Kobiety w polityce nie mają łatwo. Szczególnie jeśli są młode, a do tego dobrze wyglądają. Z krytyką zderzyła się Magdalena Ogórek. Atakowano ją dlatego, że jest kobietą czy dlatego, że jest słabą kandydatką? – Jej doświadczenie polityczne w zestawieniu z funkcją, do której aspiruje jest po prostu niewielkie. To, że jest ładną kobietą w tym kontekście też raczej jej nie pomaga – mówi w rozmowie z naTemat Agnieszka Pomaska, posłanka PO i przewodnicząca Komisji ds. UE.
Zakładam, że świadomie podjęła to wyzwanie, więc nie mam powodu by jej współczuć. Ale jestem daleka od krytykowania jej, bo nadal niewiele o niej wiem. I nie mam wrażenia, by była samodzielnym politykiem. Raczej podchodzę więc z politowaniem do sytuacji, w której się znalazła.
Na ile jej obecna sytuacja to wynik tego, że jest kobietą i za to się ją atakuje, a na ile strategii sztabu, kwestii programowych i podobnych czynników?
To nie jest pierwsza kobieta, która aspiruje do ważnych funkcji w państwie, ale jestem zwolennikiem stopniowego zdobywania doświadczenia. Magdalena Ogórek została rzucona na głęboką wodę. A jej doświadczenie polityczne w zestawieniu z funkcją, do której aspiruje jest po prostu niewielkie. To, że jest ładną kobietą w tym kontekście też raczej jej nie pomaga, bo wszyscy koncentrują się właśnie na tym.
Widzi pani podobieństwa między tym, co spotyka teraz Magdalenę Ogórek a tym co spotkało panią kiedy zostawała pani przewodniczącą sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej? Mówiono, że jest pani młoda, niedoświadczona.
Nigdy nie miałam poczucia, że kobiecość mi przeszkadza, choć staram się nie eksponować jej jakoś szczególnie. Skupianie się na pracy merytorycznej jest przecież ważniejsze. Dla mnie problemem zawsze był wiek, bo zostałam radną Gdańska mając 22 lata i wiele osób mówiło, że byłam na to za młoda.
Dzisiaj mam 35 lat, od 6 lat jestem posłanką i nadal funkcjonuję jako osoba młoda albo wręcz za młoda do pewnych funkcji czy w ogóle do funkcjonowania w polityce. Jeśli mój wiek czy płeć jest dla kogoś głównym problemem, to raczej nie powinnam się przejmować.
Jestem jednak przekonana, że każdy - także kobieta i także młoda kobieta - ma wpływ na to, jak jest odbierany. Czy tylko przez pryzmat swojego wyglądu, czy tego co się robi. Czasami trzeba zrobić więcej, by być odbieranym przez pryzmat merytoryki, a nie wyglądu, ale zawsze ma się na to wpływ.
Kobieta musi w polityce zrobić więcej, pokazać więcej, by osiągnąć to samo, co mężczyzna?
Nie mam takich doświadczeń, ale nie twierdzę, że takie sytuacje się nie zdarzają. Zawsze obracałam się w męskich gremiach, dzisiaj jestem jedyną członkinią zarządu regionu pomorskiego. Nie mam z tym problemu, chciałabym, żeby kobiet było więcej, ale nie czuję się przez to gorzej.
Kiedy w 2002 r. startowałam do Rady Miasta Gdańska płeć mi pomogła, bo Platforma promowała i promuje kobiety. Mam wrażenie, że dzięki temu było mi łatwiej. Nigdy nie grałam na nucie, że płeć mi w czymś przeszkadza. Od czasu do czasu jakaś posłanka z PiS nazywa mnie “dziewczynką” czy "studentką", ale nie dotyka mnie to jakoś szczególnie.
Są w polskiej polityce podwójne standardy? Podczas tej fali nominacji pań wiceminister pod koniec 2014 r. cały czas mówiono, że Ewa Kopacz upycha po ministerstwach psiapsiółki. Kiedy polityk-mężczyzna powołuje na swojego zastępcę kogoś, kogo dobrze zna i lubi takich zarzutów nie ma.
Ta sytuacja sprzed kilku miesięcy świadczyła nie o nominowanych czy o pani premier, tylko o tych, którzy używali takich określeń. Napędzały ich niskie pobudki, chęć zdobycia kapitału politycznego, choć niestety też ulegali temu niektórzy dziennikarze. To nie było przyjemne i miłe, ale w polityce trzeba mieć grubą skórę. Zarówno mężczyzna, jak i kobieta musi być na to odporny.
Ale mężczyznom coś takiego by uszło?
