Weszłam na grupy antyszczepionkowe i... nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Tak omijają system

Alicja Jabłońska-Krzywy
01 sierpnia 2024, 11:00 • 1 minuta czytania
To, co zobaczyłam i przeczytałam na antyszczepionkowych grupach w Internecie, wbiło mnie w fotel. Energia (i pieniądze!), jaką ci ludzie poświęcają na zrobienie wszystkiego, aby zohydzić szczepienia innym lub zapobiec szczepieniu dziecka są niewiarygodne. Szkoda, że tej samej energii nie przeznaczają na zapewnienie zdrowia sobie i swoim bliskim.
Antyszczepionkowcy są przekonani, że za choroby dzieci odpowiadają szczepionki Fot. Piotr Kamionka/REPORTER

Choć w ich odczuciu to właśnie robią - chroniąc przed m.in. alergią, autyzmem, zespołem Aspergera, śmiercią niemowląt, uszkodzeniem mózgu, nagłym zgonem. Ta lista jest oczywiście sporo dłuższa, a "zwykłe" zaburzenie odporności to przy tym tak zwany pikuś.


Na jednej z grup matka, która "przejrzała na oczy", straszy inne: "Po jaką cholerę w ogóle szczepiłaś, teraz twój synek będzie miał autyzm i ADHD jednocześnie".

Inna informuje, że u niej już się to stało. "Dziecko zatrzymało się w rozwoju na rok! Przestało mówić, a mówiło dużo i ładnie, od szczepienia zaczęło się też zanosić płaczem aż do utraty przytomności".

Powszechną na forach "wiedzą" jest, że "szczepienia nigdy nie chroniły, to fejk, wszyscy daliśmy się zrobić w bambuko", jak również "trujecie małe dzieci szczepionkami pełnymi metali ciężkich z aluminium i rtęcią na czele! Tak bardzo jesteście w kieszeni banksterów z koncernów farmaceutycznych!"

Wszyscy wszystko ukrywają, czyli jak powstają teorie spiskowe

Najczęstsze powody hejtu na szczepionki biorą się z opinii, że są one pełne groźnych wirusów, bakterii oraz toksyn, są truciznami. A istniejące na to dowody są ukrywane zarówno przez producentów szczepionek, jak i organizacje rządowe, powołane w celu ochrony zdrowia. Te organizacje wszak działają w zmowie z przemysłem farmaceutycznym. Ale to opinie, nie fakty.

Wielu osobom wydaje się, że mają dostęp do wiedzy. Nie, mamy bardzo duży dostęp do informacji i opinii, nie do faktów. W mediach społecznościowych słuchamy osób, które wypowiadają się na dany temat, ale nie mają z nim nic wspólnego. Są samozwańczymi specjalistami, którzy w ładny sposób potrafią ubrać pewne informacje w słowa. A z drugiej strony nie ma przeciwwagi - osób, które dostarczają wiarygodną wiedzę, w tym wypadku w kwestii chorób zakaźnych czy szczepień.Prof. Tomasz SobierajskiSocjolog, wakcynolog społeczny, kierownik Ośrodka Badań Socjomedycznych Uniwersytetu Warszawskiego

Profesor Sobierajski podkreśla, że tą przeciwwagą nie są, jakkolwiek wiarygodne, dane na stronach ministerstwa czy innych instytucji rządowych, ponieważ dzisiaj głównym źródłem informacji na temat świata są media społecznościowe. Nawet nie kanały telewizyjne czy portale.

A znakomita większość z nas, nawet wykształconych osób, nie ma świadomości, że tam działa algorytm, który za każdym razem, gdy zatrzymamy się na osobie, opowiadającej bzdury na temat naszego zdrowia, podsunie nam kolejne takie osoby. W pewnym momencie zamykamy się w bańce bzdur i przejmujemy ten sposób myślenia.

Z tego m.in. względu, antyszczepionkowe podziemie, profile w mediach społecznościowych, internetowe fora i grupy mają się dobrze i toczą swoje dyskusje.

Zupełnie nieświadomie podgrzał je ostatnio Główny Inspektor Sanitarny, dr n. med. Paweł Grzesiowski. Na antenie TVN24 przedstawił pomysł zmiany kar grzywny za odmowę obowiązkowych szczepień na możliwe do szybkiej egzekucji mandaty, nakładane bezpośrednio przez sanepid.

Jego zdaniem obecny system jest zbyt skomplikowany i długotrwały, a od decyzji o nałożeniu kary do momentu jej ściągnięcia, upływa nawet kilka lat.

– Są to mniejsze kwoty, ale to od razu daje możliwość wskazania, że dane zachowanie jest nieakceptowane przez system ochrony zdrowia w Polsce. Dzisiaj kary grzywny za nieszczepienie wynoszą kilkadziesiąt tysięcy złotych, (...) natomiast my proponujemy mandaty kilkusetzłotowe, egzekwowane prawie natychmiast, w zwykłej procedurze mandatowej – powiedział szef GIS.

Pomysł ten ma zapobiec niepokojącemu trendowi, jakim jest zwiększająca się liczba odmów obowiązkowych szczepień dzieci, a co za tym idzie powrót "zapomnianych chorób", takich jak choćby odra czy krztusiec.

Według danych Państwowego Zakładu Higieny, każdego roku jest ich o ok. 10 tys. więcej, a rok 2023 z liczbą ponad 87 tysięcy był rekordowy. To spowodowało, że w pierwszym półroczu 2024 r. było ponad dziesięciokrotnie więcej zachorowań na odrę niż w tym samym czasie w roku ubiegłym.

