Tak jak Izabela P. była Świadkiem Jehowy. Mówi nam, dlaczego odeszła

Anna Dryjańska
22 sierpnia 2024, 06:13 • 1 minuta czytania
Informacje o zaginięciu Izabeli P. śledziła tak jak cała Polska. Gdy dowiedziała się, że kobieta jest Świadkiem Jehowy, sprawa nabrała dla niej osobistego wymiaru. Sama do niedawna należała do tego wyznania. Znamy jej imię i nazwisko, ale prosi o zachowanie anonimowości. Na potrzeby tego tekstu wybiera sobie imię: Anna. A na koniec ma dla czytelników ważny apel.
Świadkowie Jehowy na kongresie w Zielonej Górze w 2015 roku (zdjęcie poglądowe). fot. PIOTR JEDZURA/REPORTER

Nie wiadomo, co się działo z Izabelą P. przez 11 dni, gdy trwały intensywne poszukiwania. Wiadomo, że wycieńczona i głodna pojawiła się u drzwi swoich znajomych w Bolesławcu. Na pytanie, dlaczego Izabela zniknęła, odpowiedź mogą dać jej zeznania. Na razie wiadomo, że kobieta odmawia kontaktu z rodziną.


Anna historię 35-letniej Izabeli śledziła z zapartym tchem. Sama była, podobnie jak zaginiona, Świadkiem Jehowy. Zdecydowała się jednak odejść ze wspólnoty.

– Ludzie odchodzą od Świadków Jehowy w różny sposób. Są tacy, którzy nie wyobrażają sobie dalszego życia we wspólnocie, ale jednocześnie nie wierzą w to, że czeka ich coś dobrego poza nią. Inni uciekają, czasami wręcz na drugi koniec świata. Są też tacy, którzy znajdują w sobie odwagę, by głośno powiedzieć, że już nie chcą być Świadkami Jehowy – mówi Anna.

Odeszła od Świadków Jehowy

Sama należy do tej trzeciej grupy. Rok temu opuściła wspólnotę razem z mężem. – Mam szczęście, bo mój najbliższy przyjaciel jest ze mną. Znacznie trudniej odejść w pojedynkę – relacjonuje.

Dlaczego? – To nie jest społeczność niebezpieczna fizycznie, ale żeby z niej wyjść, musisz mieć dużą siłę psychiczną. Wiesz, że konsekwencje będą bardzo trudne do udźwignięcia. W jedną chwilę tracisz cały świat. Odwracają się od ciebie wszyscy znajomi. Zostajesz sama w rzeczywistości, której nie znasz – mówi. 

Proszę, by podała przykłady.

– Przyjaciele, których masz od dziecka, na twój widok odwracają głowę. Gdy mówisz znajomym "dzień dobry" w Biedronce, nie odpowiadają – relacjonuje Anna. 

Kobieta przyznaje, że próbowała walczyć o te relacje, tłumaczyć bliskim, że zrywanie kontaktów jest nie tylko niesprawiedliwe, ale i nieludzkie. Jej zdaniem nikt nie powinien być tak traktowany. Jednak walka o uratowanie przyjaźni skończyła się porażką. Nie ma już wspólnego chodzenia na kawę, jeżdżenia na wakacje, spotykania się całymi rodzinami. 

– Staram się to zrozumieć i nie mieć im tego za złe. Ci ludzie tkwią w skomplikowanych układach. W pewnym momencie po prostu musiałam się z tym pogodzić – wspomina Anna.

Wychodząc ze wspólnoty czujesz się jak na emigracji

A co ma na myśli, mówiąc o nieznanej rzeczywistości po odejściu od Świadków Jehowy? W końcu urodziła się w Polsce, tu chodziła do szkoły, tu pracuje, wzięła ślub i wychowuje dzieci. Trudno być bardziej "stąd". Anna wzdycha.

– Wychodząc ze wspólnoty, czujesz się jak na emigracji. Nie do końca znasz język, kulturę, nie wiesz, jak się zachować w różnych codziennych sytuacjach. Sporo rzeczy znasz tylko z książek. To pokazuje, jak bardzo ta religia izoluje cię od otoczenia – mówi.

