Wysłuchałem błagania Kaczyńskiego o kasę dla PiS. Nasuwa mi się jedno pytanie
Jarosław Kaczyński zwołał we wtorek nagłą konferencję prasową. Ramię w ramię stanęli z nim szef klubu parlamentarnego Mariusz Błaszczak i skarbnik partii Henryk Kowalczyk.
– Zwracam się z apelem do wszystkich obywateli, dla których sprawa przyszłości demokratycznej Polski jest ważna, aby zechcieli nas wesprzeć, w miarę możliwości – powiedział Kaczyński.
Jarosław Kaczyński błaga Polaków o wpłaty na PiS
Oczywiście chodzi o wsparcie finansowe związane ze zbliżającą się prezydencką kampanią wyborczą. Prezes PiS dodał, że partiom w Polsce wypłaca się w ratach subwencję cztery razy do roku. Mówił, że taka rata powinna być przyznana również jego partii, ponieważ "nie ma żadnych prawomocnych decyzji odnoszących się do PiS, które mogłyby podważyć tę zasadę".
– W tej chwili prawo w Polsce pod tymi rządami nie obowiązuje. W związku z tym pan minister finansów podjął najwyraźniej decyzję, że te pieniądze nie zostaną wypłacone. To dla nas nie jest żadnym zaskoczeniem. Wiemy, o co tutaj chodzi – o to, żeby zlikwidować w Polsce to, co jest fundamentem nowoczesnej demokracji – kontynuował szef PiS.
Grzmiał, że jest to "uderzenie w główną partię opozycyjną", a tym samym "uderzenie w same podstawy demokracji". – Naszym celem jest przywrócenie prawa i wyciągnięcie wszystkich wynikających z niego konsekwencji. Żeby do tego doszło, musimy obronić polską demokrację. Musimy zwrócić się do wszystkich obywateli, którzy są przekonani, że demokracja jest wartością i chcą być obywatelami, a nie poddanymi, o wsparcie – prosił.
A może Kaczyński poprosi o przelew Morawieckiego albo Obajtka?
Prezes podkreślił we wtorek, że w PiS nie oczekują ogromnych kwot, ale za to mniejszych i licznych. – Dla tych, którzy mają większe możliwości, te sumy mogą być większe. Przy czym my nie oczekujemy ogromnych wpłat liczonych w tysiącach złotych. Nam chodzi o to, aby tych wpłat było dużo, żeby wielu obywateli zaangażowało się w tę sprawę – mówił.
Politycy PiS od razu rozpoczęli też akcję w mediach społecznościowych. "Bez Was Polska nie uratuje wolności i niepodległości" – napisał Przemysław Czarnek, który udostępnił plakat z hasłem "Wesprzyj Prawo i Sprawiedliwość".
Politycy z Nowogrodzkiej i ich zwolennicy przekonują, że minister finansów Andrzej Domański bezprawnie wstrzymał wypłatę kolejnych transz subwencji dla PiS, choć Państwowa Komisja Wyborcza nie podjęła jeszcze decyzji ws. sprawozdania finansowego partii. I już pojawiają się głosy, że jest "to próba finansowego zagłodzenia największej demokratycznej partii opozycji w Polsce".
Przypomnijmy zatem, że pod koniec sierpnia PKW stwierdziła, iż komitet Jarosława Kaczyńskiego dopuścił się nieprawidłowości w wysokości 3,6 mln zł w finansowaniu kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. I odrzuciła sprawozdanie złożone przez PiS.
Konsekwencje dla Kaczyńskiego są poważne – zwłaszcza jeśli chodzi o kampanię prezydencką. PiS musi ją sfinansować na dużą skalę, a wciąż poważnie rozważany jest wariant promowania mniej znanego polityka. Partia potrzebuje więc pieniędzy jak tlenu.
Ale dlaczego wyciąga rękę do Polek i Polaków, a nie zacznie od próśb kierowanych w kierunku swoich ludzi? Weźmy na przykład Mateusza Morawieckiego. Były premier mógłby bez problemu zaangażować własne środki – w końcu jest najbogatszym politykiem, nie tylko w całym PiS. On sam mógłby sobie sfinansować kampanię i – co więcej – byłoby to zgodne z prawem.
Niedawno Morawiecki chciał też ruszyć z pieniędzmi na kaucję za ks. Michała Olszewskiego, który zasłynął tym, że odprawiał egzorcyzmy za pomocą salcesonu. Był gotów natychmiast przelać na konto prokuratury 350 tys. zł.
Problem polega jednak na tym, że Morawieckiego – choć może on sam ma ambicje, by powalczyć o fotel prezydenta RP – w tej roli nie do końca widzi prezes Kaczyński.
W obwodzie jest jednak nie tylko on. Dzięki rządom PiS milionerem stał się również na przykład Daniel Obajtek (były prezes Orlenu również był w gotowości, aby wpłacić 350 tys. zł kaucji za prezesa fundacji Profeto). Nadmieńmy tylko, że w 2023 roku TVN24 informował, że Obajtek zarabiał 1200 zł. Na godzinę.
W 2020 roku komitet Andrzeja Dudy wydał na kampanię 28,6 mln zł. Komitet Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – pierwotnej kandydatki KO w wyborach prezydenckich – przeznaczył na ten cel 7,8 mln zł, a Rafał Trzaskowski wydał 9,5 mln zł. Wiadomo, że takie 700 tys. od Morawieckiego i Obajtka byłoby kroplą w morzu wszystkich potrzeb PiS.
Ale Prawo i Sprawiedliwość ma swoich szeregach ludzi, którzy w trakcie ośmioletnich rządów Zjednoczonej Prawicy nie narzekali na liczbę zer na koncie. Tymczasem Kaczyński jest jak Tomasz Sakiewicz – jego TV Republika też wyciąga do Polek i Polaków rękę po kasę. A jeszcze niedawno czołowy propagandysta jego stacji, Michał Rachoń, przekazał 700 tys. zł na kaucje za dwie urzędniczki podejrzane w aferze z Funduszem Sprawiedliwości.
Kaczyński ma kogo prosić o darowizny na prezydencką kampanię wyborczą. Tylko od Rachonia, Morawieckiego czy Obajtka miałby 1,4 mln zł. Mam jedno pytanie: rok temu PiS pożegnało się z władzą i teraz każdy milioner odwrócił się do prezesa plecami? A ponoć Kaczyński otacza się wyłącznie zaufanymi ludźmi, na których zawsze może polegać. I stawka też jest ogromna: w końcu ma chodzić o ratowanie polskiej demokracji.