Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej na podstawie umów cywilno-prawnych zatrudnia 121 osób. W ministerstwie zdrowia takich pracowników jest 88, a 79 w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. - Zawarcie z "pracownikiem" umowy cywilnoprawnej, która nosiłaby znamiona stosunku pracy jest niedopuszczalne w świetle obowiązującego prawa - informuje nas tymczasem Małgorzata Brzoza, rzecznik prasowy Ministerstwa Finansów.
- W naszym departamencie 10 proc. zatrudnionych jest na umowę zlecenie. Wykonujemy codziennie czynności takie same, jak pracownicy etatowi. Recepcjonistki również zatrudniane są na umowę zlecenie - skarży się w rozmowie z naTemat jedna z pracownic ministerialnego departamentu (dane do wiadomości redakcji.) - Ministerstwa nie chcą nas zatrudniać na umowę o pracę, bo media cały czas robią nagonkę o wielkiej armii urzędników w administracji rządowej. Pracujemy na zlecenie, bo nie muszą tego nigdzie podawać i wygląda to tak, jakby tych urzędników było rzeczywiście mniej - dodaje.
Obiecanki cacanki
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że umowy śmieciowe są powszechne. Coraz częściej
młodzi ludzie zaczynając pracę, nie oczekują żadnej innej. W administracji rządowej, która powinna służyć przykładem, trochę jednak rażą. W końcu premier Donald Tusk wielokrotnie podkreślał, że będzie szukał takich rozwiązań prawnych, które umowę o pracę uczynią "bardziej stabilnym sposobem na życie dla zatrudnionych". - Nie może być tzw. umową śmieciową, niedającą gwarancji na przyszłość - podkreślał premier jeszcze jesienią 2011 we Wronkach.
Wiele razy zaznaczał też, że praca dla młodych ludzi to jeden z "bezdyskusyjnych priorytetów".
Tymczasem, jak skarżą się pracownicy, polskie ministerstwa nie tylko fikcyjnie redukują liczbę urzędników, to jeszcze popularyzują bezwartościowe umowy. Co więcej, powiększą grupę młodych Polaków, zarabiających groszowe pieniądze i odprowadzających dramatycznie niskie składki na przyszłą emeryturę.
- To bez sensu. Jest nas za mało. Pracujemy w trybie pełnoetatowym, ale na umowę zlecenie. Nikt nie zwraca na to uwagi. U nas w departamencie nie nadążamy z odpisywaniem na listy, przygotowywaniem sprawozdań, raportów itd. - potwierdza inny zatrudniony w ministerstwie.
Śmieciowe ministerstwa
Najgorzej wypada Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Aż 121 osób zatrudnia na podstawie umów cywilno-prawnych.
W Ministerstwie Zdrowia na umowy zlecenie i o dzieło zatrudnionych jest 88 osób. 79 osób na tych samych warunkach pracuje w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a u ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina 39 osób.
W Ministerstwie Sportu i Turystyki zatrudnionych jest 215 pracowników. - Umowy cywilnoprawne zawarto z 17 osobami. - Zawierane są głównie w celu doraźnej pomocy przy realizacji bieżących zadań merytorycznych departamentów oraz obsługi administracyjnej, tj. usługi ochroniarskie, obsługa spotkań, obsługa recepcji - wyjaśnia Katarzyna Kochaniak, rzeczniczka resortu.
- Umowy zlecenia lub o dzieło zawierane są w celu wsparcia realizacji zadań merytorycznych komórek organizacyjnych Ministerstwa Zdrowia, w tym dotyczą sporządzania specjalistycznych opinii, analiz i ekspertyz - dodaje Agnieszka Gołąbek, rzecznik Prasowy Ministra Zdrowia.
Stan zatrudnienia w ministerstwach:
Ministerstwo Sportu i Turystyki - 215 umów o pracę; 17 umów cywilnoprawnych Ministerstwo Edukacji Narodowej - 298 umów o pracę, 19 umów zlecenie Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej - 752 umowy o pracę; 121 umów cywilno-prawnych Ministerstwo Spraw Wewnętrznych - 731 umów o pracę; 22 umowy zlecenie Ministerstwo Sprawiedliwości - 800 umów o pracę; 39 umów zlecenie Ministerstwo Gospodarki - 17 umów zlecenie i o dzieło Ministerstwo Obrony Narodowej - 792 umowy o pracę; 10 umów zlecenie Ministerstwo Skarbu Państwa - 681 umów o pracę; 3 umowy o dzieło; 71 krótkoterminowych umów zlecenie Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi - 882 umowy o pracę; 79 umowy o dzieło i zlecenie Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej - 895 umów o pracę; 21 umów zlecenie Ministerstwo Zdrowia - 604 umowy o pracę; 88 umów zlecenie i o dzieło Ministerstwo Finansów - 1570,70 etatów na podstawie umowy o pracę; brak umów zlecenie i o dzieło Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji - 368 umów o pracę; brak umów zlecenie Kancelaria Prezesa Rady Ministrów - 548 umów o pracę; 2 umowy zlecenia (finansowane ze środków unijnych)
Redakcja nie otrzymała danych od pozostałych resortów
Niezwykle przykładnym na tym tle okazało się Ministerstwo Finansów, bo jak samo podkreśla, nie zatrudnia nikogo na tzw. umowie śmieciowej. - W Ministerstwie Finansów nie występują przypadki zatrudniania pracowników na podstawie umów zlecenia lub umów o dzieło. 1570,70 etatu obsadzonych jest pracownikami zatrudnionymi na podstawie umowy o pracę - dodaje Brzoza.