Gdy znowu proszę o konkretny przykład, Anna odpowiada na początku jednym słowem: urodziny. Potem wyjaśnia: – Świadkowie Jehowy nie obchodzą urodzin. Jest to zakazane. Wychodzisz ze wspólnoty i nagle uwiadamiasz sobie, że nie wiesz, jak się organizuje przyjęcie urodzinowe, jak wybrać prezent, jak go wręczyć. Takich sytuacji jest multum. Jako dorosła osoba uczysz się, by jak ktoś kichnie mówić "na zdrowie", a gdy wznoszony jest toast, że zwyczajowo stuka się kieliszkami.

Reszta świata jest jakby za szybą

– Cała nasza energia, zasoby, pomysły – wszystko ma być nakierowane na wspólnotę religijną. Jako dzieciom szkolnym nie wolno nam wziąć cukierka od kolegi, który ma urodziny, śpiewać hymnu, świętować Dnia Matki – tłumaczy Anna.

– Jako dorośli też jesteśmy izolowani: nie możemy angażować się w akcje charytatywne, koło gospodyń wiejskich czy w organizacje pozarządowe. W nic! W pracy nie możemy dorzucić się na prezent urodzinowy dla kolegi, bo zabrania tego nasza religia, choć cały czas mówi się, że to nasz osobisty wybór. W praktyce wszystko ma zostawać we wspólnocie. Reszta świata jest jakby za szybą – kontynuuje.

Annę bawi też to, że Świadkowie Jehowy twierdzą, że wykonują między innymi takie zawody jak nauczyciel, prawnik, lekarz czy naukowiec. 

– To nie jest cała prawda. Jesteśmy nieustannie zniechęcani do studiów. Starsi zboru powtarzają nam, że trzeba prowadzić proste życie, wykonywać nieskomplikowany zawód. Nie ma wprost zakazu studiowania, ale za wzór stawiane są osoby, które poprzestały na szkole średniej. Mówi się, że to przynosi błogosławieństwa. Jeśli ktoś studiuje albo chce studiować, jest oskarżany o nieczyste intencje, materializm i odbieranie uwagi "sprawom Królestwa Bożego". Jego rodzina traci pozycję w społeczności – relacjonuje.

Anna tłumaczy, że oczywiście istnieją nauczyciele, prawnicy, lekarze czy naukowcy, którzy są Świadkami Jehowy, ale zazwyczaj nie wychowali się w tej wierze, tylko zaczęli ją wyznawać już po ukończeniu studiów.

Dlaczego kobieta odeszła od Świadków Jehowy?

Dlaczego Anna przestała być Świadkiem Jehowy? To, że musi odejść, stało się dla niej jasne latem zeszłego roku, gdy razem z dziećmi uczestniczyła w kongresie religijnym.

– Moje dzieci słyszały, że wkrótce nastąpi koniec świata, Armagedon, a przeżyją go tylko dobrzy Świadkowie Jehowy. Wszyscy inni zginą straszną śmiercią. To nie był wypadek przy pracy – na tym strachu opiera się cała ta religia. Mnie też to powtarzano od wczesnego dzieciństwa. I właśnie wtedy, na tym kongresie, zrozumiałam, że nie chcę, by moje dzieci wychowywały się w lęku i poczuciu winy. Nie chcę, by oddychały strachem – mówi Anna.

Od tego czasu rozmówczyni naTemat trzyma się z dala od każdego wyznania. – Religia jest mi już obca. Zrozumiałam, że nie muszę w tym lęku uczestniczyć. Wybieram życie – podkreśla kobieta.

Pytam Annę jak teraz, po roku od odejścia, ocenia swój były kościół. Jakim słowem by go określiła? Anna chwilę się namyśla. – Gdy rozmawiam z ludźmi, którzy nie byli Świadkami Jehowy, używam słowa "sekta" albo terminu "organizacja destrukcyjna". Nie chcę demonizować, są przecież gorsze religie, ale chcę pokazać, w jak totalny sposób to wyznanie organizuje ci życie. Mamy nawet taką grę towarzyską: wymień sferę życia, która twoim zdaniem nie ma kompletnie nic wspólnego z religią, a ja ci powiem, jakimi regulacjami obwarowali ją Świadkowie Jehowy – mówi kobieta.

"Gra towarzyska"? Pytam Annę, jak wygląda jej życie prywatne rok po tym, gdy razem z mężem straciła wszystkich znajomych. 

