Co Chińczycy zrobili Lotusowi? Jeździłem nowym Eletre i powiem wam, że jestem w szoku
Kontynuując wątek: Geely, czyli nowy właściciel Lotusa od 2017 roku, to ten sam, który kupił Volvo i miał być dawcą technologii dla projektu Izera. I należy stwierdzić, że nowa strategia marki bardzo odbiega od założeń jej twórcy. Weźmy bowiem bohatera dzisiejszego testu – Lotusa Eletre.
Po pierwsze jest SUVem, a nie małym sportowym autem, po drugie waży 2.5 tony, czyli mniej więcej tyle, co trzy modele Lotus sprzed lat. Po trzecie może osiągać moc nawet 900 KM.
Ale co było, to było, mamy 2024 rok i Geely potrzebowało do swojego portfolio marki mogącej rywalizować z najlepszymi europejskimi producentami premium jak np. Porsche. I mogę zdradzić, że to się Chińczykom naprawdę udało.
Eletre to potężne auto, ma 5.1 metra długości i 2 metry szerokości. Ale jest tak ciekawie zaprojektowane, że na pierwszy rzut oka zupełnie tego nie widać. A już szczególnie jeśli samochód jest w takim jaskrawożółtym kolorze jak egzemplarz, którym miałem okazję jeździć.
Styliści Lotusa naprawdę poświęcili temu projektowi mnóstwo czasu. Z każdej strony widać bardzo ciekawe elementy. Z przodu mamy dzielone światła, wloty powietrza i specjalne kanały aerodynamiczne. Z boku bardzo interesującą linię szyb i kontrastowo pomalowany słupek C.
A z tyłu zaś świtała biegnące przez całą szerokość nadwozia i agresywny spojler dachowy. Bardzo ciekawym, i niespotykanym rozwiązaniem są specjalne czujniki do systemu autonomicznej jazdy. Ponieważ muszą być one odpowiednio umieszczone, w wielu autach psują linię nadwozia. W Lotusie było to nie do zaakceptowania, dlatego na czas postoju chowają się one do środka, aby nie razić właściciela. Dopiero w czasie jazdy wysuwają się do położenia roboczego.
Tę staranność w projektowaniu widać tak samo we wnętrzu auta. Każdy przycisk czy uchwyt ma fakturę i jest wykonany z naprawdę przyjemnych materiałów, i wszytko to, co da się nacisnąć czy pociągnąć działa z bardzo przyjemnym oporem.
A prawdziwym majstersztykiem są osłony głośników, wystarczy na nie spojrzeć, aby zobaczyć, że to po prostu bardzo piękna rzecz. Zdecydowanie trzeba przyznać, że samochód ma swój własny styl. Ale z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że wygląd Eletre nie wszystkim musi przypaść do gustu. I dobrze, w końcu Lotusy nigdy nie miały być samochodami dla wszystkich.
Jeśli chodzi o praktyczną stronę auta, to wszystko jest w jak najlepszym porządku: miejsca jest dużo, tylny bagażnik jest naprawdę spory, 611 litrów pojemności, i ma praktyczne kształty. Dodatkowo pod podłogą znajduje się niewielki schowek, a z racji tego, że samochód od początku zaprojektowany był jako auto elektryczne, zamiast silnika spalinowego maska kryje coś, co fachowcy określają jako frunk.
To słowo wzięło się z połączenie angielskich wyrażeń na przód, front i bagażnik, czyli trunk. To idealne miejsce na umieszczenie kabli do ładowania, apteczki i innych drobiazgów. Ma tę zaletę że jeśli będą potrzebne w trasie, nie trzeba wypakowywać wszystkich walizek, żeby się do nich dostać.
Warto docenić też fakt, że tylne siedzenia mają regulowany kąt nachylenia, a sama regulacja odbywa się oczywiście elektrycznie. Obsługa samochodu jest bardzo prosta. Pomimo że większością funkcji steruje się poprzez ekran dotykowy, zostawiono parę fizycznych przycisków np. do zmiany temperatury. Co więcej, wyglądają one jak małe dzieła sztuki i pracują z delikatnym kliknięciem.
Sam system infotainment ma bardzo przejrzyste menu i działa z niezwykłą szybkością. Znakiem czasów, w jakich przyszło nam żyć, jest fakt, że producent wyraźnie zaznacza, że do obsługi systemów multimedialnych użyto najnowszego procesów Qualcomm Snapdragon 8155. A znakiem tego jak szybko płynie dzisiaj czas jest fakt, że choć ten samochód bardzo niedawno wszedł na rynek, to Snapdragon 8155 nie jest już najnowszy, zastąpił go procesor z numerem 8295.
Kolejnym bardzo nowoczesnym rozwiązaniem są kamery zamiast lusterek bocznych. Ich wyświetlacze znajdują się na drzwiach i są świetnej jakości. Oczywiście obiektywy są podgrzewane, aby nie parowały i pokryte specjalną powłoką, żeby nie gromadziły się na nich krople wody.
A jak to działa w praktyce? Naprawdę świetnie, choć pomimo tego że to nie był pierwszy samochód z takim rozwiązaniem, którym jeździłem, przez cały okres testu pierwsze spojrzenie kierowałem w klasyczne miejsce. Także potrzeba co najmniej paru dni, aby przyzwyczaić się do e-lusterek. Oczywiście jest możliwość wybrania zwykłych lusterek jeśli dla kogoś takie rozwiązanie to już przesada.
