
Nie godzi się obrażać zmarłych, tym bardziej marszałka Józefa Piłsudskiego - mawiano w kręgach obozu sanacji pod koniec lat 30. XX stulecia. Zaczęto od słów, a skończono na czynach. Każdy potencjalny wróg był ścigany i karany z całą bezwzględnością. "Nieprawomyślni" mogli wybierać: albo siedzą cicho, albo krytykują rządzących. I... lądują w więzieniach.
Władza była wyjątkowo pamiętliwa, tuż po uchwaleniu ustawy wróciła bowiem do wydawałoby się niegroźnego artykułu prasowego, który wyszedł spod ręki pewnego dziennikarza z Wilna.
Wańkowicz daje szereg żywych obrazków tego, co widział i czego nie widział, ale co ma podobno powstać w tym sercu Polski, zadając kłam słowom pewnego kabotyna, który mawiał o Polsce, że jest jak obwarzanek: tylko to coś warte, co jest po brzegach, a w środku pustka.
Minęły zaledwie dwa tygodnie, a redakcję wileńskiego tygodnika, jak gdyby nigdy nic, "odwiedzili" znajdujący się na pasku władzy wojskowi. Nie toczono kurtuazyjnych rozmów, wyjaśniając wszystko przy użyciu argumentu siły. Widok redakcji po tej niecodziennej wizycie był opłakany - zdemolowana drukarnia, poturbowani pracownicy. Lokal opieczętowano i zamknięto do odwołania.
W dniach ostatnich wpadło nam w ręce wyjątkowe w małostkowej niedojrzałości plugastwo. (...) człowiek o poważnych walorach naukowych pozwala sobie na doczepianie do Wielkiej Postaci błazeńskich epitetów, czyniąc to w podstępny i ukryty sposób, mający zapewnić bezkarność popełnionego w ten sposób wykroczenia przeciwko duchowi poszanowania Historii Własnego Państwa i Narodu.
Co się stało ze sprawcami? Nic. Działali przecież, jak to ujęli wysocy przedstawiciele władzy, z pobudek serca, w dobrej wierze i sprawie.
W przeświadczeniu, że wystąpienie wspomnianych oficerów było naturalnym odruchem, w świetle wpajanych żołnierzowi zasad czci dla wodza najzupełniej uzasadnionym, oraz wierząc, że nie znalazłby się w Polsce żaden sąd wojskowy, który by przeciwko obrońcom czci i pamięci osoby Komendanta wydał wyrok skazujący - uważałem za niewskazane pociągać do odpowiedzialności żołnierzy - uczestników wystąpień w dniu 14 lutego.
Takim właśnie obywatelem był dla rządzących wileński naukowiec i dziennikarz. Stanął przed warszawskim sądem, choć ledwo chodził. W kwietniu 1938 roku powrócono do jego sprawy zupełnie nieprzypadkowo.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
