Chcesz schudnąć, zrezygnuj ze słodyczy... Wiele osób przekonało się o tym, że łatwiej powiedzieć niż zrobić, mimo wkładanego w to wysiłku. Ograniczenia, zakazy, nakazy nie działają na nas dobrze, być może dlatego warto wypróbować zasadę Heisenberga. O tym, dlaczego może okazać się skuteczna, mówi w rozmowie z naTemat psychodietetyczka Karolina Gruszecka.
Nagranie sprzed kilku lat, na którym nieżyjący już dr David R. Hawkins, znany psychiatra, nauczyciel duchowy, wykładowca i mówca, autor techniki uwalniania, na warsztat bierze zasadę Heisenberga, ponownie staje się popularne.
Werner Heisenberg to fizyk, współtwórca mechaniki kwantowej, a zasada, o której mowa, to właśnie element tej teorii. Teorii, którą Hawkins przełożył na psychologię. Ujmując to tak, aby nie komplikować tej kwestii, już sama świadomość oznacza zmianę.
Psychiatra przekonywał, że im więcej wysiłku w coś wkładamy, tym prawdopodobieństwo, że nasze starania zakończą się sukcesem, jest mniejsze. Jako przykład podał jedzenie ciastek, choć zasadę można zastosować do wielu innych niepożądanych przez nas naszych zachowań.
Jak jeść mniej słodyczy i nie wkładać w to wysiłku?
Często słyszy się takie rady: chcesz schudnąć, to jedz mniej i więcej ćwicz. Jednak gdyby to było takie proste, nie byłoby zawodu dietetyka, nie mówiąc już o psychodietetyku. Jesteśmy doskonali w robieniu postanowień, czyli zakładaniu, że np. od jutra zmieniam to i tamto. Będę pić więcej wody, więcej ćwiczyć, ograniczę słodkie.
W momencie robienia postanowień mamy wysokie zasoby psychoenergetyczne, mamy chęci, energię, sądzimy też, że tak będzie przez cały czas. Jeśli naszym celem jest ograniczenie słodyczy, to rzeczywiście można polegać na silnej woli, ale tylko wtedy, kiedy jesteśmy w tak dobrej formie.
Jeśli mam dobry dzień, jestem wyspana, wszystko w domu i w pracy mi się układa, to mam i silną wolę, żeby ćwiczyć i jeść mniej słodyczy. Wiadomo jednak, że w życiu każdego z nas są stresujące chwile, do tego dochodzi nadmiar obowiązków, przez co możemy się nie wysypiać. Ciężko jest wtedy z realizacją postanowień.
Kolejnym problemem jest to, że często sobie mówimy "muszę", a nasz umysł automatycznie reaguje na to słowo oporem. W psychologii mówi się o tym "zjawisko reaktancji". Przykładem niech będą tu zachowania dzieci, kiedy coś się im nakazuje, to zrobią wszystko, ale na odwrót. Nikt z nas nie lubi być do niczego zmuszany.
Zawsze gdy w rozmowie z pacjentkami słyszałam "muszę", to był to jedyny moment, kiedy przerywałam i mówiła: nic pani nie musi. To niezwykle ważne, bo dopiero wtedy możemy dojść do motywacji wewnętrznej, do tego, czego naprawdę chcemy.
Dlaczego właśnie reguła Heisenberga ma działać w przypadku słodyczy. Jest odwrotnością tej sytuacji. Zakłada, że ja nic nie muszę. Nie muszę chcieć ograniczać czegokolwiek.
Ograniczenia sprawiają, że nasze myśli są na tym bardziej skupione?
Gdy coś sobie odbieramy, staramy się to w zupełności wyeliminować, wykluczyć, to często mamy na to ochotę. Mamy poczucie straty. Mówi się przecież, że kiedy powiesz do kogoś, żeby nie myślał o słoniu, to ta osoba na pewno go sobie za chwilę wyobrazi.
Nasz mózg lubi też to, co zna. To oczywiście jest dobrym mechanizmem, bo nie wstaję rano i nie zastanawiam się, czy umyć dziś zęby, czy nie, tylko to robię, nie myśląc o ruchach szczoteczką.
Działamy na automacie, więc każde takie postanowienie, każda taka zmiana jest dla organizmu dyskomfortem. Trochę tak, jakbym dała pani teraz poprowadzić samochód w Anglii.
O co więc chodzi w zasadzie Heisenberga?
Chodzi o to, abyśmy uważnie obserwowali swoje zachowania, czyli na ten moment wyłączamy działania na tzw. autopilocie. Czyli np. jeśli naszym celem jest ograniczenie zjadania cukierków, powinniśmy liczyć ile tych cukierków tak naprawdę spożywamy w ciągu dnia. Nie robimy nic więcej, obserwujemy, liczymy i zapisujemy, ale bez próby jakiegokolwiek ograniczania.
Ta reguła jest o tyle dobra, że od razu powiedziane jest, nie próbuj niczego eliminować, niczego nie musisz. Zdejmuje z nas presję. Zakłada też to, są gorsze chwile, gorsze dni, kiedy zasoby psychoenergetyczne są na niższym poziomie, i daje na to przyzwolenie. Po prostu zjadam 10 cukierków i noruję to. Tak też jest ok.
