Turyści z dnia na dzień odwołali wszystkie rezerwacje. "To skala, która może nas pogrążyć"
"Dziennie obsługiwaliśmy 15-20 autokarów, dziś nie ma żadnego", "odwiedzało nas 200-300 osób dziennie, teraz może tyle będzie w tydzień", "mamy 110 pokoi, w zeszłym tygodniu było tu 27 osób" – to na Dolnym Śląsku słyszę na każdym kroku. Skala odwołań jest tak duża, że aż trudno w nią uwierzyć. Pustkami świecą Polanica-Zdrój, Szklarska Poręba, a także muzea, hotele i górskie szlaki. Ludzie boją się powodzi, która w ten region najczęściej nie dotarła.
Na Dolnym Śląsku gorzej niż w pandemii. Powódź widmo rujnuje turystykę
Na Dolnym Śląsku zaledwie 5 ze 169 gmin zostało dotkniętych powodziami. Jednak przekaz medialny wygląda tak, jakby całe województwo było pod wodą. A to nie prawda. Spędziłam tam cały weekend i na własne oczy przekonałam się, że jest tam całkowicie bezpiecznie. To samo słyszą też turyści, którzy dzwonią do muzeów i hotelarzy. A później i tak większość masowo odwołuje wyjazdy.
– Niektórzy po prostu nie przyjechali, nie dzwonili. Szkoda, bo wiele pensjonatów to odczuje. W przeszłości ograniczała nas jedynie pandemia. Wrzesień powinien być zapełniony na 80 proc., a w tym tygodniu nie mamy nawet 20 proc. Te odwołania naprawdę nas bolą – przyznaje Rafał Sobolewski, który wraz z żoną prowadzi pensjonat w Szklarskiej Porębie.
– Ciężko mówić o policzalnej skali. Szacujemy, że odwołanych zostało 80 proc. indywidualnych rezerwacji i 100 proc. grupowych. W weekend, kiedy były podtopienia (14-15 września – przyp. red.) mieliśmy rezerwacje na ok. 100 tys. zł netto. Wszystkie zostały odwołane – mówi mi Marek Sobczak, dyrektor hotelu Kyriad Karkonosze. – To, co dzieje się podczas trwającego weekendu (21-22 września – przy. red.), to poziom ok. 30 proc. tego, co normalnie notowaliśmy podczas pogodnego wrześniowego weekendu – dodaje.
Wycieczki szkolne nagle zniknęły z Dolnego Śląska. To największy cios dla przedsiębiorców
Choć hotele i atrakcje są w pełni bezpieczne, a drogi przejezdne, to niektóre miejsca straciły 100 proc. rezerwacji. Największym problemem są bowiem wycieczki szkolne, które całkowicie wstrzymały przyjazdy na Dolny Śląsk. A właśnie we wrześniu i październiku było ich zawsze najwięcej.
– Jeżeli chodzi o szkoły, to niestety wszystkie zrezygnowały. Nie mamy na razie nic poza nadzieją, że coś się poprawi. Rozmawiam z jedną nauczycielką, która być może przyjedzie do nas w październiku. A dziennie obsługiwaliśmy 15-20 autokarów. Jest to skala, która może nas pogrążyć – mówi mi Mariusz Dubiel ze Ski-Raft zamek Międzylesie. Jego firma zajmuje się m.in. organizacją spływów pontonowych po Nysie Kłodzkiej. – Jest gorzej niż w 2020 roku w czasie COVID-u – przyznaje.
Widziałam Nysę Kłodzką, po której pływa się pontonami. Jej brzegi są poszarpane w niektórych miejscach, ale poziom wody jest już niski. Jednak panika ludzi jest ogromna. Jak dodał Dubiel, odwołania rezerwacji dotknęły nawet kwietnia przyszłego roku. A sytuacja już teraz jest na tyle bezpieczna, że po rzece można pływać. – W sobotę płynęliśmy. Jest cisza, spokój, ptaszki śpiewają. To, czego teraz potrzebujemy, to turyści – przyznaje mój rozmówca.
Wycieczki nie przyjeżdżają też do muzeów
Ogromna skala odwołań dotknęła także Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju, gdzie rezerwacje odwołało 90 proc. grup. Przez tydzień miejsce to odwiedziło tyle osób, co we wrześniu w jeden dzień.
Odwołania szkolnych wyjazdów nie rozumie także burmistrz Szklarskiej Poręby Paweł Popłoński. Jak przyznaje, jego córka miała jechać na wycieczkę do Wrocławia, ale ta została odwołana, mimo iż do powodzi w stolicy Dolnego Śląska nie doszło. Brak wycieczek to także cios dla jego miasta. Ok. 30 proc. tamtejszego budżetu stanowi turystyka.
– Jesteśmy w drugiej połowie września. Od tygodnia obserwujemy odwołanie rezerwacji na poziomie 80-90 proc., co jest absurdalne – podkreśla. – Lokalni przedsiębiorcy nie mają z czego żyć. Nie przyjeżdżając, pogłębiamy straty i kryzys finansowy wśród mieszkańców – dodał.
ZOO we Wrocławiu i Karkonosze z mniejszym zainteresowaniem
– Liczba odwiedzających spadła do jednej piątej turystów, jaką mieliśmy tutaj w analogicznym okresie ubiegłego roku. Natomiast widać, że ludzie, którzy nie pojechali pomagać w miejscach dotkniętych powodzią, zaczynają łapać oddech i przychodzą do nas. I to bardzo ważne. Nie zamknęliśmy się nawet na minutę, bo żyjemy z tego, że osoby, które chcą miło spędzić czas, dokładają się do misji ogrodu zoologicznego – przyznaje w rozmowie z naTemat Sergiusz Kmiecik, p.o. prezesa ZOO Wrocław.
Odwołania dotknęły także Karkonosze i Góry Stołowe. Szlaki dosłownie opustoszały. Od 12 do 23 września 2023 roku w Parku Narodowym Gór Stołowych sprzedano 9248 biletów. W analogicznym okresie 2024 roku jest to 1035. Spadek wyniósł zatem 89 proc.
– Szlaki są udostępnione. Najważniejsze atrakcje, czyli Błędne Skały i Szczeliniec Wielki są dostępne i można je zwiedzać – informuje Tomasz Mazur, zastępca dyrektora Parku Narodowego Gór Stołowych. – Ruch się zmniejszył. Widzimy, że okoliczne miejscowości też ucierpiały nie przez powódź, a przez to, że ruch turystyczny się zmniejszył. Ludzie odwołują rezerwacje – dodaje.
– Dzisiaj jest już naprawdę normalnie. Nic nie jest zalane, wszystkie atrakcje i hotele są otwarte. Mieliśmy to szczęście, że nas powódź nie dotknęła – informuje mnie Katarzyna Brol z informacji turystycznej w Szklarskiej Porębie.
I wszystkie te słowa mogę potwierdzić. Takich pustek na szlakach, ale i w bardzo popularnych miejscach nie widziałam od czasów pandemii. Ale wtedy turyści byli wygłodniali podróży i błyskawicznie ruszyli w trasę, kiedy stało się to możliwe.
Teraz wszystko jest inaczej. Podróżni boją się powodzi, której w przeważającej części Dolnego Śląska nie ma. Na miejscu jest bezpiecznie i nie musicie się bać. Pakujcie plecaki, wsiadajcie do samochodów i pociągów. Cieszcie się piękną jesienią na Dolnym Śląsku.