We wnętrzu oprócz ekranu dotykowego oraz ekranów do lusterek mamy jeszcze zestaw wskaźników przed kierowcą, bardzo minimalistyczny zresztą, specjalny ekran dla pasażera oraz wyświetlacz przezierny HUD na przedniej szybie. To jest auto klasy premium i widać, że nikt na niczym nie oszczędzał. Tak samo jest z jakością materiałów i starannością wykończenia, jest ona taka sama w przednim i tylnym rzędzie siedzeń. Jak w każdym innym samochodzie doceniam też dźwigienki za kierownicą służące do regulacji stopnia odzysku energii, szczególnie że akurat w Lotusie samo patrzenie na nie sprawia przyjemność, tak pięknie są zaprojektowane.
Wszystko w tym aucie nie pasuje
Z racji konieczności zachowania niskiej masy oraz nastawienia na osiągi o autach Lotusa można było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że zapewniają komfort jazdy. A jak jest w wypadku Lotusa Eletre? Zupełnie na odwrót.
Fotele są wygodne, podgrzewane, wentylowane i wyposażone w funkcję masażu. Zawieszenie pneumatyczne można ustawić w trybie komfortowym, który sprawia, że nawet spore niedoskonałości nawierzchni nie zakłócają spokoju. W czasie jazdy po niemieckiej autostradzie nawet przy prędkościach, za które w Polsce można dostać mandat, hałas jest taki niski, że można było rozmawiać bez podnoszenia głosu.
Do tego dołóżmy świetnej jakości zestaw audio i mamy naprawdę wygodny samochód, idealny do pokonywania długich tras. I ktoś może powiedzieć, że przecież samochody elektryczne się do tego nie nadają. Cóż, wszystko jest kwestią technologii. Lotus Eletre to praktycznie najszybciej ładujące się auto dostępne w Europie, lepszy w tej kategorii jest tylko jego młodszy brat, czyli limuzyna Lotus Emeya.
Dzięki najnowszej generacji baterii od CATL oraz użyciu architektury 800 V uzupełnienie baterii na kolejne 300 km trasy trwa około 15 minut. Z europejskich aut tylko Porsche Taycan po liftingu może się mierzyć z Lotusem. Natomiast jedna rzecz pozostała charakterystyczna dla Lotusa. Czyli prawdziwa przyjemność z jazdy.
Pomimo dużych wymiarów i potężnej masy auto prowadzi się zwinnie i lekko. Pomagają w tym na pewno skrętne tylne koła, które ułatwiają także manewry w ciasnych uliczkach. Układ kierowniczy jest precyzyjny jak skalpel chirurga i daje doskonałe wyczucie tego, co się dzieje na styku opon z nawierzchnią.
A co do osiągów, to co można powiedzieć, mając pod pedałem przyspieszenia 918 KM. Ta moc dotyczy wersji, którą testowałem, czyli najdroższej odmiany R. Ale nawet ta podstawowa, nazwana po prostu Eletre posiada stado liczące 612 rumaków.
Co warto podkreślić, to także ogromną precyzję pedału przyspieszenia, auto ma potężne przyspieszenie, ale z drugiej strony bardzo dokładnie możemy je dozować, do tej pory potrafiła to tylko Tesla. Jeśli chodzi o zużycie prądu, to oczywiście to nie jest specjalnie oszczędne auto, ale jadąc łagodnie poza miastem, da się zejść do około 20 kWh na każde 100 km, daje to realny zasięg powyżej 500 km na jednym ładowaniu.
Oczywiście jazda autostradą zwiększa konsumpcję prądu i przy tempomacie ustawionym na 120 km/h mamy 25 kWh na 100 km i zasięg na poziomie 400 km. To naprawdę dobry wynik jak na tak wielkie, ciężkie auto i mocne auto. Podsumowując część dynamiczną testów, ten samochód jeździ na tyle dobrze, ile kosztuje.
Ile kosztuje taka przyjemność?
Należy zacząć od faktu, że samochód nie jest oficjalnie dostępny w Polsce. Żeby go zakupić, musimy udać się za Odrę. Ale i tak wiem o co najmniej jednym egzemplarzu, który jeździ na polskich tablicach rejestracyjnych. Samochód ma trzy odmiany, z których najtańsza kosztuje 96 tys. euro, to ok. 410 tysięcy złotych, a najdroższa to już wydatek 161 tys. euro, czyli ok. 690 tys. złotych.
A warto dodać, że w Niemczech podatek VAT jest niższy niż w Polsce więc jeśli w naszym kraju pojawi się dystrybutor, to ceny będą co najmniej o 3 procent wyższe.
Auto ma bardzo bogate wyposażenie seryjne, ale można dobrać parę opcji jak komfortowe siedzenia, wspomniane elektroniczne lusterka, lepsze audio czy wykonany ze specjalnego szkła dach o zmiennym przyciemnieniu. Także bez problemu do ceny dorzucimy koleje 20 czy 25 tys. euro.
Ale nawet po uwzględnieniu tych dopłat samochód wyjdzie nam około 200 tys. złotych taniej niż odpowiednie Porsche Taycan. Jeśli zaś wolimy limuzynę, a nie SUVa, to możemy wybrać Lotusa Emeya. Generalnie to technicznie identyczne auto, ale w nadwoziu sedan. Zresztą kosztuje dokładnie tyle samo pieniędzy.
Tak więc dla kogo jest taki Lotus, zdecydowanie dla osób, które chcą mieć najnowocześniejszą technikę i samochód z wielką klasą, ale jednocześnie nie chcą, aby przed ich domem parkował samochód tej samej marki, którą posiada ten czy inny sąsiad. I na zakończenie, słowo chiński pojawiło się w tym teście tylko w tytule i wstępie. I to absolutnie nie jest przypadek. O ile technika rzeczywiście ma rodowód z państwa środka. to dostrzeżenie tego w czasie użytkowania samochodu jest praktycznie niemożliwe.
Czytaj także: https://natemat.pl/570011,elektryzujace-wiesci-z-chin-co-nowego-na-rynku-chinskich-elektrykow