"Odniósł się do pewnych rzeczy". Ujawniono, jak Mateusz M. zachowywał się na przesłuchaniu
W niedzielę Mateusz M. usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach. 37-letniemu kierowcy ciężarówki, który w piątek wieczorem staranował samochody na południowej obwodnicy Gdańska, grozi 15 lat więzienia.
Prokurator Marcin Kurzępa z Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim przekazał, że jeszcze w niedzielę do sądu zostanie skierowany wniosek o areszt dla mężczyzny. – Posiedzenie odbędzie się najprawdopodobniej dzisiaj – poinformował.
Mateusz M. z zarzutami po karambolu na S7. To powiedział na przesłuchaniu
W rozmowie z mediami śledczy dodał, że 37-latek nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Dopytywany przez dziennikarzy, czy mężczyzna tłumaczył się w jakikolwiek sposób, odparł, że "odniósł się do pewnych rzeczy". – Natomiast na tym etapie postępowania nie będę o tym mówił – powiedział prokurator Kurzępa.
Mateusz M. w niedzielę został przewieziony do prokuratury. Dziennikarze pytali go, czy pamięta coś z wypadku, ale nie odpowiedział. Miał skute ręce, a na głowie bluzę – podał TVN24.
Jak z kolei podaje "Fakt", 37-latek "odpowiadał jedynie na pytania obrońców". "Adwokaci mężczyzny przekazali, że jest on w złym stanie psychicznym. Mateusz M. miał wyznać, iż ma nadzieję, że to wszystko okaże się złym snem" – czytamy.
Jak z kolei podało nieoficjalnie Radio dla Ciebie, tuż po wypadku Mateusz M. miał powiedzieć policjantom, że "się zagapił". Z ustaleń śledczych wynika natomiast, że w trakcie wypadku nie rozmawiał przez telefon.
Pełnomocnicy mężczyzny również nie ujawnili szczegółów przesłuchania, zasłaniając się tajemnicą adwokacką. Powiedzieli przed kamerami, że w imieniu swojego klienta "przekazują przeprosiny i wyrazy współczucia za to, co się stało". – Poczekajmy na ustalenia śledczych – powiedział Maciej Fijałkowski, jeden z adwokatów Mateusza M.
Tragiczny bilans karambolu na południowej obwodnicy Gdańska
W piątkowym karambolu na południowej obwodnicy Gdańska zginęły cztery osoby, a 15 zostało rannych. Stan pięciu osób lekarze określają jako ciężki. Wśród ofiar jest dwóch chłopców w wieku 7 i 10 lat. Trwa identyfikacja dwóch kolejnych ofiar i w tym celu zostaną przeprowadzone dodatkowe badania porównawcze DNA. Na poniedziałek zaplanowano sekcję zwłok.
W zdarzeniu na S7 w Borkowie brało udział w sumie 21 samochodów. Ofiary miały jechać w dwóch samochodach, które zostały staranowane przez ciężarówkę i zapaliły się na skutek uderzenia.
Wiadomo, że 37-letni kierowca ciężarówki był trzeźwy. W jego organizmie nie stwierdzono też substancji psychoaktywnych.
Prokuratura przekazała, że Mateusz M. jechał z prędkością 89 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 80 km/h. Tak wskazała tachograf, który przeanalizowali śledczy. Hamowanie trwało 10 sekund.
– To oznacza, że pojazd wytracił prędkość nie na skutek hamowania, a na skutek uderzenia w samochody poprzedzające go i barierę energochłonną, dlatego czas hamowania był tak długi – tłumaczył prokurator Mariusz Duszyński.
Prokuratura powoła też biegłego, który oceni stan techniczny pojazdów i zrekonstruuje wypadek. Biegły pod uwagę weźmie także sytuację drogową. Odcinek S7, na którym doszło do tragedii, jest remontowany i są ustawione znaki ograniczające prędkość.