
1. Kompleksy
Xavier bogato wyszedł za żonę (sic!), to był klasyczny paryski mezalians. Miał być świetnym scenarzystą, ale nie poszło. Małżonka ponoć nie traktuje go jak mężczyznę, on w sumie chciałby być z inną kobietą, a koniec końców największą przyjemność w życiu dają mu dzieci, co też Xavierowi poniekąd męskość odbiera, bo kto by to widział męski, czuły ojciec. Jednak z monologu wewnętrznego autora wynika, że największym problemem bohatera nie są niezrealizowane ambicje i potężne kompleksy, ale Arabki – które chyba przypominają mu samego siebie. I może dlatego tak bardzo ich nienawidzi.
Xavier ma ochotę wymierzyć solidnego kopniaka w dupę grubej Arabce w hidżabie, która paraduje tuż przed nim.(...)Paskudna rasa, nic dziwnego, że ludzie ich nie lubią! On robi zakupy, zamiast zająć się pracą, bo jego żona nie chce uchodzić za kurę domową, a te leniwe brudasy włóczą się po mieście, nic nie robią, żyją sobie spokojnie z państwowych zasiłków. Nie dość, że bez szemrania robią wszystko w domu, chodzą do roboty, żeby ich utrzymywać, to jeszcze mają potrzebę wkładania hidżabu, żeby zamanifestować swą uległość. To jest wojna psychologiczna: chodzi o to, by francuski samiec poczuł, jak bardzo stracił na wartości.
Kiko bada kondycję przedsiębiorstw, kosi grube pieniądze, udało mu się. Jego dom na jego życzenie może zmienić się w burdel, w jego łóżku wyląduje każda, na którą będzie miał ochotę. Kiko ma pewność, wie na czym świat stoi, rozgryzł mechanizmy i algorytmy dzisiejszych czasów, dlatego sobie radzi. Sam o sobie mówi, że jest sprinterem, ci którzy odpadli w przedbiegach sami są sobie winni. Za mało ćwiczyli.
Kiko jest podpięty do jedynego nurtu, ma bezpośrednie połączenie z władzą, pieniądze się szamoczą, wierzgają, stają dęba, ale Kiko jest w siodle. Czy ktoś każe pilotowi bombowca przeżywać wewnętrzne rozterki? A ci jeszcze bronią szkoły czy ubezpieczeń społecznych. Zapóźnieni w rozwoju. Czy bezrobotny czuje potrzebę czytania w czasie wolnym? Mają dostawać pieniądze, skoro nic nie produkują? To koniec starego świata. Po co mamy kształcić ludzi, których nie potrzebujemy na rynku pracy?
Aicha, córka Selima, Francuza arabskiego pochodzenia. Selim wychowany w duchu liberalnie po europejsku – panicznie boi się, że córka zostanie bojowniczką państwa islamskiego, bo stała się bardzo religijna. Aicha z kolei czuje się oszukana, bo Francja bezczelnie kpiła z jej matki i ojca, a teraz Francuzi pozbawieni jakichkolwiek zasad moralnych śmią kpić z niej.
Francja przekonała jej ojca, że jeśli przyswoi sobie uniwersalną kulturę, ona otworzy przed nim szeroko swe ramiona, jak przed każdym ze swoich dzieci. Piękne fałszywe obietnice, bo Arabowie z dyplomami pozostali pariasami Republiki i wstydliwie trzymano ich na progu ważnych instytucji. Nie ma nic gorszego dla córki, od uświadomienia sobie, że oszukano jej ojca – może poza odkryciem, że on bardzo w to wierzył. Zakpiono sobie z niego.
Patrice – żona od niego odeszła i zabrała dwoje ukochanych dzieci. Facet nie może sobie z tym poradzić, bo nie ma najmniejszej wątpliwości, że była to kobieta jego życia. Ta jedyna. Na pięknym rodzinnym obrazku majaczyła tylko jedna mała rysa. Przemoc. Patrice opisuje ją jako zjawisko, które raz sprowokowane, nie może się zatrzymać. Nie ma nad tym kontroli. Kocha więc bije. Bije więc kocha. Z jednej strony nie był w stanie znieść widoku żony w trakcie porodu, bo patrzenie, kiedy najbliższa osoba tak cierpi, było nie do wytrzymania. Z drugiej strony bicie jej, gdy nosiła w brzuchu ich dziecko, było na porządku dziennym. To agresja niezrozumiała, bo raz robi z niego kata, a raz bohatera.
Lubi bójki w barach. Lubi burdy od najmłodszych lat. Rok wcześniej, w metrze, siedział obok jakiegoś czarnego chłopaka, wątłego, drobnego, to był jeszcze dzieciak. Gdy otworzyły się drzwi, do wagonu weszło dwóch innych małolatów, w tym samym wieku, ale dobrze zbudowanych, i od razu podskoczyli do niego, żeby mu przyłożyć i zabrać pieniądze.(...) Patrice długo się nie zastanawiał. Chwycił ich obu, a potem każdemu przyłożył. (...)Tego dnia był w metrze bohaterem – ludzie wokół niego cieszyli się, że mają pod ręką psychopatę, nikt nie zamierzał wysyłać go na grupową terapię. Gratulowali mu.
Napisz do autorki: agata.komosa@natemat.pl