Pod naciskami izraelskich osadników ministerstwo obrony Izraela wprowadziło dyrektywę, która zakazuje Palestyńczykom podróżowania publiczną komunikacją na Zachodnim Brzegu. To już drugi rodzaj segregacji, po płciowej, jaki obowiązuje w tym państwie.
Teoretycznie Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu i tak nie mają wjazdu do Izraela, ale i tak codziennie trasę tę przebywa ok. 30 tysięcy palestyńskich pracowników - oczywiście legalnie. W 2013 roku, pod naciskiem obywateli Izraela, wprowadzono dwie osobne linie dla Palestyńczyków, ale wciąż mogli oni legalnie podróżować komunikacją z Żydami.
Wszystko zmieni się po nowej dyrektywie ministra obrony Mosze Ya'alona - zabrania ona palestyńskim pracownikom jeżdżenia w tym samym transporcie publicznym, co Żydom. Tym razem na takiej decyzji zaważyła presja wywierana przez izraelskich osadników.
Palestyńczycy komentują to krótko: wprowadzanie segregacji rasowej, rasizm. Sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że jak pisze izraelski portal Haaretz, nawet armia nie widzi w pracownikach z Palestyny zagrożenia dla obywateli - muszą oni bowiem spełniać liczne i rygorystyczne warunki, by w ogóle dostać pozwolenie na legalną pracę w Izraelu.
Przypomnijmy, że to już kolejny rodzaj segregacji w izraelskim transporcie. W 2010 roku, po 10 latach, przedłużono bowiem obowiązywanie segregacji płciowej w 56 liniach autobusowych, działających na wniosek ultraortodoksyjnych Żydów. Kobiety muszą tam siadać z tyłu pojazdu. Decyzję tę oprotestowały organizacje broniące praw człowieka, ale w odpowiedzi władze Izraela jedynie zmieniły przepisy dotyczące segregacji - według nich kobieta nie może zostać zmuszona do zmiany miejsca, a same autobusy są specjalnie znakowane.