Prawo i Sprawiedliwość kolejny raz sięgnęło po kadry z kontrowersyjną przeszłością w czasach reżimu PRL. Nowy szef jednego z oddziałów Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa okazuje się być człowiek, który pod koniec lat 80-tych współpracował ze służbami rozpracowującymi opozycję demokratyczną, a później skłamał w oświadczeniu lustracyjnym.
Jak ujawnia "Gazeta Wyborcza" tak wygląda przeszłość Dariusza Kłosa, który został szefem zachodniopomorskiej ARiMR po dokonaniu się tzw. "dobrej zmiany" związanej z przejęciem pełni władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość. Poza tym, iż otrzymał on w styczniu tę intratną posadę, pełni funkcję skarbnika PiS w szczecińskich strukturach formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Kłos robi karierę w partii rządzącej pomimo tego, iż Instytut Pamięci Narodowej ustalił, że w schyłkowej fazie PRL był współpracował z oficerami WSW, którzy działali przeciwko szczeciński opozycjonistom. Pod pseudonimem "Rudy" nowy dyrektor państwowej agencji działał między czerwcem 1988 a lipcem 1989 roku. Co może sugerować, że był wówczas dość zdecydowany w walce o utrzymanie komunistycznego reżimu, który wówczas umierał.
Nie robił nikomu krzywdy?
W III RP Dariusz Kłos złożył jednak oświadczenie lustracyjne, w którym twierdził, że z komunistyczną bezpieką nie współpracował. Przed czterema laty kłamstwo lustracyjne udowodnił mu jednak Sąd Okręgowy w Szczecinie, co późnej potwierdził także sąd apelacyjny. Dziś polityk PiS twierdzi, że z reżimowymi służbami musiał się kontaktować, bo odmówił służby wojskowej, ale w ten sposób " nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy".
- Do lustracji podchodzimy bardzo indywidualnie - tak "Wyborcza" cytuje szefa szczecińskiego PiS Leszka Dobrzyńskiego. Tłumaczy on, iż dla partii najważniejsze jest właśnie to, czy ktoś przyczyniał się w PRL do krzywdy innych.
To zaskakująca zmiana podejścia PiS do PRL-owskiej przeszłości. Przez minione lata politycy tej partii bezwzględnie domagali się bowiem dekomunizacji kraju. Nie przyjmowali też do wiadomości tłumaczeń, iż pewne osoby figurują w teczkach komunistycznego reżimu, ale są tam jedynie dowody ich gry z bezpieką, lub brak dowodów, iż działały na niekorzyść kolegów z opozycji. Tak było przecież m.in. w sprawach Michała Boniego, czy Lecha Wałęsy.
Efekt Piotrowicza
Najbardziej jaskrawym przykładem odrzucenia w PiS idei dekomunizacji pozostaje jednak kariera posła Stanisława Piotrowicza, który był prokuratorem w stanie wojennym i miał brać udział w represjonowaniu opozycji demokratycznej przez wymiar sprawiedliwości. To ten polityk dowodził ostatnio działaniami mającymi na celu przejęcie kontroli przez PiS nad Trybunałem Konstytucyjnym i przy procedowaniu zmian mających na celu powrót do sytuacji, w której minister sprawiedliwości jest jednocześnie prokuratorem generalnym.
Co ciekawe, ten coraz bardziej wpływowy polityk PiS niedawno udowodnił, iż chyba nie do końca zrozumiał, że komunistyczny reżim upadł ponad ćwierć wieku temu. - W Konstytucji jest mowa o tym, że Polska Rzeczpospolita Ludowa... - zaczął jedną z ostatnich wypowiedzi dla mediów.