
– W tej nudzie i ospałości Belgia coś przespała. Było ogólne przyzwolenie i brak reakcji, a druga strona tylko tę ospałość wykorzystała – mówi wprost Wojciech Barszczewski, właściciel jednego z polskich sklepów w Brukseli, tuż przy Parlamencie Europejskim.
W ogólnym, europejskim odbiorze, mało mówiło się o tym, że w Belgii jest tak dużo imigrantów i uchodźców. Mały kraj, jacyś imigranci są, to było oczywiste, ale przecież częściej wyjeżdżają do Niemiec i Skandynawii. A Belgia to przyjazny kraj, tam nikt nie protestuje, łatwo można dostać obywatelstwo – takie wyobrażenia o tym kraju były raczej powszechne, choćby w Polsce.
W 11-milionowej Belgii imigranci stanowią około 14 procent mieszkańców, z czego muzułmanów jest około 6 procent. Podobno w samej Brukseli tych – nazwijmy – prawdziwych Belgów jest jak na lekarstwo. „Zobaczyli, że mogą wynająć mieszkania unijnym oficjelom i uciekli do innych miast. Każdy stał się tutaj cudzoziemcem” – opisuje jeden z zagranicznych turystów podając powody, dla których nienawidzi Brukseli. O mieście również Polacy piszą, że jest smutne.
Ale najgorsze jest to, że w świat idzie informacja, że zamachów dokonali Belgowie z Belgii. Tak pisze wiele mediów, co dla tych rdzennych mieszkańców jest bardzo krzywdzące. Pomijając i tak trudną narodowościowo sytuację w kraju (podział na Walonię, Flandrię, trzy języki oficjalne – więcej o tym pisaliśmy tutaj) i brak porozumienia w innych, narodowych kwestiach. A tu jeszcze problem z imigrantami. Którzy dość łatwo w ostatnich latach mogli uzyskać belgijskie obywatelstwo.
Przykład – broszury, które mieli otrzymać imigranci z Maroka planujący przyjazd do Flandrii. Mieli się dowiedzieć, m.in., że kobiety i mężczyźni są w Belgii traktowani równo, że po 22-ej obowiązuje cisza nocna, że zabronione jest używanie siły wobec partnera i dziecka. Ale natychmiast podniósł się protest środowisk imigranckich. Że niedopuszczalne są takie próby cywilizowania ludzi.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl