
– Książki o bohaterskich mężczyznach czasów powstają i będą powstawać. To, że ostatnio pisze się dużo również o wojennych kobietach, to raczej próba spłacenia pewnego długu wdzięczności wobec tych wszystkich wspaniałych Polek, które bez względu na wszystko stanęły do walki o wolność ojczyzny i wolność swoich bliskich – mówi Szymon Nowak, autor książki "Dziewczyny wyklęte".
(...) ubecy nie przerywali swojej pracy. Różańskiego już od dawna nie było, teraz pilnowali jej na zmianę młodzi oficerowie śledczy. Czekali, aż ta niepokorna zakonnica złamie się, powie wszystko, co chcą, i podpisze się pod tym. Ale ona trwała twarda i nieruchoma jak posąg, choć w duszy już prosiła: – Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Ale zaraz dodawała: – Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie.
To była jej ostatnia świadoma myśl. W następnej chwili straciła świadomość i upadła bezwiednie na podłogę.
Pomna przysięgi złożonej swej siostrze, pewnej nocy zjawiła się w sanockim sierocińcu. Przekupiła osobę z personelu, która przyprowadziła do niej zabiedzonego chłopczyka w połatanym ubranku.
– Januszku, jestem twoją ciocią. Czy poznajesz mnie? – spytała Stefania.
– Tak – odrzekł malec, przyglądając się z uwagą tej twarzy, tak podobnej do buzi ukochanej mamy.
– I pójdziesz ze mną?
– Pójdę, jak dasz mi kartofli... – powiedział chłopczyk.(...)
Tym sposobem Stefania wykradła chłopca z sierocińca i w ukryciu – owiniętego w koc – wywiozła pociągiem na Śląsk.(...) Podobno po zniknięciu chłopca UB z Sanoka szalało. "Żubrydowe szczenię" wymknęło się spod ich kontroli.
– Ile Ty masz lat dziecko? – spytał niezadowolony "Bolesław".
Danusia nie potrafiła kłamać. Tak została wychowana. Aby nie minąć się z prawdą, ale też nie doprowadzać do furii oficera, piętnastolatka odparła: – Niedługo będę miała siedemnaście lat.
– No tak, niedługo... Pewnie za kilka lat – westchnął zrezygnowany "Bolesław". Nie miał wyjścia, musiał zaakceptować tę grupę młodych panienek. Spojrzał jeszcze raz na Danusię i, uśmiechając się po raz pierwszy, powiedział: – Od dziś będziesz używała pseudonimu "Sarenka".
(...) "Inka" stała oszołomiona, ale nie była nawet draśnięta. To młodzi żołnierze, którzy na ochotnika zgłosili się do egzekucji, widząc przed sobą bezbronną dziewczynę, a nie żadną "bandytkę", nie mieli sumienia do niej strzelać i wzięli na cel ścianę w okół skazanej. Wszyscy jak jeden mąż.
Widząc to, ich dowódca, młody oficer, wyszarpnął pistolet z kabury i zdenerwowany podszedł do dziewczyny.
– Niech żyje major "Łupaszko"! – zdążyła jeszcze krzyknąć "Inka", mając już przed oczami lufę wycelowanej w siebie broni, kiedy padł strzał. A wtedy ksiądz ukrył twarz w dłoniach.
(...) największym wydarzeniem dla Wandy była wizyta w więzieniu jej córeczki, Ewy. (...) A potem patrzyła przez kratę na swoją piękną dziewczynkę, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Tylko wielkie łzy kręciły się w jej smutnych oczach. Chciała kochać to obce, kilkuletnie dziecko, ale jej wzrok był pusty i nieobecny. (...) Po tych wizytach długo nie mogła dojść do siebie.
