
Wpis Anny Dryjańskiej o matriotyzmie nie wywołał krytyki, ale zainteresowanie – między innymi Doroty Zawadzkiej. Psycholożka zapytała na swoim profilu, co ten wyraz oznacza, a gdy internauci jej to wyjaśnili, dopytywała:
Nasza rozmówczyni tłumaczy, że feminizacja wyrazów jest odpowiedzią na pomijanie wkładu kobiet w historię świata. – To zjawisko było zauważane już w XIX wieku – zaznacza Dryjańska. I przywołuje cytat z Ernestine Rose, XIX-wiecznej feministki, która zwracała uwagę na pomijanie roli kobiet w codziennym języku i debatach w Stanach Zjednoczonych.
Dużo słyszałyśmy o naszych Ojcach Założycielach… ale czy ktokolwiek słyszał o Matkach Założycielkach? Czy nie doświadczały równie wielu niebezpieczeństw, nie doświadczały równie wielu trudów, nie czyniły równie wiele by uformować instytucje Nowej Anglii jak Ojcowie Założyciele? I czy ich wyzwania i chwała nie były równie wielkie? Jednakże rzadko się o nich pamięta.
Jak dodaje nasza rozmówczyni, język ma moc sprawczą – jeśli czegoś nie nazywamy, to to znika z pola dyskursu, z debaty. – Jeśli mówimy tylko o żołnierzach, używamy tylko formy męskiej, to wyobrażamy sobie mężczyzn. Tak samo jest z Powstańcem czy taksówkarzem. A używając form żeńskich tych wyrazów włączamy kobiety w ten dyskurs – tłumaczy członkini Feminoteki.
Ale nikt nie jest zmuszony używać tych określeń. My to robimy i mamy nadzieję, że dzięki temu rola kobiet w historii zostanie dostrzeżona, zaś słowa takie jak Powstanka czy żołnierka przestaną być dziwne. Kiedyś artystka i lekarka też budziły kontrowersje, dzisiaj nikogo już nie dziwią.
Gdy pytam o reakcje na takie określenia, Dryjańska odpowiada, że bywa różnie – ale wbrew pozorom wcale nie pojawia się bezczelne wyśmiewanie czy krytyka.
Krytyka feminizowanych wyrazów, jak dodaje nasza rozmówczyni, z czasem maleje. Tak jak przyzwyczailiśmy się do lekarek, prawniczek i artystek, tak coraz mniej bulwersują nas psycholożki czy socjolożki. – Trudno mi powiedzieć ile jest słów krytyki, ale wiem, że te fale słabną. Kiedyś mocno krytykowano „psycholożkę” czy „socjolożkę”, ale są one konsekwentnie używane od połowy lat 90. Dzięki temu ci młodsi hejterzy nie czują, że to dziwne, więc rzucają się na "Powstankę" – opowiada Dryjańska.
I chociaż z pozoru części osób wydawać się może, że kwestia feminizacji języka to wymysł i fanaberia, to Anna Dryjańska przypomina, że wcale tak nie jest. Istnieje bowiem zjawisko tzw. „degradacji semantycznej”. Polega ono na tym, że wyrazy związane z kobiecością mają przypisane negatywne znaczenia lub określenia dotyczące kobiet powstają na bazie negatywnych wyrazów.
Takie zjawisko wynika z tego, że społeczeństwo ceni kobiety mniej niż mężczyzn. Dlatego też niektóre kobiety wolą powiedzieć o sobie w formie męskiej. Sama tak kiedyś miałam, uważałam, że to dodaje ważności, prestiżu, powagi. Ale to było 10 lat temu.
Jak widać, metoda feministek działa – skoro przyzwyczailiśmy się do lekarki i psycholożki, to czemu nie mielibyśmy zaakceptować Powstanki?
Profesorka i dyrektorka są słowami znacznie mi bliższymi, niż zwroty pani profesor, czy pani dyrektor. Tak mówiło się, gdy byłem mały. Moja mama była nauczycielką i nikt nie zwracał się do niej inaczej niż "Profesorko Miodkowo".