"NIK potwierdził nasze najgorsze podejrzenia". Tusk komentuje ponowny wybuch afery wizowej
"366 tys. wiz dla obywateli państw muzułmańskich i afrykańskich wydanych często bez sprawdzenia, a nawet pod dyktando polityków Prawa i Sprawiedliwości" – czytamy w tekście, jaki na łamach "Gazety Wyborczej" opublikowali w poniedziałek Bartosz T. Wieliński oraz Arkadiusz Gruszczyński.
Dziennikarze przedstawili najważniejsze i najbardziej szokujące punkty z raportu, który na temat afery wizowej w rządzie PiS w ostatnich miesiącach sporządziła Najwyższa Izba Kontroli. Według relacji "GW" instytucja z Marianem Banasiem na czele miała ustalić, że "na konsulów wywierano nieustanny nacisk, by wydawali jak najwięcej wiz".
Wysokie tempo procedur wizowych w połączeniu z niskimi zasobami kadrowymi polskich placówek konsularnych miało sprawić, że utracono kontrolę nad procesem weryfikacji tego, kto jest wpuszczany do kraju nad Wisłą.
Działania podejmowane przez MSZ w zakresie nadzoru nad komponentem wizowym działalności konsularnej były niezgodne z prawem, niecelowe i nierzetelne oraz spowodowały niegospodarne rozdysponowanie środków publicznych.
Ponadto Najwyższa Izba Kontroli miała ocenić, iż "w Ministerstwie Spraw Zagranicznych funkcjonował nietransparentny i korupcjogenny mechanizm wpływania na niektórych konsulów".
Tusk o raporcie NIK ws. afery wizowej: Potwierdził nasze najgorsze podejrzenia
Publikacja tych ustaleń musiała więc doprowadzić do wybuchu afery wizowej na nowo. Po kilku godzinach od ujawnienia treści raportu NIK do sprawy postanowił odnieść się osobiście premier Donald Tusk.
"Kiedy polscy żołnierze i strażnicy graniczni narażali zdrowie i życie, chroniąc nas przed zorganizowaną przez Putina i Łukaszenkę falą nielegalnej migracji, rząd PiS wpuścił, także za łapówki, 366 tysięcy ludzi z Azji i Afryki. Raport NIK potwierdził nasze najgorsze podejrzenia" – czytamy w krótkim oświadczeniu, jakie szef rządu opublikował w mediach społecznościowych.
PiS uparcie bagatelizuje temat. "Doszło jedynie do jednego przestępstwa"
Tymczasem po prawej stronie politycznej barykady reagują głównie milczeniem. Co nie może dziwić, bo linię partyjną w tej sprawie już jakiś czas temu ustalił sam Jarosław Kaczyński. Prezes Prawa i Sprawiedliwości aferę wizową postanowił zaciekle bagatelizować.
– Doszło jedynie do jednego przestępstwa o zakresie, który obejmował ułamek promila wydanych wiz – przekonywał Kaczyński podczas czerwcowego przesłuchania przed sejmową komisją śledczą.
Całą odpowiedzialność próbował on zrzucić na byłego wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka i jego młodego współpracownika Edgara Kobosa.
– Sprawcy zostali wykryci, część aresztowana, zostały wyciągnięte wnioski polityczne, tzn. osoba, której rola na początku nie była jasna, została wycofana z rządu i listy wyborczej PiS – bronił się szef ekipy z Nowogrodzkiej.