Ośmieszyli uczelnię w Olsztynie i w jednym z materiałów pokazali, jak łatwo jest dostać się tam na medycynę. Zaznaczmy – nie tylko tam. Ekipa telewizyjnego programu szwedzkiej gazety "Aftonbladet" ogólnie wzięła na cel ten kierunek na uczelniach Europy Środkowo-Wschodniej. Tyle że prowokacja, którą pokazali w swoim reportażu, dotyczyła Polski. Dlaczego Olsztyn? – Nasze źródła wspomniały o nim, ale twierdziły również, że podobnie było na kilku uniwersytetach w Europie Wschodniej – mówi naTemat Lindah Mohlin, prowadząca program i reporterka śledcza.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wokół olsztyńskiej uczelni rozpętała się burza. – Jest nam przykro, że stawia nam się takie zarzuty, które w pierwszej kolejności szkodzą tylko studentom. Jest nam przykro, że musimy odnosić się do czyichś oszustw. Co ktoś chce wykazać za pomocą oszustwa? Bo sam oszukuje z pełną świadomością i premedytacją. My absolutnie nie zgadzamy się ze zdaniem, że to my oszukujemy – reaguje na materiał Szwedów Łukasz Staniszewski, rzecznik Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UWM) w Olsztynie.
Lekarze kształceni w Europie Wschodniej
"200 sekund" to program wideo szwedzkiej gazety "Aftonbladet".
"Prezenter Robert Aschberg wraz z redakcją przyglądają się nadużyciom władzy, współczesnym zjawiskom i indywidualnym przypadkom, które budzą emocje" – tak przedstawia się na stronie internetowej.
Ostatnio redakcja wzięła na cel lekarzy z wykształceniem w Europie Środkowo-Wschodniej i uczelnie, które ich kształcą. W październiku poświęciła im kilka materiałów – zaczynając od tego, który – za sprawą dziennikarskiej prowokacji na wydziale lekarskim uczelni w Olsztynie – zwrócił teraz szczególną uwagę w Polsce.
"Powszechne oszustwa i poważne braki w szkoleniu medycznym w Europie Wschodniej wpływają na szwedzką opiekę zdrowotną i mogą zagrażać życiu pacjentów. Dokonaliśmy przeglądu uniwersytetów na Łotwie, w Polsce, Czechach i na Litwie. Zobacz też, jak reporterowi 'Aftonbladet' udało się dostać na studia medyczne w Polsce – z pomocą Google" – tak zapowiadali reportaż.
Materiał wideo dotyczy uczelni w różnych krajach, ale widać w nim też, jak reporter "Aftonbladet"zdaje egzamin wstępny przez internet, a odpowiedzi pomaga mu szukać w sieci koleżanka. "Tak, zaliczyłeś!" – słyszy na koniec.
– Słyszeliśmy plotki, że to łatwe, ale byliśmy zaskoczeni, że to naprawdę było tak łatwe – mówi naTemat Lindah C. Mohlin, prowadząca program, jedna z jego twarzy. Na nasze pytania odpowiada razem z Robertem Aschbergiem, drugim prowadzącym. W cały materiał w sumie zaangażowanych było pięcioro dziennikarzy. Na uczelnię w Olsztynie próbował dostać się Gustaf Tronarp.
Co najbardziej zaskoczyło ich w całej procedurze?
– Zaskoczyło nas to, że naprawdę łatwo było oszukać. Dzięki oszustwom Gustaf całkiem nieźle spisał się na teście, ale prawdopodobnie nie na tyle dobrze, aby automatycznie zostać dopuszczonym do studiów. Następnie egzaminator odniósł się do jego starych ocen w szkole średniej, aby go przepuścić – mówi Mohlin.
Dlaczego w ogóle Olsztyn? – Nasze źródła wspomniały o nim, ale twierdziły również, że podobnie było na kilku uniwersytetach w Europie Wschodniej. Słyszeliśmy o oszukiwaniu tam i na innych uczelniach – odpowiada.
Rzecznik uczelni w Olsztynie odpowiada
Pytam rzecznika uczelni o te konkretne zarzuty. Łukasz Staniszewski tłumaczy, że oceny ze szkoły średniej, z matury, to normalna rzecz, którą bierze się pod uwagę.
– Po teście online trzeba dostarczyć do naszej uczelni dokumentację swojego kształcenia, która przechodzi autoryzację. Na pewno oszust nie mógłby być przypadkową osobą. Poza tym zarzut, że osoba oszukująca może u nas studiować, jest nieprawdziwy, bo taka osoba już w ciągu pierwszego miesiąca nie zda pierwszego kolokwium – mówi.
– Mamy trzy formy egzaminów w formie pisemnej, ustnej i testowej. Przy tych ostatnich, jak widzieliśmy, można próbować się prześliznąć i oszukać, ale nie ma szans, żeby taki człowiek zdał semestr. To nie przejdzie na egzaminach praktycznych. Poza tym czesne na jeden rok wynosi 49 tys. zł, nie licząc kosztów utrzymania. Czemu miałoby to służyć oszustowi? – pyta.
Mówi też, że choć owszem, może się tak zdarzyć, ale nie jest łatwo oszukiwać na teście.
– Przystępując do egzaminu, trzeba spełnić kilka warunków. Trzeba zachować ciągłość dźwięku i wizji. Nie mogą w pomieszczeniu przebywać inne osoby. Kandydat musi pokazać pomieszczenie za pomocą kamery. Jeżeli ktoś tu oszukuje, to musi się do tego przygotować. Proszę zwrócić uwagę, jaka to jest premedytacja, jakie to jest celowe działanie. To prawdziwe, świadome, pełnokrwiste oszustwo. To jest prawie przestępstwo – mówi.
Rzecznik tłumaczy: – Egzaminy wstępne w formie online po pierwsze zostały stworzone w dobie covidu, kiedy nie było innej możliwości przeprowadzenia takich egzaminów. Po drugie one znacznie obniżają koszty egzaminów, ale nie uczelni, tylko kandydatom. Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy osoby z RPA, Zimbabwe czy Indii miałyby przyjechać do Olsztyna na egzamin. I nie dostaną wizy do UE. Oni otrzymują te wizy dopiero kiedy stają się studentami. Po to zostały wprowadzone egzaminy online.
Ale podobne ustalenia redakcji dotyczyły także uczelni z innych krajów – np., że testy i zaliczenia bez problemu można zdobyć od kolegów ze starszych roczników.
"Setki zrzutów ekranu pokazują, w jaki sposób uczniowie dzielą się testami i egzaminami. Według kilku raportów przesłanych "Aftonbladet" kilka uniwersytetów nie aktualizuje testów pomiędzy sesjami testowymi, mimo że studenci zgłosili oszustwa" – czytamy na szwedzkiej stronie.
Jaki w ogóle był odzew na te doniesienia w Szwecji?
– Kilku doświadczonych lekarzy stwierdziło, że zauważyło brak wiedzy i umiejętności praktycznych wśród niektórych świeżo egzaminowanych kolegów z uczelni wschodnioeuropejskich – mówi Mohlin.
"Zarzut nieprawdziwy i szkodliwy"
Reportaż ukazał się 18 października. Od tamtej pory redakcja zrobiła kilka kolejnych materiałów na podobny temat. W ostatnim dziennikarze rozmawiali z duńską lekarką, która kilka lat temu zwracała uwagę na dużą liczbę lekarzy z wykształceniem zagranicznym i o przypadkach, gdy odbiegało ono od duńskich standardów. Podkreślono, że tacy lekarze w Danii czy Szwecji automatycznie otrzymują licencję na wykonywanie zawodu.
"Oszukiwanie na uniwersytetach medycznych w Europie jest znane kilku autorytetom" – dowodzili w innym materiale.
Sugestie, że kształcenie na polskiej uczelni miałoby narażać pacjentów czy mieć wpływ na jakość wykonywanego zawodu Łukasz Staniszewski uważa za nieuprawnione i nieuczciwe.
– Absolutnie pacjenci nie mogą czuć się narażeni. System weryfikacji jest olbrzymi. Poziom odpadnięcia ze studiów na UWM często wynosi 70 proc. W Olsztynie studentów-cudzoziemców jest 110 rocznie. Zajęcia prowadzone są w języku angielskim. Nie przyjmujemy wszystkich, których moglibyśmy przyjąć na studia medyczne. Nigdy nie wypełniamy nawet limitów przyjęć, bo bardzo dbamy o jakość i chcemy przyjąć tylko najlepszych studentów. Kandydaci są odrzucani. Zarzut, że ułatwiamy dostanie się na studia, jest nieprawdziwy i szkodliwy – mówi.