Koniec epoki PiS to nie to samo, co koniec PiS. O czym świadczą wyniki wyborów do PE?

Anna Dryjańska
09 czerwca 2024, 22:12 • 1 minuta czytania
Zwycięstwem Koalicji Obywatelskiej zakończyły się wybory do Parlamentu Europejskiego (38,2 proc.). Na podium stanęły jeszcze PiS (33,9 proc.) i Konfederacja (11,9 proc.). Jednak najważniejszym wynikiem jest dziś 39,7 proc., czyli frekwencja. Taka część dorosłego społeczeństwa pofatygowała się do urn. Mimo próśb i gróźb polityków Polacy wybrali grilla.
Wybory do PE. PiS przegrywa z KO fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

To nie jest zarzut do konkretnej partii politycznej czy środowiska. To w ogóle nie jest zarzut. Być może nie mogło być inaczej, skoro to już trzecie wybory w ciągu ośmiu miesięcy. Ludzie są zmęczeni zarówno temperaturą sporu, jak i tym, że znowu czegoś się od nich chce. Poza tym regułą, z wyjątkiem roku rekordowego roku 2019 (45,68 proc.), była frekwencja w wyborach do PE na poziomie 20 procent z kawałkiem. Naprawdę nie jest źle.


Zresztą ile razy skuteczny może się okazać argument o tym, że to najważniejsze wybory od 1989 roku, o wszystko? Wbrew wojennej retoryce liderów partyjnych społeczeństwo dobrze wiedziało, że najważniejsza była elekcja 15 października 2023 roku. Dlatego wybory europejskie cieszyły się znacznie mniejszym zainteresowaniem.

Nareszcie po wyborach

Przyznaję, że dawno już tak nie wyczekiwałam końca kampanii. Jestem zmęczona polityką, choć jej śledzenie to moja praca. A co mają powiedzieć ludzie, którzy życie publiczne obserwują z doskoku, w ramach dodatku do swoich codziennych zajęć? Na wybory poszłam z poczucia obowiązku, ale nie dziwię się tym, którzy – jak prof. Marek Migalski w wywiadzie dla naTemat – stwierdzili, że w niedzielę 9 czerwca znajdą sobie inne zajęcie.

Badania opinii publicznej konsekwentnie pokazują, że Polki i Polacy nie widzą połączenia między aktywnością Parlamentu Europejskiego a swoim życiem. Ba, wielu z nich nie potrafi wymienić nazwiska nawet jednego polskiego europosła! A jest ich niemało, bo 53.

Cieszyć się może Koalicja Obywatelska, której zwycięstwo – według exit poll o 4,3 punktu procentowego – daje dużą psychologiczną przewagę nad PiS-em. Nie bez powodu Donald Tusk w swoim wystąpieniu podkreślił, że to pierwszy triumf nad partią Jarosława Kaczyńskiego od 10 lat.

Wybory parlamentarne pokazały, że PiS-owi można odebrać władzę, zaś europejskie, że można go pokonać. Jednak warto pamiętać, że koniec epoki PiS to nie to samo, co koniec PiS. Partię Jarosława Kaczyńskiego poparł co trzeci głosujący – to nadal ogromny kapitał.

Skrajna prawica na podium, koalicjanci z tyłu

Sukces odniosła Konfederacja. Skrajna prawica stanęła na podium, a względnie duża reprezentacja w europarlamencie – według szacunków 6 europosłów – da jej tak pożądaną widoczność wśród elektoratu. To ziarno zasiane przed wyborami prezydenckimi, w których kandydat skrajnej prawicy raczej nie zwycięży, ale może wpłynąć na skręt kampanii.

Liderzy Trzeciej Drogi i Lewicy podczas wieczoru wyborczego miny mieli nietęgie i nic dziwnego. Czwarte i piąte miejsce – odpowiednio 8,2 proc. i 6,6 proc. – świadczą o słabnącej pozycji mniejszych ugrupowań koalicji rządzącej. Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz, Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń coraz mniej są partnerami, a coraz bardziej przystawkami Donalda Tuska. Podobnie ich postulaty, które KO może skanibalizować albo odrzucić.

Bez wyciągnięcia wniosków z gorzkiej lekcji, jakiej Trzeciej Drodze i Lewicy udzielili wyborcy, przyszłość tych formacji rysuje się w ciemnych barwach.

Dobra wiadomość dla społeczeństwa natomiast jest taka, że do następnych wyborów – prezydenckich – został rok. To daje ludziom szansę na to, by choć latem odetchnęli od nieustającej kampanii, która naznaczyła ostatnie miesiące. Dla partii, które osiągnęły wynik poniżej oczekiwań, to szansa na to, by wymyślić się na nowo. A rządzący mogą zająć się rządzeniem bez obaw, jakie drgnięcie w sondażach wywołają ich decyzje.

Czytaj także: https://natemat.pl/558368,wyniki-wyborow-do-parlamentu-europejskiego-mamy-dane-z-badania-exit-poll