– Bardzo zainwestowaliśmy w relacje z ludźmi. Spotykaliśmy się dużo i z kimkolwiek, by nawiązać nowe znajomości. Po tych miesiącach mogę powiedzieć, że mamy już pierwsze potencjalne przyjaźnie. Świat jest pełen pięknych, dobrych ludzi, o różnych poglądach i zainteresowaniach. A ja poszłam na studia – uśmiecha się Anna.

Anna była Świadkiem Jehowy. Teraz ma apel

Jako Świadek Jehowy kobieta doświadczyła wyśmiewania, złośliwości i dyskryminacji. Nie zaskakują jej przykre komentarze, które pojawiły się w sieci, gdy ujawniono, że do Świadków Jehowy należy Izabela P. Mówiąc delikatnie, przekonanie niektórych internautów, że należy prowadzić poszukiwania kobiety, wyraźnie wtedy osłabło.

– Zachęcam do życzliwości wobec Świadków Jehowy, bo oni mają naprawdę trudno – ktoś ich zwyczajnie oszukał i zmanipulował. Przez to nieraz mają bardzo skomplikowane i ciężkie życie – mówi Anna.

Za tym, by wobec Świadków Jehowy przybrać "postawę czułości", przemawia zdaniem Anny wiele powodów. – Im więcej wrogości doświadczają Świadkowie Jehowy, tym bardziej utwierdzają się w tym, że wyznają jedynie prawdziwą religię i tym trudniej im odejść. Na tym opiera się doktryna Świadków Jehowy: uczniowie Jezusa to prześladowani, a reszta świata to prześladujący. Nie umacniajmy podziału "oni i reszta świata". Wszyscy jesteśmy ludźmi. Wszyscy jesteśmy światem – podsumowuje Anna.

Świadkowie Jehowy: Musimy zmagać się z ostracyzmem

Wczoraj w serwisie naTemat.pl pojawiła się rozmowa z Pawłem Moczydłowskim, profesorem Krakowskiej Akademii Andrzeja Frycza Modrzewskiego, socjologiem, kryminologiem i szefem więziennictwa w latach 1990-1994.

– To w ogóle jest paradoks. Okazało się, że policję za nos wodzili świadkowie Jehowy. Podejrzewam, że wiele rzeczy, które się w tej sprawie działy, było celowym zamazywaniem obrazu. No i powiedzmy sobie szczerze: społeczność świadków Jehowy musiała brać w tym w jakiś sposób udział. Kobieta mogła przed nimi uciekać, a być może ktoś z tej grupy miał wiedzę, co się z nią dzieje – stwierdził kryminolog.

W odpowiedzi na materiał nasza redakcja otrzymała maila od Biura Informacji Publicznej Świadkowie Jehowy w Polsce.

Biuro protestuje przeciwko łączeniu wspólnoty z zaginięciem Izabeli P. oraz przedstawianiu ich w negatywnym świetle.

"Świadkowie Jehowy są obecni w Polsce od 130 lat, jesteśmy częścią społeczeństwa, mieszkamy, uczymy się, pracujemy w różnych zawodach (np. nauczyciele, urzędnicy, lekarze, ogrodnicy, prawnicy, kucharze, elektrycy, sprzątający, naukowcy itd.), a nasze dzieci korzystają z powszechnego systemu edukacji wraz z innymi rówieśnikami. Korzystamy z Internetu, mediów społecznościowych, chodzimy do kina, oglądamy telewizję i czytamy książki oraz prasę. Świadkowie Jehowy nie grupują się też w żadne zamknięte „wspólnoty” odizolowane od społeczeństwa. Wręcz przeciwnie – z przyjemnością rozmawiamy z ludźmi ze wszystkich kultur i środowisk szanując przy tym ich poglądy" – czytamy.

I dalej: "Takie publikacje szkodzą Świadkom Jehowy nie tylko jako całej społeczności, ale także poszczególnym wyznawcom: kobietom i mężczyznom, a co gorsza nastolatkom i dzieciom. Będąc częścią społeczeństwa, w efekcie w pracy czy szkole, musimy zmagać się z ostracyzmem, krzywdzącymi stereotypami i często mową nienawiści opartą na takich krzywdzących publikacjach".