Codziennie minimum dwie osoby w Polsce dowiadują się, że są zakażone wirusem HIV. 80 proc. osób żyjących z wirusem nie ma o tym pojęcia. Dlaczego, mimo tego, że AIDS nadal nie jest wyleczalne, przestaliśmy mówić o tym zagrożeniu? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Robert Łukasik, prezes Zjednoczenia Pozytywni w Tęczy.
Kiedy ostatnio czekałam na autobus, zobaczyłam na przystanku plakat kampanii dotyczącej profilaktyki HIV i AIDS. Przyznam szczerze, że trochę się zdziwiłam, bo zdałam sobie sprawę, że od jakiegoś czasu to temat raczej rzadko poruszany. Co się stało, że przestaliśmy rozmawiać o ryzyku zakażenia, o wirusie HIV?
Jednym z powodów jest na pewno pandemia COVID-19 – to na koronawirusie skupiliśmy naszą uwagę. Poza tym mamy coraz lepsze leki antyretrowirusowe, więc mniej się mówi o zakażeniu w kontekście dramatycznych przypadków, nie ma takich komunikatów, jak np. ofiary AIDS umierają. To powoduje również, że media mniej chętnie podejmują temat.
Skoro są leki, skoro ludzie się zakażają, ale żyją i normalnie funkcjonują, to nie jest to temat nośny. W związku z tym pisze się o HIV i AIDS w okolicach 1 grudnia, czyli Światowego Dnia AIDS, lub przy okazji innych podobnych wydarzeń. Zawsze jednak choć trochę musi mieć to wymiar sensacyjny.
O HIV mówi się mniej, natomiast nie stał się on ani mniej niebezpieczny, ani mniej zakaźny. Nadal nie jest usuwalny z organizmu człowieka. Nie zmieniło się także to, że AIDS jest chorobą niewyleczalną.
Niedawno, bo 5 czerwca, minęło 40 lat, od kiedy odkryto HIV. Dziś jesteśmy w stanie powiedzieć, jak się przenosi, którędy, z kogo na kogo, poprzez jakie zachowania... Mimo tego wszystkiego, mimo całej naszej wiedzy, temat ten stał się mniej aktualny.
Wspomniał pan o pandemii, ale ona jest z nami od ponad roku, a o HIV i AIDS o wiele mniej mówi się od dłuższego czasu.
Tak jak już wspomniałem, związane jest to zapewne z tym, że pojawiły się leki. Dużo mówiło się na temat profilaktyki przedekspozycyjnej, czyli o tym, że można zastosować środki farmakologiczne przed konkretnym ryzykownym zachowaniem, chroniąc się przed zakażeniem. Mówiono także o tym, że istnieje skuteczna metoda poekspozycyjna, oznaczająca, że po niebezpiecznym zachowaniu także można zastosować leki.
Najzwyczajniej w świecie przestaliśmy się bać HIV i AIDS. Z niepokojem obserwuję to, że w Polsce ludzie nie chcą się testować, nie widzą powodów do tego, uważają, że ten problem ich nie dotyczy.
Choć mają podstawową wiedzę dotyczącą tego, czym jest HIV i co robi z organizmem człowieka, nie chcą być świadomi swojego statusu serologicznego, czyli tego, czy się jest zakażonym, czy nie. Szacuje się, że 80 proc. osób żyjących w Polsce z HIV nie ma o tym pojęcia.
Być może taka postawa jest wynikiem właśnie także tego, że mało się o tym mówi, że mało jest kampanii społecznych, które wprost, jasno i wyraźnie, informowałyby o tym, że człowiek zakaża się poprzez seks, że prawdopodobieństwo zakażenia zwiększają ryzykowne zachowania seksualne i zmiana partnerów seksualnych.
Żyjemy jednak w kraju, w którym mówienie o seksie, o zmianie partnerów seksualnych jest czymś niepoprawnym pod każdym względem.
Nie prowadzi się działań edukacyjnych, nie uczy się młodych ludzi szacowania ryzyka, nie uczy się ich, jak ważne jest komunikowanie o potrzebie dbałości o siebie i o swojego partnera/partnerkę seksualną.
Dlatego właśnie przestaliśmy się tego bać. Nie znaczy to jednak, że w Polsce się nie zakażamy. W Polsce codziennie minimum dwie osoby dowiadują się o tym, że są zakażone HIV. Mamy około 1300 takich przypadków rocznie.
Zastanawiam się, czy chodzi o brak wiedzy, czy po prostu o zwykłe – choć oczywiście niebezpieczne – wyparcie. Tak jak pan wspomniał: "w ogóle o tym nie myślę, bo to na pewno nie dotyczy mnie". Nie znam wielu osób, które kiedy pojawia się nowy partner w ich życiu, biorą go pod rękę i idą się przetestować.
Według mnie są dwie ścieżki prowadzące do takiego myślenia. Młodzi ludzie łatwiej i chętniej podejmują ryzyko. Ten element dodatkowo ich kręci. Nie myślą o tym, co będzie w dłuższej perspektywie. Najważniejsze jest to, co dzieje się teraz, najważniejsza jest choćby najbliższa impreza.
Poza tym nie bez wpływu jest także fakt, że spora część młodzieży heteroseksualnej uważa, że ten problem ich nie dotyczy, bo nie są gejami, nie są prostytutkami, nie wstrzykują sobie narkotyków drogą dożylną. Nic złego nie robią.
Przepraszam za kolokwialne określenie, ale "Bzyknęliśmy się dwa czy trzy razy, więc nie ma takiej możliwości", "Poza tym on/ona tak dobrze wygląda, tak zdrowo, miał/miała fantastyczne ciuchy, nie jest możliwe, żeby był nosicielem czy była nosicielką", "To nie jest pierwszy lepszy żul, którego spotkałam na ulicy, to kolega mojej koleżanki z liceum".
Mamy w głowach bardzo dużo blokad, które powodują, że racjonalizujemy to ryzyko w seksie, dlatego takie sytuacje przestają być dla nas niebezpieczne. Bawimy się ryzykiem, ono nas podnieca. Dlatego też coraz więcej młodych ludzie nie używa prezerwatyw, coraz więcej młodych ludzi podejmuje ryzykowne zachowania seksualne pod silnym wpływem substancji psychoaktywnych, takich jak alkohol czy narkotyki. Substancji, które tylko wszystko potęgują.
A jak to testowanie wygląda statystycznie?
Owszem testowanie w kierunku HIV spadło – podobnie jak wykrywalność zakażeń – ale mówienie o tym teraz, w okresie pandemii, byłoby niemiarodajne, niewiarygodne. To, co jest jednak istotne, to to, że ludzie w pandemii podejmowali więcej ryzykownych zachowań seksualnych, bo mieli na to więcej czasu.
W efekcie prawdopodobieństwo, że w czasie pandemii przybyło nowych zakażeń, jest ogromne. Natomiast nie jesteśmy w stanie tego wykryć, bo – jak mówiłem – mniej ludzi się testuje.
A czy sięgając pamięcią kilka, kilkanaście lat wstecz, jest jakiś okres, kiedy tego testowania było znacząco więcej?
Od początku naszej działalności prowadzimy punkt anonimowego i bezpłatnego testowania, który znajduje się w Warszawie na Jagiellońskiej 34. Rzeczywiście obserwowaliśmy okresy, kiedy pojawiało się tam więcej chętnych, kiedy ludzie podchodzili do tego z większą świadomością.
Teraz, jeśli testują się młode osoby, często robi to dla funu, dla sprawdzenia siebie, choć to też profilaktyka. Nie powiem, że jest tego mało, ale na pewno mniej niż w latach ubiegłych. Wciąż zaznaczam jednak, że trzeba brać pod uwagę pandemię COVID-19.
Dostępność anonimowego testowania np. w Warszawie jest bardzo duża, bo mamy tu aż pięć punktów diagnostycznych, gdzie można bezpłatnie wykonać testy w kierunku HIV. W ciągu 30 minut od momentu przeprowadzenia badania można uzyskać wynik testu przesiewowego w kierunku zakażenia.
Jeżeli wynik testu jest wątpliwy lub plusowy, wtedy doradca kieruje na test specjalistyczny, test potwierdzenia Western Blot. Wynik otrzymujemy po 2-3 dniach.
Spotykają się państwo także z tym, że ktoś nie chce poprosić partnera/partnerkę o badanie, bo boi się, że ta druga osoba pomyśli, że nie ma zaufania w związku, że poczuje się obrażona?
Oczywiście. Znamy takie pary, które mają problem w komunikowaniu takiej potrzeby. Czasami przychodzą do nas i proszą o pomoc. Proszą nawet nie o to, żebyśmy spróbowali przekonać tę drugą osobę do zrobienia testu, ale o to, żebyśmy po prostu powiedzieli, że należałoby to zrobić.
Przecież potrzeba zbadania się nie wynika z tego, że uważam, że moja dziewczyna jest rozwiązła albo mój chłopak mnie zdradził. Każdy z nas ma jakąś historię seksualną. Nie jesteśmy do końca pewni, czy nie zostaliśmy zakażeni.
Po jakim czasie pojawiają się objawy zakażenia?
Osoba żyjąca z HIV może nie mieć objawów zakażenia, żadnych specjalnych symptomów, nawet od 5 do 8 lat. Musimy pamiętać, że mogą się one pojawić w tzw. chorobie retrowirusowej około 2 tygodni po potencjalnym zakażeniu, przypominając jednak bardziej przeziębienie lub grypę. Po podaniu leków, antybiotyku, objawy ustępują i organizm wraca do normy. Nic się więcej w tym czasie nie dzieje.
Oczywiście taka osoba może zaobserwować mniejszą odporność organizmu, może być bardziej podatna na przeziębienia, ale konkretnych symptomów, np. drgająca powieka, nie będzie. HIV nie daje o sobie znać do momentu totalnego osłabienia, dlatego czasami do szpitali trafiają osoby w późnym stadium zakażenia HIV. U takich pacjentów obserwuje się najczęściej już stadium AIDS.
Oczywiście trudniej taką osobę jest wyprowadzić na prostą. Mam na myśli funkcjonowanie układu odpornościowego, trudniej się ją leczy, trudniej odbija się od dna, ale to tak jak w przypadku każdej choroby.
Na pierwszy rzut oka nie można rozpoznać, że ktoś jest zakażony HIV. Nie może pani wejść do autobusu i powiedzieć: "pani w 5 rzędzie, pan w 7 i pan kierowca mają HIV". Nie ma takiej możliwości. Jest to trudny wirus, który może wywołać trudną chorobę wirusową.
Ważne jest też to, że aby go rozpoznać, trzeba wykonać specjalistyczne testy. Nie da się go wykryć podczas rutynowych badań krwi, kiedy sprawdzamy morfologię.
Mogą być one bardzo, bardzo różne. Im słabszy organizm, tym szybciej HIV może dojść do głosu, im silniejszy, tym dłużej może być w utajnieniu. Najczęstszymi chorobami, które towarzyszą w rozwoju AIDS, jest zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowych, czy też rak szyjki macicy lub rak odbytu.
Zazwyczaj, jeśli pojawiają się choroby tzw. oportunistyczne, oznacza to, że organizm daje znak, że sobie absolutnie nie radzi. Natomiast w sytuacji, kiedy dany pacjent wykryje, że jest zakażony, zgłosi się do lekarza i otrzyma wsparcie w postaci leczenia antyretrowirusowego, może żyć długie lata z HIV i nic się nie wydarzy. Musi tylko codziennie przyjmować leki.
Mało tego, osoba, która przyjmuje leki w długiej fazie leczenia, jeżeli jej wiremia jest nieoznaczalna, staje się bezpieczna w kontakcie seksualnym dla swojego partnera, dla swojej partnerki.
Na koniec zapytam o najczęstsze mity dotyczący HIV i AIDS, z którymi się pan spotyka?
Najgłupsze jest to, że w ślinie może się znaleźć wirus HIV. Gdzieś, kiedyś, katechetka przekonywała, że jeśli wypije się 5 wiader śliny, to można się zakazić. Kolejny mit to komary przenoszące HIV, bo przecież zasysają krew, a przez krew wirus się przenosi...
Zawsze wtedy trzeba wytłumaczyć, że jest to za mała ilość krwi i że układ trawienny komara – mówiąc w ogromnym uproszczeniu – jest tak skonstruowany, że owad ten jedną rurką zasysa krew, a inną nakłuwa skórę. Nie ma więc możliwości przeniesienia.
Poza tym jest to ludzki wirus, tylko i wyłącznie przenoszony przez człowieka w 3 konkretnych przypadkach: drogą seksualną, poprzez krew i wertykalnie, czyli z matki na dziecko w trakcie ciąży i porodu. Choć ta ostatnia możliwość jest obserwowana coraz rzadziej.