Jak samochód, to tylko ten klasy S. Jak praca, to koniecznie na siebie, nigdy na jakiegoś tam wujka, no chyba że wujek jest z Ameryki, a jego siedziba mieści się w szklanym wieżowcu na Domaniewskiej. Wczasy w Kołobrzegu? Wolne żarty! Ma być lot najlepiej z przesiadką w Dubaju, turkusy Oceanu Indyjskiego, no i tradycyjne selfie z małpami na tajskiej plaży. Odbiegasz od powyższego schematu? Przykro nam, ale przegrałeś życie.
Żyjemy w czasach, gdzie niepodzielne rządy sprawuje Pan Władca Sukces. Za każdym rogiem czyha więc na nas „american dream”, a z każdego nadajnika słyszymy opinie, o tym, że pierwszy milion leży w zasięgu ręki każdego z nas. Wciąż nie możesz pochwalić się sześcioma zerami na koncie? No cóż, za mało się starałeś.
– Z takim stereotypem coraz częściej mamy do czynienia, gdy mowa tyczy się tzw. sukcesu – wyjaśnia w rozmowie z naTemat.pl Mateusz Dąbrowski, psycholog biznesu i prezes 4GROW, firmy specjalizującej się w szkoleniach, coachingu i doradztwie w zakresie HR. Co w tym złego? – Właściwie nic – odpowiada Dąbrowski. – Gonienie za marzeniami o bogactwie i sławie to żadne przestępstwo. Pod warunkiem, że są nasze. W innym przypadku musimy się liczyć z frustracją i rozczarowaniem – dodaje.
Jak zaznacza, problem pojawia się wówczas, gdy próbujemy wcisnąć się w nie swój garnitur.
Proste jak dwa razy dwa? Skąd zatem biorą się te tłumy karierowiczów, którzy nie szczędząc sił i zdrowia, każdego dnia pną się po drabinie społecznej, mimo że byliby o niebo szczęśliwsi, hodując owce w Bieszczadach? – Łakniemy sukcesu. Jest to kluczowe dla naszego poczucia wartości. Błędnie utożsamiamy jednak sukces z zasobnością naszego portfela – wyjaśnia Dąbrowski. – Tymczasem sukces to nic innego, tylko poczucie, które towarzyszy nam, gdy osiągamy cel. Nasz cel – dodaje.
– Dla jednego może to być pokaźna suma na koncie. Dla drugiego czarny pas w karate. Dla trzeciego troska o ekologię – dodaje ze swojej strony Rafał Jaros, psycholog społeczny, który na co dzień kieruje agencją badawczą INSE Research. – Presja otoczenia istniała od zawsze. My jednak mamy o wiele mniej powodów do narzekania, niż nasi rodzice i dziadkowie, bo możliwości wyboru i modeli sukcesu jest obecnie o wiele więcej niż w przeszłości – przekonuje w rozmowie z naTemat.pl.
Jak wynika z raportu EZOP (Epidemiologia Zaburzeń Psychiatrycznych i Dostępność Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej), aż 2,5 mln dorosłych Polaków cierpi na zaburzenia lękowe. Kolejny milion cierpi z powodu tzw. zaburzeń afektywnych takich jak manie czy depresje. Z szacunków ekspertów wynika, że 25 proc. Polaków w wieku produkcyjnym nie radzi sobie ze sprostowaniem oczekiwaniom społecznym.
Podobnego zdania jest Kasia Chojnacka, która, jak mówi, postanowiła iść własną drogą, robiąc to, co daje jej satysfakcję, zamiast brnąć w pracę, która sprawia, że czuje się wypalona. Jaki pomysł na swoje życie ma Kasia? – Projektowanie wzorów graficznych zdobiących tkaniny, tapety i inne powierzchnie użytkowe. W końcu jestem absolwentką łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Tworzenie wzorów dekoracyjnych to moja pasja, obok rysunku i malarstwa, z których powstają – odpowiada w rozmowie z naTemat.pl.
