Śledczy już wiedzą, jak doszło do morderstwa w Lubowidzy. Wstrząsające ustalenia
Przypomnijmy: od sobotniego wieczoru (28 września) trwała obława za kierowcą mercedesa Dawidem M., który dokonał egzekucji na środku drogi. Jak informowała w naTemat.pl rzeczniczka prasowa Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi kom. Aneta Sobieraj, zawiadomienie o zdarzeniu w miejscowości Lubowidza (woj. łódzkie) funkcjonariusze otrzymali kilka minut po godzinie 19:00 w sobotę.
Egzekucja w Lubowidzy. Nowe informacje
Najpierw doszło do wypadku, a następnie egzekucji. – Kierujący toyotą wyszedł z pojazdu, zaczął uciekać. Natomiast kierujący mercedesem zaczął go gonić – podała rzeczniczka. Potem padły strzały. – Ciało kierującego toyotą znaleziono kilkaset metrów od miejsca zdarzenia. Na jego ciele znaleźliśmy rany postrzałowe – wyjaśniła funkcjonariuszka.
Dawid M. również nie żyje. – To była oczywiście bardzo szeroko zakrojona akcja. Policjantom udało się ustalić mieszkanie, w którym mógł przebywać mężczyzna. Udali się tam – przekazał naTemat.pl w niedzielę Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
I dalej relacjonował: – Próbowali wejść. Nikt nie otwierał drzwi. Dobijali się. W pewnym momencie usłyszeli strzał. Weszli do środka. Jak dodał prokurator, "po wyważaniu drzwi okazało się, że mężczyzna się postrzelił". – Niebawem zmarł – poinformował nas śledczy.
W poniedziałek śledczy mieli nowe informacje w tej sprawie. – W stronę swojej ofiary z bliskiej odległości oddał kilka strzałów w plecy oraz głowę – przekazał "Faktowi" prokurator Kopania.
Do zbrodni doszło, kiedy zaatakowany kierowca stracił panowanie nad pojazdem i zjechał do rowu, wpadając w drzewo. Dawid M. użył broni czarnoprochowej. Taką broń można mieć w Polsce bez pozwolenia.
Co ważne, w ocenie prokuratury motywem zbrodni była zazdrość. Śledczy uważają, że 39-letni Dawid M. nie mógł pogodzić się z myślą, że jego była partnerka ułożyła sobie życie z nowym mężczyzną.
Rośnie przemoc w Polce. Czy to wina braków kadrowych w policji?
W związku z tą zbrodnią, ale też licznymi tragediami na polskich drogach i agresją w przestrzeni publicznej, zapytaliśmy eksperta, czy za ten stan rzeczy można obwiniać braki kadrowe w policji.
– Nie zakładam tutaj powiązania pomiędzy kryzysem personalnym w policji – powiedział już na wstępie rozmowy z naTemat.pl słynny antyterrorysta Jerzy Dziewulski. Jak jednocześnie podkreślił, faktycznie brakuje około 12 tysięcy policjantów, ale to się rozkłada na całą Polskę.
Dziewulski uważa także, że zjawiskiem agresji powinni zająć się specjaliści od medycyny, psychiatrii czy psychologii, którzy zbadaliby zależność tego gwałtownego wzrostu agresji z różnymi sytuacjami: epidemiologicznymi czy chorobowymi. Całość rozmowy jest pod tym linkiem.
Czytaj także: https://natemat.pl/571270,przemoc-i-agresja-w-polsce-i-na-drogach-opina-dziewulski