Kobiet jest w polityce mniej, więc kiedy brakuje argumentów merytorycznych, niektórzy sięgają do tak niskich argumentów jak płeć. Do tego jeszcze określa to w nieelegancki sposób. Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że mężczyzna w polityce jest czymś naturalnym, a kobiety są dopiero na początku tej drogi. Ale wierzę że za kilka-kilkanaście lat naturalne będzie, że kobiety będą obejmowały najważniejsze funkcje w państwie. Zresztą widzę, że po tej pierwszej fali nikt już tych niskich, słabych argumentów nie stosuje. To się po prostu nie opłaca.
Mężczyźni boją się kobiet w polityce?
Staram się unikać takiego stereotypowego podejścia. Ale pewnie niektórzy się boją. Tak samo jak mężczyźni mężczyzn. Do każdego trzeba podchodzić indywidualnie i jeżeli ktoś jest profesjonalnym politykiem to nie powinien zwracać uwagi na płeć. To stereotypowa rzecz, o której się rozmawia, ale na koniec są efekty pracy. Jeśli ktoś dobrze pracuje, to płeć nie jest problemem.
Milcząca Magdalena Ogórek szkodzi postrzeganiu kobiet w polityce?
Magdalena Ogórek najbardziej szkodzi sobie i swojemu ugrupowaniu. I to nie dlatego, że milczy i nie dlatego, że brakuje jej kompetencji, bo pewnie je ma. Ale dlatego, że brakuje jej podstawowej rzeczy, czyli doświadczenia. Żeby pełnić najwyższy urząd w państwie, trzeba je mieć. Tego się nie nadrobi uśmiechem czy powtarzaniem, że trzeba rozmawiać. Ale każdy pracuje na swój wizerunek i nie sądzę, żeby to zaszkodziło innym kobietom.
Do dzisiaj zastanawiam się, co było powodem tak ostrej krytyki Joanny Muchy, kiedy została ministrem sportu. Płeć? Wiek? Uroda? To, że kobieta weszła w typowo męską dziedzinę?
To moja koleżanka klubowa, więc nie jestem do końca obiektywna. To trochę pytanie o to, czy uroda jest przeszkodą w polityce. Jeśli nie eksponuje się jej nadmiernie, to nie, nie jest.
Specjaliści od marketingu mówią wręcz, że pomaga.
To ma dwie strony medalu. Może przeszkadzać, jeśli źle rozłoży się akcenty.
Za Joanną Muchą chyba chodzi jeszcze ta okłada sprzed lat, gdzie wystąpiła jako Lara Croft.
Każdy polityk, a kobieta szczególnie musi uważni rozkładać akcenty. Musimy być wyczulone na to, jak się je pokazuje. Nie wiem, czy moja koleżanka tego ruchu żałuje, ale to przykład na to, że trzeba uważać na to, jak się nas pokazuje. Choć też nie zawsze mamy na to wpływ.
Co trzeba zrobić, żeby kobiety mogły działać w polityce na takich samych prawach i z takimi samymi obowiązkami jak mężczyźni?
Wprowadziliśmy parytety w wyborach, ale nie wszystkie partie potraktowały to poważnie. Platforma wprowadziła dodatkową zasadę, że w pierwszej trójce na liście musi być jedna kobieta, a w pierwszej piątce druga. To oczywiście nie wszystkim się spodobało, także w Platformie.
Ale z perspektywy czasu widzę, że dzięki temu do polityki trafiło wiele wartościowych kobiet. Jesienią będziemy mieli test tego, czy ich praca zostanie dostrzeżona przez wyborców. Choć nie byłam zwolennikiem parytetów, widzę pozytywne efekty zasady wprowadzonej przez Platformę.
Czy kobieta, wchodząc do polityki, musi przestać być kobietą i przejąć niektóre cechy męskie? Według niektórych, tylko ostre, kłótliwe kobiety, nie ustępujące brutalnością języka mężczyznom, mają szansę w polityce. Posłanki Wróbel, Kempa, Pawłowicz.
Ale te panie w ogóle nie kojarzą mi się z sukcesem w polityce.
Są posłankami, to już pewne osiągnięcie.
Ale nie były rozpoznawalne zanim zostały posłankami, tylko dopiero po dostaniu tego narzędzia, jakim jest mandat poselski. Pytanie co to znaczy “być facetem w polityce”. Jest zbiór cech, które trzeba mieć zajmując się polityką, tak jak każdy zawód, ale one tylko stereotypowo są przypisywane politykom. A krzyczenie i obrażanie innych to nie są cechy w polityce niezbędne.