Im mniej nakładamy na siebie restrykcji, tym okazuje się, że jest dużo łatwiej ograniczyć niechciane zachowania. Tylko tyle. Powtarzam, obserwujemy, liczymy, bez próby zmiany, restrykcji, zakazów. To ma przynieść efekt.
Nie dotyczy to zresztą tylko ciastek, cukierków, ale też np. niechcianego zachowania. Jeśli mamy problem z asertywnością, za dużo przeklinamy, palimy papierosy, to też jest to metoda do rozważenia.
Najprościej mówiąc, dzięki tej metodzie uświadamiamy sobie ile zjadamy, jaka jest skala naszego problemu i to właśnie daje do myślenia i popycha do zmiany?
Tak, pojawia się świadomość i intencja. Dostałam też takie pytania, czy ta reguła również działa, kiedy chcemy czegoś więcej np. aktywności fizycznej. Oczywiście, w tym przypadku także można spróbować tej metody. Zauważam to i zapisuję ile minut spacerowałam itp.
Nie stanie się jednak cud, jeśli zapiszemy, że zjadamy 30 ciastek, ale uznamy "i co z tego"? Tu właśnie jest miejsce na intencję?
Nasz mózg ewolucyjnie kojarzy cukier z czymś dobrym, z tzw. zastrzykiem energii – ludy łowiecko-zbieracze, dzięki upolowanej zwierzynie dostarczały sobie białka, tłuszczu itd. jeśli jednak była potrzeba energii na już, to sięgano po owoce z drzewa – ale nie możemy wymagać, że dzięki świadomości będziemy jedli tylko zdrowo.
Ta zasada działa dlatego, że wykorzystujemy zjawisko reaktancji. Nasz mózg reaguje oporem na słowo "muszę", natomiast tutaj jest odwrotnie i dzięki temu skutecznie. Nie mamy poczucia, że coś się nam odbiera.
Czyli nie testujemy naszej silnej woli.
Ciężko polegać na silnej woli. Często mówię, że ona jest tak silna, że robi z nami to, co chce. Co roku robimy postanowienia i co roku jest różnie.
Te nieudane próby porzucenia złych nawyków sprawiają, że czujemy się jeszcze gorzej?
Tak i to jest błędne koło. Wspominałam, że nie lubię słowa "muszę", ale dodam do tego także słowo "spróbuję". Nie ma próbowania: albo zrobię, albo nie. Słowo "spróbuję" ma wydźwięk usprawiedliwiający ewentualne niepowodzenia. Mówi się tak, gdy nie jest się wewnętrznie do końca do czegoś przekonanym.
Z każdą nieudaną próbą budzą się w nas emocje, takie jak frustracja, wyrzuty sumienia, niechęć do zaczynania od początku, poczucie porażki. Spada też nasze poczucie skuteczności, czyli wiara w to, że uda mi się. Ostatecznie, jeśli to się powtarza, a tak często jest, bo nie wyciągamy wniosków, to spada poczucie naszej własnej wartości.
Towarzyszą nam myśli, że coś ze mną jest nie tak. Nieprawda, po prostu metoda nie działa, a wszystko z tobą jest dobrze. Nie można tego odbierać personalnie. Jeśli nie uważamy się za osoby wartościowe, to trudno o szczęście w życiu.
Zostając jeszcze w temacie cukru, czy taka nadmierna na niego ochota może oznaczać jakieś problemy hormonalne, problemy ze zdrowiem?
Tak, to może oznaczać bardzo dużo problemów zdrowotnych. Może to być związane z zaburzeniami hormonalnymi, np. insulinoopornością. Zbyt częste spożycie cukru sprawia, że poziom glukozy jest ciągle podwyższony i z czasem komórki organizmu przestają być wrażliwe na działanie insuliny, produkowanej przez wyspy trzustkowe. Może to być też przerost grzyba z rodzaju Candida, który karmi się cukrem. Stąd nieustanna chęć na słodkie.
Niewykluczone, że może też chodzić o niedobory w diecie. Ponieważ dostarczamy za mało jakichś składników (np. chromu, manganu, witaminy C, witamin z grupy B), ciągnie nas do słodkiego.
Mimo wszystko nie jest jednak tak, że tą metodą sobie zaszkodzimy. Załóżmy, że mam np. insulinooporność, przerost Candida Albicans i Hashimoto (to bardzo częsty zestaw), jeśli zastosuję tę zasadę i będę jadła mniej cukru, to też będzie to wsparcie przy takich chorobach. Poprawi się wrażliwość tkanek na insulinę oraz wpłynę korzystnie na swoją mikroflorę jelitową, tak ważną przy Hashimoto i kandydozie.
Warto jednak zauważyć, że zasada Heisenberga raczej nie będzie skuteczna w przypadku zaburzeń odżywiania np. anoreksji lub bulimii. Tutaj bardziej bym polecała zacząć od psychoterapii.