Ależ zwrot akcji. Wraca sprawa granatnika odpalonego przez komendanta Szymczyka
W sprawie byłego komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka pojawiają się nowe, zaskakujące informacje. Jak donosi "Rzeczpospolita", postawienie mu zarzutów mogło być przedwczesne.
Aktualnie prokuratura prowadzi śledztwo mające na celu ustalenie, czy Szymczyk nie padł ofiarą dywersji związanej z prezentem, który otrzymał od ukraińskich służb. Mowa o granatniku przeciwpancernym, który w grudniu 2022 roku eksplodował w jego gabinecie.
Prezent z Ukrainy
Jak pisaliśmy na w naTemat.pl zdarzenie miało miejsce 14 grudnia 2022 roku w Komendzie Głównej Policji. Doszło wtedy do poważnej eksplozji, która miała miejsce w pomieszczeniu ochrony. Sprawa była bardzo poważna.
Dopiero dwa dni po incydencie pracownicy MSWiA ujawnili, że eksplozja była wynikiem detonacji jednego z prezentów, które gen. Jarosław Szymczyk otrzymał podczas wizyty na Ukrainie od jednego z szefów ukraińskich służb. W wyniku wybuchu Szymczyk oraz pracownik KGP doznali obrażeń.
Po opuszczeniu szpitala po eksplozji granatnika Jarosław Szymczyk starał się wyjaśnić okoliczności zdarzenia, jednak jego tłumaczenia były dość pokrętne. Generał przyznał, że po powrocie z Ukrainy chciał przenieść prezenty, w tym granatnik, na zaplecze swojego gabinetu, gdzie nieumyślnie ustawił go w pionie, co doprowadziło do nagłej eksplozji.
Szymczyk podkreślił, że wybuch był potężny, uszkadzając strop budynku, jednak eksperci już wtedy zwracali uwagę na mało prawdopodobne okoliczności samozapłonu broni, sugerując, że mogło dojść do jej uszkodzenia lub nieodpowiedniego manewrowania podczas przenoszenia.
Mimo tego skandalu i kontrowersji, które otaczały to zdarzenie, Szymczyk nie został odsunięty ze stanowiska. Nieoficjalnie był zaufanym człowiekiem PiS, co prawdopodobnie wpłynęło na decyzję o zachowaniu go na czołowej pozycji w policji.
Dopiero dwa lata później, w wyniku prokuratorskiego śledztwa, usłyszał zarzuty dotyczące nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób. Może się jednak okazać, że zbyt pochopnie.
Śledztwo w sprawie dywersji
Prokuratura Regionalna w Warszawie wszczęła obecnie nowe śledztwo w sprawie narażenia Szymczyka na utratę zdrowia lub życia. "Rzeczpospolita" informuje, że prokuratorzy wystąpili do Ukrainy z wnioskiem o pomoc prawną, w celu przesłuchania dodatkowych świadków, co mogłoby pomóc w pełnym wyjaśnieniu tej skomplikowanej sprawy.
Śledczy poszukują informacji o osobach, które mogły mieć kontakt z granatnikiem, w tym kierowców i pracowników technicznych. Co istotne, prokuratura wykluczyła, aby ukraińskie służby celowo przekazały Szymczykowi sprawny granatnik.
Jak wskazują, sprawa ta może mieć dwa oblicza. Pierwsza wersja to kuriozalna pomyłka, gdzie ktoś pomylił granatniki w ostatniej chwili. Alternatywnie, śledztwo rozważa możliwość dywersji, sugerując, że mogły za tym stać rosyjskie służby, które chciały zaszkodzić Szymczykowi.
Pospieszne zarzuty prokuratury
Jak pisaliśmy w naTemat.pl Jarosław Szymczyk, były komendant główny policji, usłyszał 30 września 2024 roku dwa poważne zarzuty. Jak informował na tamten moment rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Piotr Skiba, jeden z nich dotyczył posiadania granatnika bez koncesji, drugi zaś odnosił się do nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz mienia wielkich rozmiarów.
Obecnie sprawa "granatnika" rysuje się nieco inaczej. Śledczy badają sprawę. Na wyniki trzeba będzie trochę poczekać, lecz jeśli okaże się, że były komendant główny policji stał się ofiarą dywersji – czyli działania z ukrycia w celu osłabienia obronności lub gospodarki nieprzyjaciela w czasie wojny czy też wrogiego państwa w czasie pokoju – to może się okazać, że prokuratura pośpieszyła się i będzie musiała wycofać zarzuty postawione Szymczykowi.