Tajemnicze zaginięcie w Ustce. Wiadomo już, co stało się z właścicielem porzuconej na plaży walizki

Konrad Bagiński
22 czerwca 2024, 15:07 • 1 minuta czytania
Na usteckiej plaży odnaleziono porzucone ubrania oraz walizkę. Znalezisko postawiło na nogi wszystkie służby. Prowadzono poszukiwania od strony wody, a po ich zakończeniu – na lądzie. Zakładano różne scenariusze, w tym najbardzej tragiczny. Finał sprawy okazał się stosunkowo niegroźny. Właściciel "zguby" odnalazł się w jednym kawałku. Jedyne, co mu dolegało, to ostre upojenie alkoholowe...
To nie pierwsze poszukiwania na usteckiej plaży Fot. Hubert Bierndgarski/REPORTER

Na plaży w Ustce znaleziono ubrania i walizkę z dokumentami. Nie było przy nich właściciela. Sprawa postawiła na nogi wszystkie służby. Założono różne scenariusze, w tym tragiczne.


– Od godziny 10 trwały poszukiwania. My, jako służba SAR, szukaliśmy od strony lądu. Dodatkowo poszukiwania były prowadzone też od strony wody. Ostatecznie nikogo nie odnaleziono – przekazywał w rozmowie z TVN24.pl Rafał Goeck, rzecznik prasowy Morskiej Służby Poszukiwań i Ratownictwa.

Akcja była pokłosiem odnalezienia na plaży w Ustce walizki oraz kompletu ubrań. W walizce znaleziono również dokumenty. Policja wiedziała więc, kogo szuka, problem polegał na tym, że nie wiadomo było, co się z tą osobą stało.

W wariancie optymistycznym zakładano, że właściciel lub właścicielka walizki i ubrań po prostu o nich zapomniała. Być może z powodu choroby, być może dobrej zabawy. Właściciel lub właścicielka walizki mógł/mogła też paść ofiarą jakiegoś przestępstwa.

Brano też pod uwagę najczęstszy w takich przypadkach scenariusz, a mianowicie taki, że osoba, która dopiero co przyjechała nad morze, skierowała swoje pierwsze kroki na plażę i postanowiła się wykąpać. Mieszkańcy Ustki pamiętają wiele historii o osobach, które pierwszy raz weszły do morza i już z niego nie wyszły.

– Takie przypadki zdarzają się niestety często. Tata opowiadał mi o jednym szczególnie zapadającym w pamięci przypadku. Po mężczyźnie, który po raz pierwszy raz w życiu przyjechał nad morze, zostały tylko ubrania. One znaczyły szlak, którym biegł, by się wykąpać. Buty, spodnie, koszula, torba. Wbiegł do morza z rozpędu, pełen radości. Jego ciało odnaleziono dwa dni później – mówi nam jeden z mieszkańców Ustki.

Właściciel walizki odnaleziony. Żywy ale pijany

Na szczęście w tym konkretnym przypadku poszukiwania zakończyły się rezultatem pozytywnym. Po południu właściciel walizki odnalazł się. Żywy, aczkolwiek mocno nietrzeźwy.

– Informacja o prowadzonych poszukiwaniach została przekazana do innych służb przez policję. Mężczyzna został odnaleziony przez funkcjonariuszy straży miejskiej na terenie Ustki, jest cały i zdrowy. Badanie alkomatem wykazało, że w organizmie mieszkańca województwa mazowieckiego znajduje się blisko 2,5 promila alkoholu. Z uwagi na jego stan policjanci podjęli decyzję o umieszczeniu go w izbie wytrzeźwień – powiedział mł. asp. Jakub Bagiński, oficer prasowy z Komendy Miejskiej Policji w Słupsku, którego słowa cytuje serwis tvn24.pl.

Kąpiel w morzu wymaga rozsądku i ostrożności

Niemniej warto w tym miejscu przypomnieć, jak zdradliwie i niebezpieczne może być polskie morze. Zwłaszcza jeśli nie podchodzi się do niego z należytym szacunkiem i ostrożnością.

Zdaniem ratowników, od niewiedzy na temat prądów wstecznych, które są podstawową przyczyną utonięć nad morzem, gorsza jest tylko przemądrzałość plażowiczów. Prąd wsteczny nie jest żadnym nowym zjawiskiem. W przyrodzie występuje od zawsze. Najprościej można zobrazować go na przykładzie rzeki, która płynie w środku morza/oceanu, ale jej nurt kieruje się w stronę przeciwną do brzegu.

Wszystko to jest dość zdradliwe, bo miejsce, w którym występują prądy, zwykle jest bardziej "spokojne". To największy problem, bo w takich miejscach do wody najchętniej wchodzą rodzice z dziećmi i osoby, które chcą odpocząć, np. pływając na materacu. Nim się zorientują, są już kilka kilometrów od plaży.

Gdzie nad Bałtykiem występuje prąd wsteczny i jak z niego wyjść?

Nad Bałtykiem prądy wsteczne występują niemal wszędzie, ale są dwa miejsca, w których ukształtowanie dna szczególnie im sprzyja. Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z naTemat.pl Jarosław Radtke, prezes pomorskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, to ciąg od Rozewia do Władysławowa i od rejonu Jantaru i Stegny aż pod Krynicę Morską. Oba odcinki liczą około 10 km.

– Warunkuje je ukształtowanie dna. W jednym z miejsc, w rejonie Władysławowa jest uskok na dwa metry, a dalej na cztery, gdzie fala się podnosi. To się wczasowiczom bardzo podoba i chcą tam dopłynąć, ale z konsekwencji nie zdają sobie sprawy – opisuje ratownik.

W miejscach tych występują dwa typy prądów – denny i powierzchniowy. – Denny podcina nogi do tego stopnia, że jest w stanie przewrócić pod wodę zdrowego, dorosłego mężczyznę. W przypadku prądów powierzchniowych siła nie wystarczy. Potrzeba jeszcze techniki, która pozwala z niego wypłynąć. Trzeba dać się wciągnąć w morze i na skosy próbować się wydostać. Żeby jednak dać sobie radę, trzeba bardzo dobrze umieć pływać, bo fala zalewa głowę z każdym uderzeniem – wyjaśnia Jarosław Radtke.

Wiele zależy także od wiatru. Nad Bałtykiem często wieje bowiem z północnego wschodu lub północnego zachodu. – Wczasowicze wchodzą poskakać przez falę, ale nie zauważają, że każdy skok przenosi ich o kilka metrów w bok. Po chwili wpadają w miejsce, w którym występuje prąd – wyjaśnia ratownik. Wtedy można liczyć wyłącznie na to, że ktoś udzieli im pomocy. Ale ta może nie nadejść.