
Pierwszy raz Ukraina nałożyła embargo na polską wieprzowinę w lutym 2014 roku – to wtedy u kilku padłych dzików stwierdzono AFS, czyli afrykański pomór świń.
Wtedy zakaz na polską wieprzowinę nałożyła nie tylko Ukraina, ale też m.in. Chiny, Rosja czy Japonia. Wkrótce jednak sytuację z ASF opanowano na tyle, że zakaz eksportu mięsa na Ukrainę przestał mieć sens. Rolnicy coraz silniej naciskali na polski rząd, by coś z tym zrobić. Robiła to także Komisja Europejska, która domagała się, by import z polski przywrócono wszędzie oprócz jednej strefy – buforowej, mającej chronić przed AFS.
Na tę decyzję natychmiast zareagował polski minister rolnictwa – i na swoim ukraińskim odpowiedniku, Ihorze Szwajce – nie zostawił suchej nitki. – To pokazuje, jak Ukraina jest wiarygodnym partnerem w sprawach gospodarczych i rolnych – komentował Marek Sawicki na konferencji prasowej.
W sytuacji, gdy Rosja próbuje wciąż dokonać podziału Ukrainy, a Polska na wszelkie sposoby wspiera Ukraińców, decyzja o embargo w naszym kraju może zostać w najlepszym przypadku uznana za niewdzięczność, w najgorszym – za realizowanie polityki Kremla. Naturalnie nasuwa się więc pytanie – w co grają władze Kijowa, uderzając w Polskę i jej interesy, a jednocześnie utrzymując interesy z Białorusią i Rosją?
Jak dodaje, na pewno Ukraińcy są nam za to wdzięczni, ale na świecie handel służy coraz częściej po prostu uprawianiu polityki – i w tym przypadku też tak było, a polityka ukraińskiego rządu ma służyć tylko... ochronie własnych interesów i rynku rolniczego. Ten bowiem w ciągu ostatnich kilkunastu lat, co dla Polaków może być nieoczywiste, znacznie się rozwinął na Ukrainie.
Sprowadzono tam nowoczesną technikę, wielkie kołchozy zostały sprywatyzowane. Dobre, żyzne ziemie, duże areały i wysokie zmechanizowanie sprawiły, że zaczął to być kraj bardzo produktywny rolniczo. Obecnie mają nadmiar produkcji roślinnej i zaczęli przez to wchodzić w produkcję zwierzęcą: bydła mlecznego, trzody chlewnej.
Naturalni odbiorcy dla ukraińskich produktów rolniczych są dwaj: Rosja i Białoruś. Ale teraz zarówno Władimir Putin jak i Aleksander Łukaszenka nałożyli na Ukrainę embargo na sprowadzanie nabiału, tłumacząc to „niespełnianiem rosyjskich standardów”. W najbliższych dniach zakaz ma objąć także konserwy zawierające ryby, owoce i warzywa, a na celowniku są też słodycze.
Ukraina musi wybrać, czy ulega Rosji, utrzymując embargo na polską wieprzowinę, czy opowiada się po polskiej stronie i znosi embargo. Rozumiem, że Ukraina jest trochę w kleszczach, bo nie będzie mogła sprzedawać swoich produktów Rosji, jeśli będzie kupowała nasze produkty. Ale (...) Polska nie może być przez Ukrainę traktowana w sposób nieuzasadniony jako kraj obarczony embargiem tylko dlatego, że Rosja używa przymusu czy szantażu.
Jak teraz widać, Ukraina wybrała – ale nie oznacza to wcale „uległości wobec Rosji”, a jedynie obronę swoich interesów. – Ukraińska produkcja rolnicza jest w około 50 proc. zależna od Rosji – zaznacza Jan Ardanowski. Polska, dla porównania, jest zależna w tym sektorze od Rosji tylko w ok. 6 proc.
I kiedy Rosja nakłada na Ukrainę polityczne kary w postaci embarga, to Ukraińcy zaczynają się dusić w swoich produktach. Społeczeństwo nie jest w stanie tego wchłonąć i zagospodarować, produkcja przewyższa potrzeby kraju. Ukraina czuje, że musi zachowywać się wobec Polski życzliwie, ale jednocześnie tamtejsi rolnicy naciskają na rząd – i wtedy tworzy się problem. Bo w zasadzie z jakiej racji Ukraina w ramach wdzięczności dla Polski ma zniszczyć własny rynek rolniczy?
Trzeba w tej sytuacji spojrzeć w lustro. My, gdy import zalewa nasz rynek, tez się oburzamy i pytamy czemu mamy sprowadzać, skoro w kraju wszystkiego jest pod dostatkiem. Decyzja Ukrainy jest dla nas nieprzyjemna, bo mamy dla niej serce na dłoni, a spotykają nas restrykcje. Ale myślę, że w ich sytuacji zrobilibyśmy to samo.