Jeździłem włoskim elektrykiem z Tychów. Junior na prąd byłby idealmente, gdyby nie jedna rzecz
W tym roku na rynku zadebiutowała Alfa Romeo Junior, z domu Milano, ale musiała ponownie przejść chrzest przez kaprys włoskiego rządu. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj.
Nowy samochód segmentu B z prawdziwie włoskim, sportowym DNA marki, który ma podbić serca młodych kierowców oraz miłośników Alfy Romeo. Czy firmie z Mediolanu uda się to zadanie? Moim zdaniem ma spore szanse. Przede wszystkim ze względu na bardzo świeżą koncepcję i nowoczesny wygląd. No zobaczcie tylko na to cudo.
Jedyne co bym zmienił, to scudetto, czyli maskownicę chłodnicy, która dostępna jest w kilku wzorach. Jednak ten "alfowy" wąż średnio moim zdaniem się prezentuje i bardziej wolałbym tradycyjną krateczkę.
Wnętrze też ma to coś
W środku też jest komfortowo. Oczywiście, jeździłem topową wersją elektryczną Juniora Elettrica Veloce, więc zamiast plastiku piano black na desce rozdzielczej i tunelu środkowym miałem alcantarę. Jednak jej obecność na kierownicy, moim zdaniem to już przesada, bo nie wróżę temu rozwiązaniu zbyt dużej trwałości.
Na ogromną pochwałę zasługują za to bardzo wygodne fotele oraz sprawnie działające multimedia z czytelnym interfejsem. Oczywiście złośliwi powiedzą, że środek to składanka Citroena i Peugeota, ale nie da się tam nie dostrzec ducha Alfy Romeo oraz licznych detali, które robią robotę i wyróżniają tę markę na tle reszty Stellantisa.
Co do walorów praktycznych...
Nie da się ukryć, że Włosi robili, co mogli, żeby ten 4-metrowy samochód wykorzystać jak najlepiej pod kątem przestrzeni. Dlatego też mamy bagażnik o pojemności 400 litrów - najwięcej w swoim segmencie, czy przegrodę na kable pod maską z przodu. Do tego rozsądną ilość całkiem pojemnych schowków.
Umówmy się, że segment B nie należy mimo wszystko do najbardziej wygodnych jeśli chodzi o przestrzeń dla pasażerów na tylnej kanapie i tutaj jest podobnie - na przejażdżkę po mieście będzie okej, ale już na długie podróże raczej nie polecam.
Ale najważniejsze pytanie: jak on jeździ?
To miałem okazję dokładnie przetestować na torze w Balocco. I muszę powiedzieć jedno: to auto, jeszcze w połączeniu ze sportowymi oponami i udoskonalonym układem kierowniczym prowadzi się fenomenalnie i klei się niemiłosiernie do drogi. Czuć to sportowe DNA Alfy Romeo od pierwszych chwil za kółkiem.
Zryw też ma świetny, bo nowy i bardziej ergonomiczny silnik elektryczny o mocy 207 KM i momencie obrotowym 345 Nm potrafi rozpędzić go od 0 do 100 km/h w 5,9 sekundy. Jak na segment B jest to niezły wynik.
Na pokładzie ma wszelkie dobrodziejstwa techniki jak: aktywny tempomat, asystenta autostradowego drugiego poziomu, system monitorowania martwego pola czy awaryjne hamowanie z wykryciem pieszych i rowerzystów.
Szkoda tylko, że bateria nie jest nowa, bo to ta sama, stosowana np. w Jeepie Avengerze, co sprawia, że według WLTP auto to ma zasięg 405 km. Realnie więc, przy w miarę optymalnych warunkach atmosferycznych może przejedzie te 300 km. Gorzej, jak popada, albo będzie mróz lub upał, a do tego mamy ciężką nogę... wtedy zapewne o tych 300 km będzie można tylko pomarzyć.
I to zasięg, moim skromnym zdaniem, będzie największą bolączką dla kupujących i to nie tylko w Polsce. No i ta cena w porównaniu do spalinowej wersji. Według konfiguratora to ponad 212 tysięcy złotych.
Główny konkurent Juniora Elettrica Veloce – Volvo EX30 to koszt 180 tysięcy złotych. Fakt, że tam mamy auto w podstawie. W przypadku Alfy Romeo to już napakowane bajerami i dobrze wyposażony wóz. Kiedy zaczniemy tak dokładać do Volvo, to będzie grubo ponad 212 tys. zł.
Ale dlaczego ktoś miałby kupować elektryczną Alfę Romeo, skoro może mieć wersję z silnikiem spalinowym w podstawie za 130 tysięcy? Nawet po wykupieniu full opcji, to nadal nie jest 200 tysięcy złotych. No, chyba że jako drugie auto do śmigania po mieście.
Czytaj także: https://natemat.pl/562187,jeep-avenger-bev-sprawdzamy-czy-warto-kupic-elektrycznego-jeepa