nawet porównywać z papierosami. 

Co ciekawe, w tym roku Szwedzi podnieśli o 9% akcyzę na papierosy, ale obniżyli ją aż o 20 proc. na snus. Niższe opodatkowanie mniej szkodliwego źródła nikotyny ma skłonić szwedzkich palaczy do rezygnacji z wyżej opodatkowanych i znacznie bardziej szkodliwych papierosów.

Jak ustalił Europejski Komitet Naukowy ds. Pojawiających się i Nowo Rozpoznanych Zagrożeń dla Zdrowia (SCENIHR), po przeanalizowaniu danych dot. używania snusu w Szwecji:  

Szwecja przestała więc rekomendować podejście radykalne, czyli “rzuć albo umieraj”, a zaczęła stosować podejście pragmatyczne, które w pierwszym rzucie ma przede wszystkim sprawić, że ludzie przestaną palić papierosy nawet za cenę przejścia na mniej szkodliwe produkty, jak snus czy e-papierosy lub podgrzewacze tytoniu, które również przyczyniają się do ograniczenia odsetka osób palących papierosy. W efekcie odsetek palaczy w ostatnich latach zmalał tu 3-krotnie, a odsetek osób chorujących na raka jest w Szwecji o 41 proc. niższy niż w innych krajach UE.

Redukcja ryzyka spowodowanego paleniem, bo właśnie taką nazwę nosi strategia zastępowania papierosów innymi, mniej od nich toksycznymi i ryzykownymi dla zdrowia palaczy źródłami nikotyny, powoli przebija się do świadomości również w innych krajach. I choć WHO nadal pozostaje tej strategii niechętna, to w krajach takich jak Szwecja palacze wdrażają ją na własną rękę. 

Co ciekawe, w krajach, w których rządy oficjalnie wspierają strategię redukcji ryzyka, jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, odsetek palaczy papierosów w ostatnich latach maleje. Na Wyspach Brytyjskich to 12,9 proc., a w USA – 11,5 proc. 

Szwecja postawiła na snus. Wielka Brytania na e-papierosy. A USA na podgrzewacze tytoniu, uznając nawet jeden z nich (IQOS) za wyrób tytoniowy zmodyfikowanego ryzyka i twierdząc, że zastępowanie przez palaczy papierosów podgrzewaczami jest sytuacją „właściwą dla promocji zdrowia publicznego”. 

W alternatywnych dla papierosów źródłach nikotyny nie dochodzi bowiem do procesu spalania tytoniu, który jest główny źródłem problemu w tym nałogu. Brak spalania pozwala nie tylko wyeliminować substancje smoliste, ale przede wszystkim zmniejszyć ekspozycję organizmu palacza na związki toksyczne w porównaniu z paleniem papierosów. 

Jest jednak pewien "haczyk” – w zamiennikach dla papierosów też jest nikotyna, więc nie są one obojętne dla zdrowia (ani tym bardziej „zdrowe”) i nie pozwalają rzucić nikotynowego nałogu. Mogą natomiast okazać się mniejszym złem dla nałogowego palacza, niż sięganie po zapalniczkę i paczkę fajek. I w tym sensie rozstanie z papierosami może być dzisiaj dla palaczy nieco łatwiejsze, niż jeszcze kilkanaście lat temu.