W ciągu tygodnia 15 tys. osób pobrało aplikację Pola, która sczytując kod kreskowy informuje o pochodzeniu produktów znajdujących się na sklepowych półkach. Można sprawdzić ile "made in Poland" jest w piwie Żywiec i jaki kapitał stoi za Pudliszkami. - Chcecie lepiej płatnej pracy w Polsce? Zacznijcie myśleć komu jako konsumenci wpłacacie swoje pieniądze - mówi naTemat Jakub Lipiński, współtwórca aplikacji.
Od premiery w dniu święta Niepodległości, w ciągu tygodnia macie 14 tys. pobrań, 60 tys. skanów produktów. Już widzę jak ludzie odkładają na półkę Majonez Babuni Hellmansa, a biorą do koszyka Majonez Kielecki. Czuje się się pan pogromcą zagranicznych korporacji?
Jakub Lipiński, prezes Polidea: Nie, jestem daleki od tak sensacyjnego tonu.
Tak opisano waszą aplikację w serwisie Wykop.pl, że wskazując na produkty produkowane w Polsce i przez polskie firmy dołożycie takim firmom jak Unilever, Heinz, Nestle.
Równie dobrze Niemiec czy Francuz mogą zainstalować Polę na swoim smartfonie i świadomie pomijać polskie produkty wybierając własne narodowe marki.
Tylko po co? Przecież dobre, bo polskie
Nie tylko. Wierzę też w to, że wspierając polskich producentów każdy może się przyczynić do rozwoju polskiej gospodarki i budowy miejsc pracy w tym kraju.
Niedawno na Facebooku robiła furorę grafika, w której autor przekornie pisał: Polak kupuje czeską Skodę, telefon w niemieckim T-Mobile, robi zakupy w portugalskiej Biedronce i brytyjskim Tesco, przebiera się koszulkę z Zary. Siada przed koreańskim telewizorem Samsunga lub LG, ogląda prasę niemieckich wydawców i popijając piwo z grupy Heineken martwi się, że we własnym kraju nie może znaleźć dobrze płatnej pracy.
Do informowania. Uważam, że jest bardzo duża dysproporcja pomiędzy klientem, który podejmuje decyzję zakupową, a budżetami marketingowymi wielkich firm, które wszelkimi sposobami nakłaniają go do zakupu swoich produktów. Stojąc przed półką w sklepie konsument ma małe szanse dowiedzieć się kto stoi za oferowanymi produktami. Jest wiele polskich marek, które znajdują się w rękach zagranicznych firm. Konsumenci, którzy chcą być patriotami zakupowymi powinni mieć możliwość łatwego sprawdzenia komu powierzają własne pieniądze.
A komu warto powierzyć?
Takim firmom, które są zainteresowane nie tylko korzystaniem z zasobów naszego rynku, ale także, płacą tu podatki, zatrudniają Polaków i to nie tylko na stanowiskach produkcyjnych, ale również na lepiej płatnych stanowiskach w działach badań i rozwoju. Algorytm Poli przydziela za to punkty i można łatwo zdecydować.
Czym się pan zajmuje na co dzień?
Jest informatykiem, programistą i właścicielem firmy Polidea, która tworzy rozwiązania IT dla firm. Głównie zagranicznych, mamy klientów na całym świecie.
To bardzo kosmopolityczna branża, gdzie nie liczy się skąd jest klient, gdzie jest wytwórca. Równie dobrze można pracować z Warszawy co z Kuala Lumpur, a stawki za pracę też są uśrednione do międzynarodowych. Jak zainteresował się pan patriotyzmem zakupowym?
Jednego dnia dwie osoby podczas spotkań biznesowych wspomniały o tym, że nie ma aplikacji, która informowałby o pochodzeniu produktów, rozszyfrowując na ile są one Made in Poland. Czytałem też wywiad z Krzysztofem Domareckim właścicielem działającej na całym świecie firmy Selena o tym jak na wielu rynkach rządy państw wspierają własne firmy w zdobywaniu zagranicznych rynków. Polska jest jednym z takich państw, gdzie pojawiło się wiele zagranicznych firm chcących czerpać z potencjału naszego rynku. Pytanie co my z tego mamy jako wspólnota gospodarcza. Zainspirowały mnie też wydarzenia na Ukrainie, gdzie po wybuchu konfliktu powstała aplikacja informująca o produktach ukraińskich oraz tych mających rosyjskie korzenie.
Chcecie na tym zarobić?
Nie. Aplikacja jest darmowa. Wszystko powstało z pro publico bono, a nawet trzeba było ponieść pewne koszty techniczne. Nie liczę czasu zaangażowanych osób. Pola powstała w czasie wolnym, gdzieś wieczorami. 11 listopada miała się odbyć symboliczna, ale jednak cicha, testowa premiera. Byłem zszokowany jak szybko się to rozeszło. To także świadczy, ze Polacy chcą dokonywać świadomych wyborów konsumenckich, we własnym interesie. Teraz redakcja, która zbiera informacje o firmach liczy już 6 osób. Sprawdzają dane o firmach, ich właścicielach, zatrudnieniu itd. Nad projektem pracuje także 5 programistów oraz designer.
Zainstalował pan aplikację w telefonie wszedł do sklepu i…
Na przykład chciałem kupić piwo, które pochodzi z małego browaru. Myślałem, że to będzie czysto polska, mała firma, sporo się przecież mówi o renesansie lokalnych browarów. Okazało się, że ten mały browar należy już do dużej zagranicznej korporacji.
Co jeszcze pana zdziwiło?
Jest wiele branż, gdzie właściwie nie możemy już mówić o wspieraniu polskich producentów, bo takich nie ma. Na przykład elektronika, smartfony czy samochody.
Można kupić opla Astrę produkowanego w Gliwicach, albo Toyotę z polskim silnikiem. Mieliście już jakieś protesty od samych firm, które chciały być uwzględnione jako bardziej polskie?
To ciekawe, ale nie. Staramy się działać bardzo otwarcie, pokazując mechanizmy przedzielanych rekomendacji dla klientów, źródła danych. Celem jest stworzenie czegoś na wzór Wikipedii o produktach dostępnych w Polsce.
Na przykład Grupa Żywiec , która choć należy do zagranicznych właścicieli sama przygotowuje raporty o swoim, korzystnym wpływie na polską gospodarkę. Zapłaconych podatkach, nie tylko o liczbie zatrudnianych pracowników, a także osobach, które utrzymują się dzięki branży.
Świetnie. Zacznijmy o tym rozmawiać z biznesem. Uważam, że tego właśnie brakowało. Oby jak najwięcej firm chciało pokazać, że Polska to dla nich ważny rynek zbytu ale też co dzięki nim mają polscy konsumenci i podatnicy.