Wzrastają również zachorowania na krztusiec, wg szefa GIS w tym roku jest ich prawie siedem tysięcy, czyli trzy razy więcej niż przeciętnie w poprzednich latach. Na tę chorobę zmarło niedawno w Polsce pierwsze dziecko.

– Smutny przypadek śmierci dziecka, które jest jeszcze nie zaszczepione, pokazuje, na czym polega odporność populacyjna. To dziecko zaraziło się od kogoś z zewnątrz, nie zachorowało samo z siebie, ktoś bakterie krztuśca przyniósł do tego dziecka – mówił dr Grzesiowski w Faktach TVN.

Tak upada jeden z argumentów środowisk antyszczepionkowych, jakoby zachorowalność i umieralność na choroby zakaźne od dawna spadała sama z siebie, zatem szczepienia nie są konieczne.

"Zapłaciłem za konsultację, jak zablokować obowiązkowe szczepienie dziecka. Wiem, w co uderzać"

Głównym celem działania antyszczepionkowego podziemia jest szerzenie toksycznych poglądów, ale również dzielenie się metodami i pomysłami na to, jak oszukać system i nie zaszczepić dziecka. Są oni pod tym względem super kreatywni, a ich działania godne najlepszych strategów. Uderzanie w lekarzy, w sanepid... taktyki są przemyślane i konsekwentnie realizowane.

Wmawianie lekarzom, że robią coś nieprofesjonalnie, wzbudzanie w nich obaw o niepożądane odczyny poszczepienne czy zarzut, że badanie kwalifikacyjne nie zostało przeprowadzone zgodnie z wiedzą medyczną ("zwykłe zajrzenie do gardełka - kpina!"), to tylko wybrane z pomysłów.

Do lekarzy i podmiotów leczniczych trafiają specjalnie przygotowane pisma, z zarzutami dotyczącymi fałszowania dokumentacji medycznej i poświadczenia nieprawdy, narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo. Ich nadawcy powołują się na konkretne przepisy Kodeksu karnego.

Pojawiają się absurdalne żądania o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w stosunku do lekarza, którego skarga dotyczy, lub o zmianę lekarza na takiego, który będzie realizował swoje obowiązki zgodnie z zamysłem rodzica. Są też informacje o skierowaniu skargi na lekarza do właściwej izby lekarskiej.

Porad, w co uderzyć, jakie dokumenty złożyć do właściwych organów udzielają często prawnicy z kancelarii wyspecjalizowanych w takich sprawach, którzy przygotowują też stosowne pisma.

Na stronie jednej z nich czytam: Odwołanie należy oprzeć na surowych przepisach, gdyż (…) jedynie wykazanie błędów proceduralnych daje możliwość uchylenia się od nałożonej grzywny i obowiązku szczepień.

Najbardziej kreatywne pomysły pochodzą jednak od samych rodziców. Często powtarzające się to żądanie od lekarza, aby napisał oświadczenie, że po zaszczepieniu dziecka nie będzie żadnych komplikacji lub pytanie go, czy ma pewność, że dziecko nie jest uczulone na którykolwiek składnik szczepionki. Jak piszą zadowoleni rodzice: "Konsternacja w oczach lekarza - bezcenna! Żaden niczego nie napisze ani nie potwierdzi!".

To jednak te "lajtowe", są bardziej patologiczne: "Proponuję podrobienie karty szczepień, praktycznie nie do wykrycia, ale tu potrzebne przekupienie pielęgniarki/lekarza - najlepiej to działa w prywatnych klinikach" czy "Załatwiasz z pielęgniarką w przychodni, żeby wpisała numer seryjny szczepionki do książeczki, a samą szczepionkę w cholerę wyrzuciła do kosza".

Czas zrozumieć mechanizmy i zacząć działać

Chciałabym zrozumieć, czy poza brakiem rzetelnej wiedzy, mają tu miejsce jeszcze jakieś inne mechanizmy, które odsuwają nas od zdroworozsądkowego myślenia na korzyść prania mózgu?

To, że nie doceniamy roli szczepień wynika paradoksalnie z dobrobytu, nam jest wygodnie, mamy bardzo dobrą opiekę zdrowotną, znakomitych specjalistów i wydaje nam się, że w każdej trudnej sytuacji oni to nasze niezaszczepione dziecko uratują, co jest niestety nieprawdą. Przeprowadzone przeze mnie jakiś czas temu badanie pokazało, że im bogatsi i często też wykształceni ludzie, tym mają mniejszą skłonność do tego, żeby szczepić dzieci. Uważają, że zasobność ich portfela uratuje zdrowie dziecka.Prof. Tomasz SobierajskiSocjolog, wakcynolog społeczny, kierownik Ośrodka Badań Socjomedycznych Uniwersytetu Warszawskiego

– Kolejnym elementem jest kwestia bardzo mocno rozwiniętej duchowości, która wspiera naszą niedojrzałość. A ta duchowość jest najczęściej związana z różnego rodzaju praktykami spirytualnymi, tak zwaną medycyną naturalną, szamaństwem. I ci szamani uważają, że są w stanie nas wyleczyć i w związku z tym nie są nam potrzebne zewnętrzne ingerencje medyczne. Wystarczy kontakt z naturą oraz proponowane przez nich suplementy, które nie wiadomo, jaki mają skład i jak działają – dodaje.

Jak z tym zatem walczyć w sytuacji, w której metody prośby, groźby, a potem kary nie przynoszą spodziewanych efektów? Jak podkreśla ekspert, na to są i muszą zacząć być stosowane skuteczne metody. Należą do nich np. wstrzymanie wypłaty środków z programu 800+ czy odmowa przyjęcia dziecka do publicznego przedszkola.

Te rozwiązania doskonale sprawdziły się w wielu innych krajach, więc na co jeszcze czekamy?