Powiem więcej - są niepożądane. To, że kogoś znamy, bo jest kontrowersyjny, nie znaczy, że ten ktoś odniósł sukces, albo że w dłuższej perspektywie utrzyma zaufanie wyborców. Trzeba mieć nie tylko dar przekonywania, nie tylko ciężko pracować, ale i trzeba mieć twardą skórę. A ja znam wiele takich kobiet i uciekam od stereotypowego postrzegania kobiet i mężczyzn.
Kiedy Polacy będą gotowi by wybrać kobietę-prezydenta?
Myślę, że już są gotowi. To kwestia znalezienia odpowiedniego kandydata. Jeśli taka osobowość w polskiej polityce się pojawi, to płeć nie będzie czynnikiem. W tych wyborach takiej osobowości kobiecej nie widzą. Czy coś lub ktoś hamuje rozwój takich osobowości? Nie wiem.
Właśnie, kiedy polska polityka będzie gotowa na kobietę-prezydenta?
Mamy dzisiaj premier Ewę Kopacz, najbardziej popularną kobietę w polityce. Jej poziom zaufania pokazuje, że Polacy zaakceptowali premiera-kobietę. Więc polska polityka jest gotowa na rządy kobiet.
20 lat temu mieliśmy premier Hannę Suchocką i to ani o milimetr poprawiło sytuacji kobiet w polityce. Dopiero kilka ostatnich lat to tworzenie mechanizmów pomagających kobietom.
Są jednak różnice: Ewa Kopacz była marszałkiem - drugą osobą w państwie, wcześniej też ministrem, była naturalnym kandydatem na premiera. Mam nadzieję, że teraz ktoś nie powie, że jest za dużo kobiet w polityce.
Szklany sufit nad kobitami zniknął?
Nie wiem, ja go nie widzę, poza tym, że wspomniana posłanka Pawłowicz nazwie mnie “dziewczynką”. Nie widzę, żeby czegoś mi zakazywano, nie pozwalano zabrać głosu czy przedstawić stanowiska klubu, bo jestem kobietą.
To drobne sprawy, chodzi mi o sytuację, gdyby chciała pani zostać ministrem spraw zagranicznych albo ambasadorem. Czy tutaj jest ten szklany sufit?
Moje aspiracje dopasowuję do moich umiejętności, wiedzy i doświadczenia, a nie tego, czy jestem kobietą. Nigdy o tym nie myślałam w taki sposób. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy ktoś mi mówi, że się nie nadaję, bo jestem kobietą. I myślę, że to duża zasługa zarówno premiera Tuska jak i premier Kopacz, którzy zawsze przywiązywała dużą wagę do równego traktowania kobiet i mężczyzn.
Może ten szklany sufit jest w głowach kobiet, którym brakuje odwagi, by walczyć o więcej?
Trochę tak jest, choć to nie wina kobiet, tylko stereotypowego myślenia o roli kobiety, o rodzicielstwie.
Czy walka o równouprawnienie może się cofnąć,czy jest już tak zaawansowana, że nie zatrzymają jej nawet rządy prawicy?
Ze zdumieniem wysłuchiwałam pytań typu “po co jest urlop ojcowski? To kobieta jest od wychowywania dzieci”. Pamiętam też, że przewodniczący “Solidarności” Piotr Duda mówił, że po urodzeniu nie powinnam wracać do pracy, tylko zajmować się dzieckiem. Takie myślenie ciągle ma miejsce i mam obawy, że polityka prorodzinna przy zmianie władzy może zostać zatrzymana lub cofnięta.
Przeraża mnie wmawianie nam, że kobiety muszą siedzieć w domu, że nie mogą na równi z mężczyznami realizować się zawodowo. Ale także to, że ktoś może powiedzieć, że mężczyzna nie powinien zajmować się domem, dziećmi. Rodzicom powinno się dać wybór, narzędzia do tego, by ten wybór mógł podejmować zarówno mężczyzna jak i kobieta. W PiS często panuje przekonanie, że ojciec powinien zarabiać, kobieta siedzieć w domu i źle by się stało, gdyby były próby odzwierciedlenia tego w prawie.
Wiem, że pani głos ma prezydent Komorowski, ale czy będzie pani kibicowała Magdalenie Ogórek, która jest jedyną reprezentantką kobiet w tym wyścigu?
Popieram Bronisława Komorowskiego nie dlatego, że jest mężczyzną, ale dlatego, że cenię zarówno jego doświadczenie jak i ostatnie 5 lat aktywności jako prezydenta. I jeśli rozmawiamy o równouprawnieniu, warto podkreślić, że nikt w sprawie polityki prorodzinnej nie zrobił tyle, co prezydent Komorowski. O poglądach Magdaleny Ogórek na te sprawy nic nie wiem. Do wyborów trzeba podchodzić poważnie.