Rzeczniczka MF powołuje się na Kodeks Pracy. - Zgodnie z art. 22 § 1 Kodeksu Pracy przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca - do zatrudnienia pracownika za wynagrodzeniem. Art. 22 § 11 KP stanowi, że zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy. Natomiast, art. 22 § 12 KP stanowi, że nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1 - wyjaśnia Małgorzata Brzoza.
Kłopotliwy Kodeks
Niestety to Kodeks Pracy umożliwia zatrudnianie w takiej formie. Od 1996 roku zawiera przepis, pozwalający na ustalenie stosunku pracy. - To, że codziennie pojawiamy się w określonym miejscu i czasie, dostajemy za to wynagrodzenie nie stanowi jeszcze o stosunku pracy. Decyduje o nim umowne podporządkowanie, czyli praca pod kierownictwem. Pracodawca konkretyzuje zadania pracownika, wydając mu polecenia, a następnie kontroluje, czy zostały prawidłowo wykonane. W tym wypadku możemy mówić o stosunku pracy - zaznacza dr Monika Gładoch, doradca Prezydenta Pracodawców RP.
Jeśli taka sytuacja ma miejsce, istnieje podstawa do zakwestionowania umowy zlecenie i wyjścia z pozwem do sądu. - Proces oznacza jednak wejście w spór z podmiotem, który zaoferował pracę - zauważa dr Gładoch.
- Jeśli pracownik zatrudniony na umowę zlecenie wykonuje codziennie pracę w określonym czasie i miejscu, realizuje polecenia pracodawcy, to jest to umowa niezgodna z Kodeksem Pracy. Można to wówczas zgłosić do Inspektoratu Pracy, żeby została przeprowadzona została kontrola. Dzieje się to rzadko - przyznaje Maria Kacprzak-Rawa, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Pracy - Pracownicy często godzą się na taką formę zatrudnienia, bo wymusza ją sytuacja życiowa. Muszą mieć pracę, żeby zarobić na utrzymanie. Jest to w takich okolicznościach tym bardziej przykre - dodaje.
Żeby ocenić, czy w jakimś przypadku zatrudnienia na "umowę pracę" łamany jest Kodeks Pracy, zdaniem ekspertów, należałoby każdy przypadek przeanalizować z osobna. - Jeśli pracownik recepcji wykonuje codziennie ustalone z góry zadania, sam organizuje sobie pracę, a nie otrzymuje bieżących poleceń i nie podlega kontroli pracodawcy, ciężko udowodnić pracę pod kierownictwem - przyznaje dr Monika Gładoch - Wszelkie analizy, ekspertyzy i opinie są typowymi pracami wykonywanymi w ramach umów o dzieło bądź zlecenie. Chociaż i w tym przypadku nie można wykluczyć z góry pracy pod kierownictwem. Wszystko zależy od charakteru pracy - dodaje.
Etatowi i śmieciowcy
Sytuacja w ministerstwach, zdaniem tam zatrudnianych, jest tym bardziej absurdalna, że do wiadomości publicznej, podaje się informacje, że średnia zarobków np. w ministerstwie zdrowia, czy skarbu państwa wynosi kolejno 4602 zł lub 4256 zł brutto. Jednak dotyczy to jedynie pracowników etatowych. Na umowę zlecenie zarobki są o połowę mniejsze. Za tę samą pracę dostają 2000-2500 netto. Co więcej szansa na podwyżki jest równa zero, bo wydatki na administrację publiczną są zmniejszane. To, według opinii pracowników ministerstw, z którymi udało nam się porozmawiać odbija się przede wszystkim na szeregowych pracownikach. Przeważnie tych młodszych.
- To absurd. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, jaka perspektywa emerytury szykuje się przed nami. Nie mówiąc już o zerowym bezpieczeństwie pracy. Mogą nas przecież zwolnić w każdej chwili bez konsekwencji. W końcu to umowy śmieciowe - żali się jeden z pracowników (dane do wiadomości redakcji) - Zamiast obiecanych podwyżek, dostaliśmy obniżki. O tym nikt nie mówi - dodaje.
Problem z umowami typu zlecenie jest również taki, że obie strony się na tę umowę godzą, kiedy ją podpisują. - Zatrudnianie na podstawie tych umów wiąże się oczywiście z wysokimi kosztami pracy. Jako pracodawcy, ponoszą je również ministerstwa. Pracownicy przeważnie decydują się na umowę zlecenie z powodów życiowych. Tańsze świadczenia oznaczają więcej pieniędzy na rękę - podkreśla dr Monika Gładoch.
Patologia systemu
- Umowy śmieciowe nie są zawierane tylko w ministerstwach. Są zawierane również w innych instytucjach centralnych. Mimo, że nie powinno ich tam być. Minister Gowin sam przecież apelował, żeby tę sytuację uporządkować w sądach - zwraca uwagę Maria Kacprzak-Rawa, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Pracy.
Zdaniem ekspertów, większość pracodawców na początku informuje, że jest możliwość zawarcia umowy o pracę, ale za dużo niższą płacę.
- Pracownik musi wtedy wybrać, albo ochronę socjalną, w tym składki i urlopy, albo zdecyduje się na zlecenie, bo w danej chwili będzie otrzymywał więcej pieniędzy, a to pozwoli mu przeżyć. Nie dopatrywałbym się patologii po stronie pracodawców, tylko po stronie państwa. To problem systemowy. Jeśli dalej koszty zatrudniania pracowników będą tak wysokie, zabrniemy w umowy cywilno-prawne - dodaje dr Gładoch.