To nie był wywiad. Po prostu spotkałyśmy się w kawiarni pogadać, a ja przezornie zabrałam ze sobą dyktafon. Jeżeli więc zawsze chcieliście dowiedzieć się jak wyglądają prywatne, kobiece rozmowy, zapraszam. Zastanawiamy się tutaj, czy kobieta w sportowym samochodzie to blacha, skąd wzięła się Barbie astronautka, czy feministki chcą odebrać facetom ich męskość i rozmawiamy o seksualnych potrzebach przyzwoitych kobiet.
„Żadna kolejna miłostka” to blog Marty Płusy, bardzo bystrej kobiety, która postanowiła stworzyć w internecie miejsce propagujące pozytywny feminizm. To z nią spotkałyśmy się w jednej z warszawskich kawiarni.
Maja: Podoba mi się przyjazny feminizm. Czemu zabrałaś się akurat za takie tematy?
Marta: Często odzywam się niepytana. Dlatego musiałam stworzyć sobie przestrzeń, w której mogę bezkarnie swoje myśli przerabiać na słowa. Zawsze chciałam pisać o sprawach dla mnie naprawdę ważnych. Nie o szminkach, ciuchach i jedzeniu. Bo przecież blogerki, czy ogólnie kobiety, może interesować coś więcej niż tylko ładny wygląd.
Dlatego „orgazm zamiast gotowania”?
Tak. Chcę pokazać, że potrzebą naturalną kobiety nie jest ślęczenie w kuchni, żeby zadowolić swego mężczyznę.
Co nie zmienia faktu, że feministki też mogą kochać kuchnię i świetnie gotować, prawda?
Tak, to tylko przykład. Chodzi mi o to, żeby pokazać, że kobieta może mieć takie same ambicje i potrzeby seksualne, jak mężczyzna. Chodzi o to, żeby kobieta wyszła z tej mentalnej kuchni, żeby odważyła się nie być jednostką z potrzebami skupionymi wokół domu i partnera. Tu chodzi o kwestionowanie pewnego schematu. Mój chłopak świetnie gotuje, dlatego ja nie muszę tego robić jeżeli akurat nie mam ochoty. I tak, mam chłopaka, już osiem lat, chociaż były przerwy. Feministka to naprawdę nie jest samotna, wkurzona baba.
To każda przyzwoita baba!
I każdy przyzwoity facet. Mężczyźni często uważają feministki za sfrustrowane, kłótliwe kobiety. Skoro walczę o równouprawnienie, to pewnie walczę z mężczyznami, chcę im coś odebrać, a to pewnie dlatego, że ich nienawidzę, bo jestem brzydka i spotykałam się całe życie z odrzuceniem. Ten stereotyp stworzyli mężczyźni, którzy boją się partnerstwa z kobietami.
Każdy chce mieć wolny wybór, prawo do robienia ze swoim ciałem, życiem i wyglądem tego, co uważa za stosowne. Wszystkie świadome tego kobiety to tak naprawdę feministki. Wszyscy mężczyźni, którzy nie czują się utytułowani do umniejszania kobiet i dyktowania im jedynego słusznego stylu życia to też feminiści. Jakkolwiek dla wielu osób feminizm, to brzmi, jak jakaś umysłowa niepełnosprawność.
Brakuje nam zdeklarowanych feministów, którzy pokażą społeczeństwu, że feminizm to po prostu normalność.
Tak, ale tych „normalnych” feministek też. Kobiety wciąż boją się powiedzieć o sobie, że są feministkami, bo mają w głowie jego błędny obraz.
Będąc feministką wciąż można przecież kochać mężczyzn i wspierać swoją rodzinę.
Tak, to przecież nie polega na tym, żeby uciąć mężczyznom fiutki i zmusić ich do rodzenia. Feminizm to jest walka o to, żeby ludzie mentalnie wyszli z „jednego, właściwego” stylu bycia, który często zmusza do traktowania kobiet w sposób przedmiotowy. Mężczyźni nie są panami naszego świata, a obowiązkiem kobiet nie jest im usługiwanie.
To chory układ, który nie służy ani mężczyznom, ani kobietom.
Dorastające dziewczynki, ze względu na swoją wrażliwość i potrzebę dawania i dostawania miłości, są bardziej zainteresowane małżeństwem niż chłopcy. Dla mnie miłość to po prostu część życia, ale nie cel. Ja od dziecka robiłam wszystko sama i marzyłam o niezależności. Chciałam być silną, samodzielną kobietą. Brałam zresztą przykład z mojej mamy, która właśnie taka była. Kiedy nawet coś nie wychodziło i było jej ciężko i smutno, to dawała sobie trochę czasu na przeżycie tej emocji i za chwilę podwijała rękawy, żeby przekuć swoją porażkę w sukces. Z takim charakterem się urodziłam.
Jeszcze do niedawna uczono dziewczynki, żeby nie miały pretensji do chłopców, że ci pociągnęli je za włosy, czy popchnęli, czy niekiedy klepnęli w pośladek, bo to „końskie zaloty”.Chłopcom daje się do zrozumienia, że mogą tak dalej postępować, zaś ich zachowanie staje się adekwatne do wieku i zaczynają pozwalać sobie na coraz śmielsze gesty. A kobiety z wiekiem uczą się, że taka ich rola, że one muszą odpuszczać, a panowie myślą, że są do takich zachowań utytułowani, bo „chłopcy muszą się wyszaleć”. Spoko, ale dlaczego kosztem dziewczynek?
U dziewczynek, za pomocą właśnie takich metod wychowawczych, buduje się błędne przekonanie o tym, że mężczyznom więcej wolno, więcej wypada.
Gdy kiedykolwiek jakiś chłopak próbował wobec mnie zachować się tak, jak mi to się nie podobało, zawsze potrafiłam się postawić i się odwinąć. Zewsząd (oprócz mojej rodzicielki i brata, który potrafił stanąć w mojej obronie) słyszałam, że to ja jestem niegrzeczna, ponieważ mi - dziewczynce nie wypada tak postępować.
Chłopaków się w szkołach namawia do podboju kosmosu, a dziewczynki najlepiej niech się zajmują czymś „kobiecym”, czyli niezbyt ambitnym. Może to się zmienia, bo słyszałam jakiś czas temu, że Mattel przecież już dawno wprowadziło Barbie astronautki i prezydentki. Za moich czasów były w sklepach modelki i księżniczki.
Podałaś bardzo fajny przykład. Cieszę się, że w szkołach było więcej takich „niegrzecznych” dziewczynek jak ja, to właśnie nasza zasługa, że się zmienia. To dzięki feministkom, które uporczywie walczyły o to, żeby zmieniała się ta świadomość społeczna.
Ta moja szkolna „niegrzeczność”, zawsze była karana. Teraz ta dorosła asertywność też jest piętnowana, ale „kara” jest inna. Panowie wolą związać się z taką, która będzie od nich cichsza, skromniejsza, pokorniejsza, „grzeczniejsza” według społeczeństwa. Dlaczego? Ponieważ wmawia się nam, że takie kobiety są przyzwoite, bezpieczne.
Pod moim tekstem o niegrzeczności w życiu i w łóżku pojawił się komentarz faceta, który twierdził właśnie, że większość mężczyzn wybierze jednak tę grzeczną (chociaż jakby wynikało z tekstu raczej nieszczęśliwą) kobietę. Jakaś dziewczyna odpowiedziała, prześmiewczo, że tacy mężczyźni to będzie naprawdę „ogromna strata”. Ostatecznie komentator przekonywał, że związek z kobietą która ma swoje zdanie będzie nieudany, bo dla niego to idzie w parze z kłótniami, a on woli mieć ostatnie słowo i dominować.
Bo do tej pory to oni, mężczyźni, byli tymi, którzy dominowali. Przyzwyczajenie. Gdy nagle spotykają na swojej drodze taką, która nie jest bierna tracą na „męskości”. Ich (skrzywiona!) męska rola tkwiła w pewnej definicji agresora i dominanta, a tu nagle pojawiają się panie, które nie chcą, by nimi rządzić. Panowie więc czują się zagrożeni. Dzięki cichej kobiecie nadal czują się jak „prawdziwi mężczyźni”. Dziewczynkom od najmłodszych lat mówi się, „nie zachowuj się tak, bo żaden cię nie zechce” i ich wartość ocenia się przez pryzmat tego, na ile są atrakcyjne jako kobiety.
Straszne!
I też to bardzo dziwne, a szczególnie dlatego, że samodoskonalenie jest w istocie domeną kobiet. Niestety.
To prawda. Samodoskonalenie i kreacja.
Na wszelkich warsztatach, zajęciach dodatkowych, zawsze większością uczestników były kobiety. Często, gdy zapisywałam się do bibliotek publicznych, z ciekawości pytałam o statystyki wypożyczeń – okazuje się, że więcej książek czytają kobiety.
Właśnie wracam z zajęć z języka chińskiego, a tam około 75% uczestników to kobiety.
Absolutnie nie chcę uogólniać, ale w większości przypadków, kiedy mężczyzna wraca z pracy, do szczęścia wystarczy mu odpoczynek w formie telewizora, a ja widzę kobiety, które chodzą na dodatkowe kursy językowe, zapisują się na warsztaty, kończą drugi fakultet na studiach, chodzą do teatru, opery, na spotkania biznesowe, eventy, ponieważ mają tę potrzebę. Mają chęć poznawania innych, dyskutowania, a tym samym rozwijania się.