Odważna decyzja jak na kobietę, która samotnie wychowuje nastoletniego syna. – Wiadomo, że im bardziej maleją moje oszczędności, tym bardziej się boję, ale w końcu mamy jedno życie. Nie mogę zmarnować swoich marzeń przez strachy – wyjaśnia. Jak przyznaje Kasia, prozaiczne troski o byt to tylko część wyzwań, które stoją na drodze tego, kto właśnie postanowił iść pod prąd. O wiele ważniejsze jest zachowanie równowagi i wypracowanie odporności na presję społeczną. – I nie chodzi tu jedynie o tzw. matczyne reprymendy i niepytanych doradców – zaznacza Kasia. – Patrzę, jak moi znajomi robią kariery i czasem pojawia się dyskomfort, przecież nikt z nas nie lubi odstawać od normy – dodaje.
Jak przyznaje Kasia, odciąć się od strachów pomaga jej medytacja i praca nad sobą. A że z jej pomysłu na nowe życie póki co większych pieniędzy nie ma, to nic. – To są przecież same początki. Moje projekty od niedawna są dostępne na specjalnych stronach jak CottonBee czy KU-KA, które to pośredniczą w poszukiwaniu kupców. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że będę musiała się nagimnastykować, by dopiąć swego – przyznaje Kasia. – To właśnie akceptacja strachu i potencjalnej straty składają się na odwagę, która jest niezbędna w sytuacji, gdy decydujemy się na życiowy demarche – przekonuje Mateusz Dąbrowski. – Trzeba liczyć się z tym, że w drodze do wielkich marzeń rzeczywistość wymsknie się nam spod kontroli i może zacząć się źle dziać – dodaje.
Z tego właśnie względu psycholodzy nie mówią każdemu „rzuć pracę w korporacji” i „kup domek na wsi”. – Tu ważne jest nie popaść ze skrajności w skrajność. Ludzie mają różne poziomy konformizmu. Są ogromne różnice pomiędzy poszczególnymi osobami, jeżeli chodzi o zdolność niepoddawania się presji otoczenia – wyjaśnia Rafał Jaros. – Dla osoby wysoko reaktywnej o niskim progu wrażliwości układu nerwowego tzw. „życie pod prąd” wiąże się z o wiele większymi kosztami niż dla osoby nisko reaktywnej, potrzebującej na co dzień sporej dawki stymulacji. Dlatego z perspektywy komfortu życia codziennego pierwszym o wiele łatwiej przychodzi poddać się presji otoczenia. Stres temu towarzyszący w ich przypadku będzie mniejszy, niż gdyby na każdym kroku chcieli stawiać na swoim – wyjaśnia.
Nie oznacza to jednak, że nie warto próbować. – Praca nad wewnętrznym autorytetem jest kluczowa po to, by móc realizować tę część naszych marzeń, które odstają od społecznego mainstreamu – mówi Mateusz Dąbrowski. – Pomaga to budować poczucie wartości nie tylko w oparciu o zewnętrzne bodźce. W innym przypadku łatwo jest nami manipulować. Ciągle poszukując głasków na zewnątrz, ryzykujemy stanie się marionetkami w czyichś rękach. Stąd się biorą m.in. padający ze zmęczenia menadżerowie, gotowi zarywać dnie i noce w pracy, byle dostać pochwały na koniec miesiąca – dodaje. Naprawdę chcesz w ten sposób przeżyć swoje życie?
To jak z historią o maratończykach. Teoretycznie każdy może nim zostać, tyle że osoba, która waży 120 kg będzie musiała włożyć o wiele więcej wysiłku, by dobiec do mety, niż smukły wysportowany zawodnik. Właśnie dlatego każda osoba powinna indywidualnie odpowiedzieć na pytanie, czy ten wysiłek jej się opłaci. Czy satysfakcja, która pojawia się po przebiegnięciu maratonu, będzie wystarczającą nagrodą za wszystkie trudy, a zawodnik nie będzie czuł się zawiedziony. Podobnie jest z naszą karierą. Teoretycznie każdy z nas może zostać szefem, jednak koszty, jakie poniesiemy, będą mocno się różnić, w zależności od naszych fizycznych i psychicznych predyspozycji .