"Breastfeeding in real life". Karmienie to przede wszystkim bliskość i przytulenie
"Breastfeeding in real life". Karmienie to przede wszystkim bliskość i przytulenie Fot. Stacie Turner Photography / Facebook
Reklama.
Karmienie piersią jest wspaniałe! To bliskość, spokój i wzmacanianie więzi z drugim, małym człowiekiem. Wąchanie jego skóry, dotykanie i głaskanie jego delikatnych włosów. Miłość.
Karmienie w szpitalu
Niestety wielu osobom, w tym matkom, karmienie ma prawo kojarzyć się z przymusem. W szpitalu, gdzie rodziłam synka, zdziwiła mnie promocja, tzw. „naturalnych porodów” (tak zwanych, bo ja porodu wywoływanego trzydniową dawką oksytocyny, naturalnymi bym nie nazywała, drogami natury - to co innego) i „naturalnego karmienia”.
Promowane było ono do tego stopnia, że nie było mowy o podaniu dziecku smoczka, kiedy zanosiło się od łez, czy butelki z mieszanką. Sztuczne mleko, którym miałyśmy dokarmiać maluchy, trzeba było aplikować im strzykawką, z której spuszczało się kropelkę po kropelce mleka na swój palec. A noworodek ssał ów palec. Powód: ta technika podobno nie zaburza odruchu ssania piersi. Podobno, bo co szpital - to teoria i obyczaj.
Mamy, które miały problemy z ilością pokarmu, czuły się na sali poporodowej, po pierwsze: gorsze, po drugie: miały wyrzuty sumienia, że nie dają swoim dzieciom jedynego słusznego pokarmu, jaki im się należy.

logo
W domu, w spokoju, dziecko przy piersi czuje się najlepiej. Ale czasem z tego domu trzeba wyjść... Fot. Stacie Turner Photography / Facebook

Ja akurat pokarmem mogłabym obdzielić pół szpitala, a mój syn od pierwszego dnia jadł pięknie. Ale co z tego! Nie spożywał mleka punktualnie! I przesypiał w spokoju kilka godzin naraz. Usłyszałam, że jeśli nie będę go karmić regularnie, co dwie - trzy godziny z zegarkiem w ręku - zagłodzę własne dziecko. Dziś, kiedy to piszę, chce mi się z tego śmiać, jak mało wówczas wiedziałam. Ale wtedy zupełnie nie było mi do śmiechu. Zestresowana wybudzałam go co dwie godziny i podawałam pierś, z którą w ustach najczęściej zasypiał, a ja skulona nad nim.
Teodor rósł, jak na drożdżach, jadł - tak jak go w szpitalu nauczyłam - co dwie, trzy godziny. Karmiłam go przez niemal 10 miesięcy. Także po moim powrocie do pracy, w ósmym miesiącu jego życia. I tych dziesięć miesięcy zwróciło moją uwagę, na to, jak matki karmiące u nas się traktuje. Poniżej - moje obserwacje. Są subiektywne, więc proszę nie odbierać ich zbyt osobiście.
logo
W domu, z rodziną w komplecie i na urlopie macierzyńskim, jest najlepiej. Niestety macierzyński szybko się kończy... Fot. Stacie Turner Photography / Facebook
Matka karmiąca w pracy
Ustawowo należy jej się godzina na karmienie w ciągu dnia. Ja wykorzystywałam tę godzinę, wychodząc wcześniej z pracy. Kiedy nie było mnie w domu, moja mama, która się Teodorem opiekowała, podawała mu moje mleko, które w nocy ściągałam laktatorem. Przez trzy miesiące karmiłam synka przed pracą, w pracy ściągałam mleko i wkładałam do lodówki, po czym biegłam w tempie sprintera do domu o 16 (tramwajem i piechotą), żeby znowu popołudniu podać mu pierś. Odległości w Warszawie są zbyt duże, żeby komunikacją miejską dać radę w ciągu dnia odwiedzić dziecko, nakarmić je (w godzinę!) i wrócić do pracy.