Rozejrzyj się. Wokół nas siedzi sporo ładnych, zadbanych Polek, a panowie? No przykro mi, ale w tej kawiarni same dziady z brzuchami. Ośmiu na dziesięciu współczesnych facetów nie wygląda fajnie, ale oni nadal uważają, że największym sukcesem dla kobiety jest to, że jakiś jegomość ją zechciał, że jakiś zwrócił na nią uwagę. Nawet jeśli to jest przysłowiowy „Janusz” z brzuszkiem, niezbyt elokwentny i raczej niezgrabny w swoim podrywie, to ona powinna być mu wdzięczna za uwagę. Wszystko jedno, że jest zgrabniejsza, ciekawsza i lepiej wykształcona. Kiedy taka odrzuca jego zaloty, to dziwota i pretensje, „pewnie lesba albo coś ma nie tak pod kopułą”.
Hahahaha! No oczywiście. Asertywna kobieta to lesbijka. Ale może w dobrą stronę nawet rozumują „Janusze”, bo przecież prawdziwe feministki kochają kobiety, kobiecość i wszelkie jej przejawy. Prawdziwi feminiści zresztą też.
Ja kocham kobiety, wiadomo. Polka potrafi! I tutaj specjalnie mówię Polka, a nie Polak, żeby podkreślić właśnie tę kobiecą zaradność.
Kiedy mężczyzna traci pracę, następnie długo nie może znaleźć nowej, często się załamuje, biernie czeka, aż ktoś odpowie na jego CV. Kobieta kombinuje, szuka alternatywy.
Podsłuchałam dziś przypadkiem komentarze kilku osób (niestety też dziewczyn), którzy zwrócili uwagę na zadbaną kobietę za kółkiem luksusowego samochodu. „Ale blacha!” „Chłopak jej kupił, mafiozo pewnie”, „albo miała bogatego tatusia”.
Mało kto wie, że my, Polki, przodujemy w Unii Europejskiej pod względem zakładania własnych biznesów. I mamy sukcesy, więc coraz więcej kobiet naprawdę stać na dobre samochody. To my staramy się być świetnymi pracownicami, zadbanymi intelektualnie i fizycznie kobietami. Jednocześnie spełniamy się jako matki i dbamy o to, żeby stworzyć swojej rodzinie funkcjonujący dobrze dom. Moim zdaniem to nie Polak, ale Polka potrafi.
Polki to super-womenki, jesteśmy wielofunkcyjne. Dajemy radę, ale często dajemy radę bo musimy, bo nie mamy wsparcia i pomocy ze strony facetów. Ciekawa jestem czy jakby mężczyźni zamienili się z nami na miejsca to daliby sobie radę. Od razu chcę podkreślić, że te przemyślenia wcale nie znaczą, że uważam, że mężczyźni są beznadziejni i do niczego. Kocham mężczyzn. Są nam potrzebni chociażby w alkowie!
Hahaha! Pamiętasz, że to nagrywam, prawda?
No właśnie i kolejna rzecz: wyobraźmy, co by było, gdyby mężczyzna tak powiedział? Społeczeństwo nie rzuciłoby się na niego w takim samym stopniu, jak na kobietę, która by tak samo powiedziała o płci przeciwnej. Ja zaraz pewnie dowiem się, że jestem płytka, że traktuję biednych mężczyzn instrumentalnie.
Hańba!
Hańba! Kobiecie nie wypada. Traci na wartości. Jak jakiś produkt.
To samo przekłada się na inne płaszczyzny życia: kiedy mężczyzna odnosi sukces zawodowy, to mówi się o nim „człowiek sukcesu”, a o kobiecie? Że jest pewnie cyniczna, wyrachowana, że to twarda zimna suka.
Singielkę inni będą nazywali „starą panną”, podczas gdy mężczyzna singiel to „niebieski ptak” – kolorowy, unikatowy, taki trudny do złapania.
A czy ktoś równie uwłaczająco nazwałby mężczyznę, gdyby ten zachowywał się jak np. bohaterka filmu von Triera, w „Nimfomance”? To jest właśnie prawo do „orgazmu zamiast gotowania” – kobiety nie zadowala gotowanie wam, panom, ale my mamy takie same potrzeby seksualne jak mężczyźni i to jest po prostu fakt, a nie jakiś światopogląd, czy filozofia.
O tym staram się też pisać.
To dobrze, bo trzeba to ludziom uświadomić.
Wszyscy którzy kochają i szanują kobiety to tak naprawdę feminiści.
Tak. I możemy na koniec podkreślić, że feministki też mogą uwielbiać facetów. Ja mogę być przykładem.
I ja też!
Zapraszam do czytania bloga Marty Żadna kolejna miłostka. Ja na pewno będę się z nią jeszcze spotykać, bo ujęła mnie jej błyskotliwość, ciepła energia i pozytywny feminizm. Być może ciąg dalszy naszych kawiarnianych podsłuchów nastąpi więc wkrótce.