
I rzeczywiście – pewne zmiany w rządowym programie są możliwe. Ale nie aż takie, że rodziny z minimum dwójką dzieci stracą te pieniądze. Na taką wizerunkową porażkę rząd nie mógłby sobie pozwolić. Choć premier Beata Szydło przyznała dzisiaj, że "w kwietniu dokonany zostanie przegląd 500+". – Zapewne po tym przeglądzie będziemy wyciągać również wnioski z jego funkcjonowania – uprzedzała Szydło, ale nie ma wątpliwości, iż istota programu się nie zmieni. Bo 500+ to największy powód do dumy dla tego rządu.
Nas stać na 500+ i ten program bez problemu został zrealizowany w ubiegłym roku. I również są zabezpieczone środki na 500+ w tym roku w budżecie państwa, mimo że opozycja straszyła i mówiła, że nie stać Polski na to i że na pewno nie uda się spiąć budżetu.
Strumień pieniędzy na 500+ płynie w sposób niekontrolowany. W efekcie świadczenia trafiają albo do osób, które spokojnie by sobie bez nich poradziły ("Nie będę ukrywać, że chętnie przeznaczam je na te rzeczy, które mój mąż uznałby za fanaberie" – mówiła Pawłowi Kaliszowi jedna z beneficjentek programu), albo do rodzin, mówiąc wprost, patologicznych (głośno było choćby o 16-letniej Dżesice, matce dwójki dzieci, czy o sprawie rodziców, którzy biorą dzieci z domu dziecka tylko na weekendy, a świadczenie i tak dostają).
Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl