"Latam więcej niż pani", "Jesteś kelnerką pokładową". Stewardessy zdradziły, co słyszą od pasażerów
– To zdumiewające zjawisko. Latają z nami prawnicy, lekarze, dziennikarze, ludzie na wysokich stanowiskach, którzy na co dzień podejmują odpowiedzialne decyzje, jednak w powietrzu dzieje się z nimi coś niedobrego. Tak jakby wkraczając na lotnisko, pasażerowie zostawiali mózg w bagażu. A bagaż jest w cargo, więc na pokładzie nie ma z nim łączności – mówi naTemat doświadczona stewardessa.
O to, kto najbardziej daje im w kość w czasie lotu, zapytaliśmy członków personelu pokładowego. Rozmówcy naTemat są zgodni: najbardziej uciążliwi, a bywa że i niebezpieczni, są pasażerowie...
1. Pijani, naćpani
Pilot Piotr Czuban zaznacza, że nie chodzi o osoby, które przed startem ukoją nerwy jednym drinkiem. – Jeśli ktoś przed lotem wypije piwo, a potem grzecznie siada i zapina pas, to nie ma o czym mówić. Ale już pasażerowie bardzo pod wpływem to zapowiedź awantur i roszczeniowości – mówi kapitan Czuban.
Stewardessy, z którymi rozmawiamy, zaznaczają, że odurzeni pasażerowie są kłótliwi. Nieprzyjemni są nie tylko dla nich, ale także innych podróżnych, a konflikt zbiorowy to ostatnie, czego trzeba w cienkiej, metalowej puszce na wysokości 10 kilometrów. Dodatkowo osoby pod wpływem alkoholu czy narkotyków często nie stosują się do zasad bezpieczeństwa: odmawiają zapięcia pasa, czy ustawienia fotela w pozycji pionowej. Nigdy nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać.
– Takich pasażerów eliminujemy już na ziemi – mówi jedna ze stewardess (wszystkie prosiły o zachowanie anonimowości). Jak? Obsługa naziemna wyławia z tłumu zgromadzonego przed bramką osoby, które zataczają się lub zaczepiają innych podróżnych i wszczynają awantury. W ruch idzie telefon, a na miejsce przybywają służby.
– Ten pan lub pani nie poleci. Wystarczy samo zataczanie się. Skoro pasażer jest tak mocno pod wpływem, to nie chcemy ryzykować, że coś mu się stanie w powietrzu. Mało kto o tym wie, ale na wysokości przelotowej alkohol działa na nas znacznie mocniej niż na ziemi. To, co normalnie oznaczałoby solidnego kaca, w chmurach może być bezpośrednim zagrożeniem dla zdrowia lub życia – mówi stewardessa.
Niestety – dodają nasze rozmówczynie – nie zawsze udaje się zapobiec temu, by pijany pasażer wszedł na pokład. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy wypije dużą ilość alkoholu tuż przed startem. Wtedy przykre efekty spożycia pojawiają się już w powietrzu.
– Miałam kiedyś nieplanowane lądowanie z pasażerem pod wpływem. Był bardzo wulgarny, nie można go było ujarzmić. Wkurzał innych pasażerów, wszczynał kłótnie. Cały czas naciskał guzik przyzywający załogę. Nie działały prośby ani straszenie kapitanem. W końcu musieliśmy zrobić przystanek i oddać pana w ręce policji. Przepadły mu całe wakacje – opisuje rozmówczyni naTemat.
Pasażerowi, który w ten sposób skończy swoją podróż, grozi niewpuszczenie do kraju docelowego, a także wpisanie na czarną listę linii lotniczych i w konsekwencji kłopoty z powrotem do domu. Czasami mimo wysiłków personelu sytuacja eskaluje do tego stopnia, że agresywnego pasażera trzeba obezwładnić.
– Mamy na pokładzie kajdanki, linki do przywiązywania rąk, taśmę na usta i jesteśmy szkoleni, jak ich użyć – stwierdza doświadczona stewardessa. Szczęśliwie nigdy nie musiała po nie sięgnąć.
Tymczasem nieplanowanego lądowania raczej nie spowodują...
2. Panowie pokładu
"Latam więcej niż pani", "Jesteś kelnerką pokładową", "Ja wiem lepiej" – to tylko kilka tekstów, które, jak mówią nasze informatorki, padają z ust aroganckich, trzeźwych pasażerów. Wybuch wściekłości może wywołać prośba o schowanie walizki do półki bagażowej lub zapięcie pasów, zwłaszcza jeśli lampka zapala się nagle na wysokości przelotowej.
– Ktoś lata raz na dwa miesiące i myśli, że wie lepiej niż kapitan, czy będą turbulencje. Przecież to absurdalne – mówi członkini personelu pokładowego.
Podobnie na nerwy załodze działają "specjaliści", którzy z niczym niezmąconą pewnością siebie głośno oznajmiają, że samolot to kupa złomu, wywołując niepokój innych podróżnych. Skąd wiedzą? Znają się, bo latają kilka razy w roku.
Stewardessom trudno zachować zawodowy uśmiech, gdy ktoś odmawia zapięcia pasa. Stwarza w ten sposób zagrożenie dla siebie i innych pasażerów. Gdy samolot "przepadnie", wszystko, co nie jest przypięte, uderzy w sufit. A potem spadnie na głowy innych pasażerów.
Przeczytaj też: Największa katastrofa lotnicza wydarzyła się... na ziemi. Straszliwy wypadek na Teneryfie wstrząsnął światem
"Pani jest tu dla mnie, proszę mnie nie pouczać" – słyszą stewardessy od opornego podróżnego, który za nic ma procedury bezpieczeństwa. Czasami odmawia zapięcia dziecka, bo właśnie zasnęło i nie chce go budzić. Nikt nie myśli o tym, że ceną za chwilową wygodę malca może być uraz kręgosłupa podczas turbulencji.
Wtedy przychodzi moment na zaangażowanie kapitana. Jedni przekazują na piśmie specjalne upomnienie, które ma podpisać krnąbrny pasażer. Inni wywołują awanturnika przez system nagłaśniający: "Pan w czerwonej koszulce na miejscu 33A, proszę zapiąć pas!". Pod wpływem autorytetu kapitana rumakowanie zwykle się kończy. A jeśli nie? Wtedy przychodzi czas na fazę trzecią: przekazanie niesubordynowanego podróżnego w ręce policji.
Uciążliwi bywają także...
3. Bezmyślni rodzice
– Rodzice z dziećmi to trudni pasażerowie – stwierdza jedna z naszych rozmówczyń. I wcale nie chodzi jej o uciążliwy płacz podczas lotu. Od razu zastrzega: – Lubię dzieci, mam zresztą swoje, ale części rodziców wydaje się, że zabawianie ich pociech to obowiązek personelu lub innych pasażerów. Mylą się.
Stewardessy zwracają uwagę na to, że niektórzy rodzice wchodzą na pokład samolotu kompletnie nieprzygotowani: bez książeczek, kolorowanek, zabawek. Co więc robić z maluchem przez te kilka lub wręcz kilkanaście godzin?
– Na przykład jeden z panów wpadł na "genialny" pomysł, by zamykać dziecko w półce bagażowej, a potem ją otwierać i krzyczeć "a kuku!". Nie wziął zabawek, więc zrobił zabawkę z samolotu. Przecież bywa tak, że te zamki się zacinają. I co wtedy? A co by powiedział, gdyby jego dziecko przygniótł bagaż podczas turbulencji? Ręce opadają. Rodzice mają mnóstwo takich pomysłów – mówi członkini załogi.
Kolejna malownicza sytuacja. – Trwa wieczorny serwis. Jestem odwrócona plecami do przodu samolotu, rozlewam kawę i herbatę. Nagle światło w samolocie gaśnie, zapala się, gaśnie, zapala się... I tak w kółko. Popatrzyłyśmy na siebie z koleżanką. Od razu skoczyło nam ciśnienie: to mógł być sygnał zbliżającej się dekompresji, a więc za chwilę wypadłyby maski tlenowe. Czyli trzeba kończyć serwis i szykować się na kłopoty – opowiada rozmówczyni naTemat.
Groza szybko zmieniła się w złość.
– Tymczasem... patrzymy, a tu na przedzie samolotu stoi tata, który trzyma na rękach swoje około 4-letnie dziecko. Unosi je, by mogło sięgnąć do panelu przeznaczonego dla załogi, a ono włącza i wyłącza guziki "bo mu się nudzi". Co on sobie wyobrażał?! Strasznie go ochrzaniłyśmy – wspomina kobieta.
Tak spektakularna bezmyślność zdarza się jednak rzadko. Bardziej powszechny jest po prostu brak opieki rodziców nad dziećmi.
– Rodzice często puszczają dzieci samopas. Potem znajdujemy zdezorientowanego, wystraszonego malucha na drugim końcu samolotu. Dzieci plączą nam się pod nogami, gdy przygotowujemy serwis, podgrzewamy napoje i posiłki. To niebezpieczne! Najmłodsze nie potrafią trafić na swoje miejsce. Wtedy zarządzamy poszukiwania rodziców – opisuje stewardessa.
Stewardessy podkreślają, że nie oczekują wiele. – Fajnie by było, gdyby rodzice zwracali uwagę na to, co robią ich dzieci i w razie czego reagowali. Nie pozwalali na rysowanie kredkami świecowymi po szybach, kopanie w fotel, słuchanie bajek bez słuchawek, rozrzucanie paluszków, naklejanie naklejek na fotele. Pomiędzy lotami nie mamy czasu na mycie okien. Niestety niektórzy myślą, że skoro płacą, to kultura już nie obowiązuje – wzdycha nasza rozmówczyni.
Członkinie personelu pokładowego nie kryją irytacji, gdy rodzice zostawiają im "na pamiątkę" zużyte pieluchy swoich dzieci. – Nie rozumiem tego. W samolocie jest przewijak, a mimo wszystko niektórzy rodzice zmieniają dziecku pieluchę na miejscu obok. Myślą tylko o sobie, nie o innych pasażerach, którzy chcą jeść, spać lub czytać i nie czuć smrodu. O prywatności ich dzieci już nie wspominam – mówi członkini załogi.
Na zwróconą uwagę bezmyślni rodzice nierzadko reagują agresją. "To tylko dziecko", "proszę nie przesadzać", "a co ja mam niby zrobić?" – pytają niesforni pasażerowie.
– Pamiętam lot, gdy mama próbowała dać mi do ręki zużytą pieluchę, zawiniętą w dokładnie nic. Odsunęłam się, poprosiłam ją, żeby wstała, wskazałam toaletę, powiedziałam, że jest w niej kosz. Ale nie, pani nie chce się pofatygować, bo "to tylko siusiu". Straciłam cierpliwość. "Dla pani to tylko siusiu pani dziecka, dla mnie to ludzki mocz, a tymi rękami za chwilę podaję posiłek". Obraziła się – mówi nasza rozmówczyni.
Zużyte pieluchy zamiast w koszu często kończą w kieszeniach fotelowych – tych samych, które załoga musi sprawdzać po każdym locie ze względów bezpieczeństwa. – To bardzo niefajne trafić ręką na zużytą pieluchę – krzywi się jedna z naszych rozmówczyń.
Wkurzenie z zupełnie innych powodów wywołują pasażerowie.
4. Molestatorzy
Na szczęście coraz rzadziej, ale ciągle zdarza się, że rozochoceni pasażerowie klepią stewardessy w pośladki. Zamiast wykwalifikowanych specjalistek, które w razie czego uratują im życie podczas ewakuacji, widzą w nich obiekty seksualne, które nie dysponują czymś takim, jak nietykalność osobista.
– Są tacy pasażerowie, zwłaszcza mężczyźni, którym wydaje się, że kupili stewardessę razem z biletem – złości się nasza rozmówczyni. Jak mówi, z czasem problem maleje, bo Polacy są coraz bardziej oblatani, ale molestowanie seksualne wciąż bywa problemem. Zresztą nie chodzi tylko o Polskę.
– W takiej sytuacji stosujemy technikę zawstydzania pasażera. Najpierw śmieje się nam w twarz, ale gdy angażujemy koleżanki i innych podróżnych, to mina mu rzednie. Pojawia się presja. Ludzie pytają "no co pan robi?!", "jak tak można", "opanuj się pan". Wtedy pojawia się skrucha – mówi stewardessa.
Pilot Piotr Czuban wspomina sytuację, gdy molestowanie seksualne w samolocie prawie skończyło się nieplanowanym lądowaniem.
– Mieliśmy na pokładzie piłkarzy jednej z francuskich lig, którzy właśnie odnieśli ważne zwycięstwo. W ramach świętowania klepnęli stewardessę, która przechodziła z jednego końca samolotu na drugi, osiemnaście razy. Ilu ich tam siedziało, tyle razy została klepnięta. Wyszedłem do nich z kokpitu. Zapowiedziałem, że jeśli się nie uspokoją, to lądujemy na najbliższym lotnisku i zrobię im takie show, że pozna ich cały świat. Podziałało – mówi kapitan Czuban.
5. Awanturnicy
Nie ma już kanapki, którą sobie upatrzyli. Personel pokładowy nie chce dłużej serwować im alkoholu. Nie mogą zapalić elektronicznego papierosa, choć bardzo by chcieli. Lista powodów, dla których pasażer może zacząć się awanturować, jest bardzo długa. Błahostka urasta do wielkiego problemu, a ludziom puszczają nerwy.
– Niektórzy wyzywają nas tak, że uszy więdną. Dlaczego? Bo myślą, że robimy im na złość. Nie rozumieją, że nie mamy nieskończonego zapasu kanapek z serem, nie możemy pozwolić, by pili na umór, a papieros elektroniczny stanowi zagrożenie pożarowe – tłumaczy rozmówczyni naTemat.
Problem staje się poważniejszy, gdy za kłótliwym pasażerem wstawiają się inni. Wtedy awantura potrafi objąć cały samolot. – W sezonie wakacyjnym lotów jest więcej, więc opóźnienia są nieuniknione. Rozumiem, że ludzie są zdenerwowani, gdy nie wylatujemy o czasie, ale to nie powód, by nas mieszać z błotem. Jeden pasażer zaczyna narzekać, potem dołączają inni, a na koniec pojawiają się wyzwiska. Opóźnienia to nie nasza wina. My przecież też wolimy skończyć pracę o czasie – mówi członkini załogi.
Szczególną podkategorią podniebnych awanturników są awanturnicy utajeni. Podczas lotu siedzą cicho, ale potem ślą do linii lotniczych najdziwniejsze skargi. – Jedna z pasażerek żądała zadośćuczynienia za to, że podczas nocnego lotu w samolocie nie panowała kompletna ciemność. Zgodnie z procedurami zostawiłyśmy przyćmione światło, tak by na przykład podróżni przemieszczający się w kabinie mogli trafić do toalety. Pasażerka stwierdziła, że właśnie przez to "ostre" i "rażące" światło jej córka dostała zapalenia spojówek – wspomina stewardessa. Członkinie załogi podkreślają, że z każdej nietypowej lub potencjalnie pozwogennej sytuacji piszą raport, by w razie skargi pracodawca dysponował także opisem sytuacji z ich perspektywy. Jak mówią, próby uzyskania zadośćuczynienia, choć motywowane bardzo oryginalnie, zwykle kończą się fiaskiem.
Ogólnie jednak stewardessy oceniają, że o ile jeszcze 20 lat temu "problemowy" był około co dziesiąty podróżny, teraz ich udział stopniał kilkukrotnie: do błędu statystycznego. Zdarza się, że przez cały tydzień nie ma żadnych incydentów. – Normalnych, kulturalnych pasażerów jest coraz więcej. Aż chce się latać – podsumowuje stewardessa.