logo
Czyste piękno Fot. Stacie Turner Photography / Facebook

W redakcji, gdzie pracowały głównie kobiety, zamykałam się z laktatorem w toalecie (męskiej). Nie wdając się w żadne dyskusje, po napisaniu tekstów i wrzuceniu ich na serwer, pośpiesznie wychodziłam. Co, jak się później okazało - było błędem. To, że spieszę się do domu, do małego dziecka, zamiast integrować się w tym czasie z ludźmi z pracy. Raz nawet usłyszałam, że za dużo piszę i siedzę przy komputerze i jestem nietowarzyska... Chyba po prostu ja i moje macierzyństwo, nie pasowaliśmy do tego modnego miejsca.
Nie mam jako mama karmiąca w innych miejscach pracy, niż redakcja pisma kobiecego doświadczeń, więc liczę na to, że większości z was takie komentarze i sytuacje - nie dotyczą.
Kiedy w 10 miesiącu życia Teo nie dałam już rady wstawać po 7-8 razy w ciągu nocy (maluch odbierał sobie godziny, w trakcie których mnie nie widział, tuląc się do mnie w nocy), mąż wymusił na mnie wyprowadzkę do drugiego pokoju i odstawienie dzidziusia od piersi. Podzieliłam się tym, z koleżanką z pracy, co ta uznała za niezbędne, aby przekazać redaktor naczelnej… Godzina dłużej z dzieckiem - błyskawicznie mi odpadła z codziennego harmonogramu.
Ale z tego co wiem, to jeśli dla szefa liczą się efekty twojej pracy, a nie to, ile czasu ci zajmuje jej wykonanie, masz prawo do godziny w ciągu dnia lub wychodzenia o godzinę krócej, nawet do dwóch lat. I korzystaj z tego przywileju! Nie zwierzaj się koleżankom. Tych chwil spędzonych z twoją pociechą - nikt ci nie powinien odbierać.

Pierś w miejscach publicznych
Dziś poza przedziałem dla matki z dzieckiem w PKP, czy przewijakami w knajpach, nawet w centrach handlowych zdarzają się miejsca dla mam karmiących. Niektóre wyglądają dość przyzwoicie. Inne przypominają supermarket: klaustrofobiczne klitki, ostre światło jarzeniowe, wściekle kolorowe ściany. Niekoniecznie są przestrzenią, gdzie masz ochotę w spokoju nakarmić swoje maleństwo. Ale ważne, że w ogóle są!
logo
Karmienie piersią w parku? Czasami nie masz wyjścia. Najważniejsze jest dziecko. Komentarze innych puszczaj mimo uszu Fot. Stacie Turner Photography / Facebook
Jednak jeśli chcesz ruszyć gdzieś w miasto, wyjechać na weekend czy urlop, występuje duże ryzyko,  że nie trafi ci się pokoik do karmienia. I wtedy pozostaje podać dziecku pierś w miejscu publicznym.
Jakie są reakcje ludzi? Bardzo różne. Od odwracania głowy (niektórych to onieśmiela lub zwyczajnie - nie chcą tobie i dziecku przeszkadzać), gapienia się, poprzez głośne komentarze, na wyzwiskach kończąc. A karmienie dziecka w obcym miejscu, to stres zarówno dla niego, jak i jego mamy. I tak, jak można sobie odpuścić ciastko z przyjaciółką w modnej kawiarni na mieście, załatwiania spraw w urzędzie, czasami się nie da. I trzeba to zrobić z dzieckiem przy boku. A kiedy płacze - mleko buzuje w piersiach mamy jeszcze bardziej.
logo
Najbliżej Fot. Stacie Turner Photography / Facebook
Co wtedy robić? Ja miałam jeden sprawdzony patent. Zawsze przed wyjściem wkładałam na siebie takie rzeczy, które można rozpiąć i dosłownie zakryć dzidziusia ubraniem, żeby czuł się bezpiecznie. Brałam też największą pieluchę tetrową, jaką miałam i zasłaniałam całą swoją pierś i otulałam główkę syna. Niestety nie zmienia to faktu, że ten widok: mnie karmiącej, wywoływał wręcz alergię u przechodniów (tak, kilka razy podałam mu pierś w parku na ławce, czy gdzieś w okolicach domu) i zdania w stylu: I gdzie mi tu świeci tymi cyckami?!?
Jakoś świecenie cyckami na reklamach okien i zaprawy murarskiej, w gazetach, filmach czy na teledyskach nikomu nie przeszkadza. Dlaczego kłują w oczy właśnie te piersi, które dają dziecku najlepszy pokarm, bliskość i więź z matką? Zazdrość? Wstyd? A może jedno i drugie?
I kiedy dziś patrzę na piękne zdjęcia, których autorką jest Stacie Turner, zastanawiam się, kiedy rzeczywiście karmienie zostanie zaakceptowane przez innych? I czy zamiast słyszeć, że prowokujemy, obnażamy się czy świecimy golizną, spotkamy się z hasłem: jak pani pięknie wygląda z dzidziusiem przy piersi. Bo to naprawdę najbardziej naturalny, najpiękniejszy widok na świecie. Nie powinnyśmy się go wstydzić. Dowody? Na załączonych zdjęciach.
logo
Na ulicy dziecko też ma prawo czuć się bezpiecznie i tulić do mamy Fot. Stacie Turner Photography / Facebook