Najwięcej zapachów poczujemy w Galeriach Handlowych. Tak sklepy wodzą nas za nos najbardziej.
Najwięcej zapachów poczujemy w Galeriach Handlowych. Tak sklepy wodzą nas za nos najbardziej. Fot. Jakub Orzechowski/AG
Reklama.
Biorą nas za nos
Zmysł węchu długo był traktowany po macoszemu, ale wszystko wskazuje na to, że spece od marketingu nie mają go już w... nosie. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne firmy specjalizujące się w marketingu zapachowym, a my - choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy, coraz częściej jesteśmy królikami doświadczalnymi tego pachnącego biznesu. Ta metoda wpływania na konsumenta przywędrowała zza Oceanu - w latach 90. Stany Zjednoczone i Australia stały się prekursorami lansowania ładnych zapachów jako skutecznego wabika na klienta.
Specjalne kompozycje zapachowe wabią klientów, a ci, którzy nie wyczuwają tu pułapki, łatwo dają się złapać na miły zapach i rzeczywiście podobno chętniej sięgają po portfel. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy tą wąską specjalizacją zajmują się na co dzień. Jak Nina Szymczak, Managing Director z Scentsations - jednej z wielu firm, która wzięła na celownik tę raczkującą jeszcze nad Wisłą branżę zapachową.
Nos lepszy niż wzrok i węch?
– Zmysł węchu odgrywa w życiu każdego człowieka ogromną rolę i jest tak naprawdę najgłębiej zakorzenionym ze wszystkich ludzkich zmysłów. To samo zresztą jest z pamięcią węchową, to właśnie ona jest najsilniejsza i są na to dowody. Dla przykładu powiem, że 50 proc. obrazów, które widzimy ucieka z naszej pamięci już po trzech miesiącach. Ze zmysłem sensorycznym jest zupełnie inaczej. Tutaj statystyki mówią, że 80 proc. zapachów zostaje z nami aż do roku. Innymi słowy - reklamy, ulotki i bilbordy mogą się schować - tłumaczy Szymczak.
logo
Zmysł węchu ważniejszy niż wzrok? Shutterstock.com
Jak mówi ekspertka, ciężar gatunkowy między wzrokiem a węchem jest więc bezsprzecznie większy i przemawia na korzyść tego drugiego. Okazuje się, że ulotki, piękne sklepowe witryny i przyjemna muzyka sącząca się z dyskretnie ukrytych w sklepie z głośników, nie gwarantuje upolowania klienta. Ale jeśli rozpylimy w powietrzu odpowiednią kompozycję zapachową, szanse na szczodrość klienta rosną.
Są nawet na to konkretne dowody. W badaniach opublikowanych przez inną firmę zajmującą się marketingiem zapachowym można przeczytać, że szanse na to, że klient da się złapać w sidła pięknego zapachu i kupi usługę lub produkt rosną o 30 proc. w miejscach, gdzie wcześniej poszły w ruch rozpylacze zapachu. Wśród dodatkowych korzyści wymienia się jeszcze większą rozpoznawalność marki i to, że klient dłużej pokręci się po sklepie, gdzie jego nozdrza są dopieszczone.
Darek, który pracował przy sprzedaży urządzeń biurowych przyznaje, że na własnej skórze odczuł świetne efekty marketingu zapachowego. – Specjalnym dezodorantem spryskiwałem urządzenia przed spotkaniem z klientem i prezentacją. Trzeba powiedzieć, że pomysł był rewelacyjny! Na 14 spotkań w tygodniu miałem 8 sprzedanych urządzeń – opowiada.
Galerie handlowe mają nosa do zapachów
Dlaczego tak się dzieje i dlaczego zapach dla sprzedawców może być kurą znoszącą złote jaja? Jak tłumaczą specjaliści od aromamarketingu, dzięki odpowiedniej mieszance zapachowej można wywołać miłe skojarzenia, pozytywne emocje i poczucie komfortu. Są zapachy, które kojarzą się po prostu dobrze, jak zapach świeżo upieczonego ciasta czy zaparzonego cappuccino i właśnie te dobre konotacje stają się podstawą dla tej zapachowej rewolucji w sklepach.
logo
W Zarze pachnie delikatna kompozycja kwiatowa. Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
A jest w czym wybierać - specjaliści od zapachów dysponują całą gamą miłych zapachów, które przy odrobinie chęci podziałają na nas jak magnez. Są wśród nich kompozycje przypominające jedzenie, imitujące naturę, relaksujące lub wręcz przeciwnie - pobudzające. To z kolei daje spore pole do popisu dla tych, którzy mają się wstrzelić w gusta i powonienie klientów.
Najwięcej miejsc, gdzie poczujemy, że marketing zapachowy istnieje i działa znajdziemy w galeriach handlowych. To właśnie tam na terenie całego sklepu, ale i poszczególnych butików nasz nos będzie wodzony na pokuszenie. – Ale nie tylko tam. Galerie handlowe chętnie sięgają po to rozwiązanie, ale zapachowych bodźców dostarczy nam też salon samochodowy, przychodnia, sale biznesowe, coraz częściej hotele - możliwości zastosowania takiego zabiegu jest naprawdę wiele – twierdzi dyrektorka zarządzająca z Scentsations.
logo
Złote Tarasy w Warszawie - tutaj marketing zapachowy to chleb powszedni. Fot. Ag
Gdzie musimy zachować szczególną czujność, jeśli nie chcemy trwonić pieniędzy? Swoje zapachy mają m.in. popularne sieciówka z ubraniami Kaazar, Stradivarius, Massimo Dutty, Mohito, Cropp czy sklepy z butami, jak New Balance. Wśród polskich firm po zapachy sięgnęła słynna firma jubilerska Apart czy popularna sieć sklepów obuwniczych CCC. Co tam poczujemy? Przede wszystkim sporo wanilii i delikatnych kwiatowych kompozycji. Właśnie zapach z nutą wanilii poczujemy, kiedy pociągniemy nosem w Mohito, Promod czy Triumphie. Na kwiatowe zapachy stawiają z kolei właściciele Zary czy River Island. Większość z nich została stworzona specjalnie na potrzeby konkretnego sklepu, ale niektóre zapachy to po prostu kompozycje oferowane przez firmy jaka Ambi Pu - tak z aromatyzacją powietrza radzi sobie np. River Island.
Marketing zapachowy i wodzenie klienta za nos ma w sobie coś z niegodziwej praktyki, w której klient odgrywa rolę zwierzyny łownej. Jeśli można jednak porównać natrętne i wszechobecne ulotki, krzykliwe bilbordy i często hałaśliwą muzykę, to już chyba lepsza subtelna woń wanilii. Nawet za cenę kupienia o jedną koszulkę za dużo.

Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl