- Rosja już dwa razy prowadziła manewry na wielką skalę, w 2010 i 2013 roku, z Białorusią, gdzie ćwiczono wariant wojny przeciwko Polsce i z użyciem broni nuklearnej - odpowiada Witold Waszczykowski z PiS na pytanie o ewentualny atak atomowy Rosji na Warszawę. Jak podkreśla, Putin w wojnie z Ukrainą się nie zatrzyma. - Rosja będzie chciała odciąć Ukrainę od Morza Czarnego - prognozuje wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Unia Europejska dała ustami Hermana van Rompuya sygnał Putinowi: jeśli dotrzymasz rozejmu, wstrzymamy sankcje. Już pojawiły się głosy o tym, że Europa „zmiękła”, że nie powinna tak robić. Powinna?
Witold Waszczykowski: Nie, to nie jest słuszna koncepcja. Wpasowuje się w myślenie o niesławnej deeskalacji konfliktu, a tymczasem mamy do czynienia z otwartą wojną, do której Rosja nie chce się przyznać, chociaż są na jej udział twarde dowody. Dlatego Unia powinna akceptować wszelkiego rodzaju sankcje. Niestety, wśród państw Europy Zachodniej dominuje przekonanie, że Rosja ma prawo do prowadzenia specjalnej polityki na terenach dawnego ZSRR. Dominuje pogląd, że problemy gospodarcze w relacjach z Rosją są ważniejsze, szczególnie w takiej kryzysowej sytuacji. Dominują też obawy, że jeśli Rosja będzie konfrontowana, to odnowi antyzachodni blok lub dojdzie do eskalacji konfliktu. Z tych kilku powodów Europa Zachodnia zajmuje bardzo spolegliwe wobec Putina stanowisko.
Ten tok myślenia: nie konfrontować się, nie stawiać, tylko próbować negocjować, prowadzi do rozwiązania sprawy?
To nieprawidłowe myślenie. Ćwiczyliśmy je kilkadziesiąt lat temu, w latach 30. nazywano to appeasement, czyli właśnie takie spolegliwe zachowanie polegające na ustępowaniu Hitlerowi, by nie dopuścić do wybuchu wojny. Takie myślenie prowadzi do dalszej eskalacji konfliktu, dalszych żądań i agresji takiego państwa. Rosja nie poszłaby dalej, gdyby została skonfrontowana z wyraźnym, zdeterminowanym stanowiskiem Zachodu. Ale Zachód takiego stanowiska nie zajął, więc Rosja czuje się silna i będzie szła dalej.
Jak daleko?
W przypadku Ukrainy, moim zdaniem, Rosja się nie zatrzyma. Akcja wojenna pójdzie dalej na południe i zachód. Na celowniku są prowincje takie jak Odessa, by odciąć Ukrainę od Morza Czarnego i połączyć się z Naddniestrzem. W rezultacie zostałaby tylko taka kadłubowa część Ukrainy środkowo-zachodniej. Rosja liczy zapewne, że wtedy politycy ukraińscy skoczą sobie do gardeł, będą się kłócić i rozliczać przez kogo to się stało. Wtedy możliwe są dwa scenariusze: albo do władzy dojdzie skrajnie nacjonalistyczna partia, która siłą spróbuje odbudować państwo albo powstanie marionetkowy rosyjski rząd i w efekcie cały kraj wpadnie w ręce Rosji.
To jak najbardziej realne, ale dla Rosji nieopłacalne, by atakować całą Ukrainę. To oznaczałoby de facto okupację. Rosja ma możliwość zrealizowania tego dłuższego scenariusza, gdzie w wyniku społecznych rozruchów i tak cały kraj wpada w ręce Putina. On, korzystając z bierności Zachodu, może czekać i stymulować na Ukrainie zmiany korzystne dla niego.
Czy w związku z tym powinniśmy wysyłać – a także inne państwa UE – broń na Ukrainę? Wczoraj pojawiły się takie doniesienia, ale polski MON je zdementował.
Tak, musimy przekonywać Zachód, że cała i wolna Ukraina jest w naszym interesie – nie tylko polskim, ale też europejskim. Ukraina niepodległa od Rosji to także cios w plany i ambicje odbudowy rosyjskiego imperium. Demokratyczna Ukraina to także kraj, z którym możemy rozmawiać i rozwiązać historyczne sprawy, które nas dzielą. Inaczej będzie bardzo trudno to zrobić. Tylko jak sprawić, żeby Ukraina była niepodległa, wolna, cała? Właśnie dostarczając jej broń, która pozwoliłaby wygrać tę wojnę. Oni nie potrzebują żołnierzy, bo to ludne państwo, tylko broni. Tylko o tym nie trzeba propagandowo opowiadać, tylko po prostu zrobić. Dlatego rozumiem, że MON to dementuje, a po cichu może robić swoje. Rosja też przecież zaprzecza, jakoby jej żołnierze byli na Ukrainie.
A podziela Pan obawy „Foreign Policy”, co do tego, że Rosja mogłaby użyć broni nuklearnej – i to w pierwszej kolejności wobec Warszawy, a potem Wilna? Tak szanowane pismo raczej nie rzuca słów na wiatr...
Rzeczywiście jest to realne zagrożenie. Doktryna wojenna Rosji od lat zapowiada, że nie cofnie się przed użyciem broni nuklearnej. I to nie jak u innych, jako broń ostateczną, ale uznają to za jeden z elementów prowadzenia wojny. Rosja już dwa razy prowadziła manewry na wielką skalę, w 2010 i 2013 roku, z Białorusią, gdzie ćwiczono wariant wojny przeciwko Polsce i z użyciem broni nuklearnej. Proszę też zwrócić uwagę na wypowiedzi niektórych rosyjskich polityków, jak Żyrinowskiego. Można go lekceważyć, że jest mało istotny, ale niesłusznie – bo to polityk od wielu lat zasiadający w Dumie, wicemarszałek (Żyrinowski zapowiadał, że „Rosja unicestwi Polskę” - przyp. red.). Takie mrzonki, jak widać, krążą w głowach polityków i wojskowych, którzy to potem ćwiczą. Nie można tego lekceważyć, trzeba to zagrożenie brać na poważnie.