Do Brexitu i Grexitu wszyscy już przywykliśmy. W czerwcu, przynajmniej w przypadku Wielkiej Brytanii, okaże się, czy to tylko puste słowa, czy jednak Brytyjczycy zadecydują w referendum, że chcą wyjścia z UE. Ale Holandia? Okazuje się jednak, że większość Holendrów też chce takiego referendum. A połowa z nich zagłosowałaby za definitywnym rozstaniem z Unią. Za Nexitem, do którego nawołuje naczelny eurosceptyk tego kraju, a kto wie, może przyszły premier? "Nexit nie tylko przywróci nam suwerenność, lecz także wzmocni naszą gospodarkę. Stworzy miejsca pracy. Wzrosną dochody ludzi i firm" – kusi Geert Wilders.
Za rozpisaniem referendum w sprawie pozostania w UE opowiedziało się 53 procent Holendrów, przeciwko tylko 44 procent. Co prawda 44 procent głosowałoby za pozostaniem w UE, ale zaledwie o 1 procent mniej chciałoby z niej wyjść.
Takie są zaskakujące wyniki sondażu, który w ostatnich dniach cytowało wiele zachodnich mediów. „Zazdrośni Holendrzy też chcą swojego referendum” – podsumował brytyjski „The Times”. By zachować precyzję – chodzi o sondaż internetowy, którego wiarygodność wielu podważa. Ale zdaniem innych, mimo wszystko pokazującego trend, który od lat rodzi się w holenderskim społeczeństwie, tylko nie wszyscy to zauważali.
Ukrywali swój eurosceptycyzm
Swego czasu znana holenderska dziennikarka Caroline de Gruyter, podsumowała ten trend bardzo dosadnie: "Twierdzenie, że Holendrzy ostatnio stali się eurosceptykami jest błędem. Holandia zawsze miała dystans do Unii Europejskiej. Tylko przez długi czas potrafiła to ukryć".
Jej analiza, którą publikował instytut Carnegie Europe nosi tytuł: "Holendrzy uwięzieni w Europie". Pisze w niej, że tak naprawdę Holendrzy mieli wątpliwości przystępując do Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, ale przeważyły interesy gospodarcze. Wizja politycznej UE ich przerażała. I choć potem dostrzegli płynące z niej korzyści, to w latach 90. zaczęli czuć się w niej coraz mniej komfortowo. Unia zaczęła się rozrastać, a polityczny twór coraz bardziej przestawał się podobać.
Dlatego wyniki takiego sondażu w samej Holandii raczej nie dziwią. Ale patrząc choćby z perspektywy Polski, mogą zaskakiwać. Nawet z Geertem Wildersem w tle, który właśnie święci wielkie triumfy. W końcu Holandia to jeden z ojców założycieli Unii. Można powiedzieć, trzon starej Unii, jej serce niemalże. Kraj wcale nie konserwatywny, ale nowoczesny, kosmopolityczny, otwarty dla wszystkich i na wszystko. Jej znany komisarz Frans Timmermans ostatnio mocno krytykował posunięcia rządu Beaty Szydło. Któż kojarzyłby ją aż z tak wielką niechęcią do UE?
Nie chcą Ukrainy w UE
A jednak. 6 kwietnia, jako jedyny kraj Unii, Holandia będzie głosować w referendum w sprawie porozumienia o strefie wolnego handlu z Ukrainą (czyli de facto o akceptacji ewentualnego, przyszłego członkostwa Ukrainy). Porozumienie to mają ratyfikować wszystkie państwa członkowskie i większość już to zrobiła, łącznie z holenderskim parlamentem. Ale społeczeństwo nagle zażądało referendum, bo uznało, że za dużo tego decydowania przez Unię. Petycję podpisało 450 tysięcy ludzi.
"Tu nie chodzi naprawdę o tę umowę, tu chodzi o to czy chcemy być w Unii czy nie" – skomentował Stephane Alonso, korespondent holenderskiego dziennika "NRC Handelsblat" w Brukseli.
Zagłosuję przeciwko
To referendum ma być prawdziwym testem, swego rodzaju barometrem unijnych nastrojów. Tyle że już dziś można przewidzieć, jaki będzie wynik. Zdecydowana większość jest na „nie” (w niektórych sondażach bywało nawet 75 procent), a sprawa Ukrainy – choć zwłaszcza tu, na Zachodzie Europy, może wydawać się nudna, odległa i nikogo nie obchodzić – ostatnio mocno rozgrzewa ludzi.
„Jestem Holendrem i zagłosuję przeciwko przyjęciu Ukrainy do UE. Choć życzyłbym sobie, by Holandia też wyszła z UE”, „Ja też jestem przeciwko. I tak jak ty chcę, żeby Holandia wyszła z UE i strefy euro”, „Czuję to samo, co wy. Powinniśmy być dumni z naszych narodów. A nie być jednym tworem bez tożsamości” – piszą w komentarzach.
"Nie jesteśmy suwerennym narodem"
Oczywiście nastroje podgrzewa Geert Wilders. Jego Partia na Rzecz Wolności od miesięcy prowadzi w sondażach z rekordowym, jak dla siebie, najwyższym w historii, poparciem. Jak w wielu innych krajach, z powodu uchodźców i imigrantów.
Słowa Wildersa padają na podatny grunt. "Nie jesteśmy już suwerennym narodem. Nawet nie możemy prowadzić własnej polityki imigracyjnej, nie możemy zamknąć własnych granic . Ja bym to zrobił – kusi Wilders. I dalej: "Chciałbym, by Holandia była jak Szwajcaria. W sercu Europy, ale nie w Unii Europejskiej".
"Wyprowadzę Holandię z UE"
Dziś jego partia ma 15 posłów w parlamencie, a w najbliższych wyborach może zyskać ich ponad 40. Wybory dopiero w 2017 roku, ale już dziś wielu przypomina obietnicę Wildersa – gdy stanie na czele rządu, wyprowadzi Holandię z Unii. „Początek jej rozpadu właśnie się rozpoczął” – powiedział kilka tygodni temu. Z aluzją, że Brexit tylko ułatwi Holandii taki krok. I paru innym krajom, bo o efekt domina trudno nie będzie. Chętni już ustawiają się w kolejce. Czechy, Dania krzyczą tutaj najgłośniej.
W Holandii słychać nie tylko bunt przeciwko uchodźcom. Słychać też narzekania na pracowników z innych państw, a także na to, że ich kraj zbyt wiele płaci na innych członków UE. "W Hiszpanii mają sjestę. To niemal cztery godziny spania po południu. To miłe. Ale to my za to płacimy" – mówił w reportażu BBC jeden z Holendrów.
Zwolennicy Nexitu dostali ostatnio jeszcze jeden argument do rąk. Brytyjski raport, który dowodzi, że Holendrom żyłoby się lepiej, gdyby opuścili strefę euro i całą Unię w ogóle. "Przeciętne, holenderskie gospodarstwo domowe byłoby zamożniejsze o prawie 10 tysięcy euro rocznie, a dochód narodowy kraju wzrósłby o 1,5 miliarda euro" – czytamy w raporcie w Capital Economics. Niezależnym, jak podkreślają media, ale zleconym przez Wildersa.
Czas pokaże, czy o Nexicie będzie jeszcze głośniej. Czy nastroje przycichną, czy wybuchną, jak w Wielkiej Brytanii. Zwolenników UE w Holandii też w końcu nie brakuje.