Emocjonalny post syna dyrektorki Krajowego Ośrodka Adopcyjnego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci kończy się słowami: "Dobra Zmiano! Będziesz się smażyć w piekle!!! Wierz mi!!!". W kilka godzin ten wpis na Facebooku udostępniło już ponad 200 osób. One też są oburzone tym, co czeka Ośrodek prowadzony przez TPD.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Jak napisał syn dyrektorki ośrodka TPD, placówkę czeka likwidacja, mimo iż przez blisko 30 lat istnienia zrobiła ona bardzo wiele dobrego dla dzieci z różnych powodów opuszczonych przez rodziców. Zorganizowano ponad 2 tysiące adopcji dzieci niepełnosprawnych. Trafiły one do rodzin, w których mają zapewnioną dobrą opiekę.
We wpisie tym nie ma informacji o konkretnych powodach likwidacji ośrodka. "Dziś przyszła dobra zmiana. I będzie już tylko Ośrodek Katolicki" – pisze tylko Passini.
Udało nam się dodzwonić do Krajowego Ośrodka Adopcyjnego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, gdzie psycholog Izabela Rutkowska, Kierownik Sekcji ds. Adopcji Zagranicznej, w rozmowie z naTemat potwierdziła, że ośrodek najpewniej czeka likwidacja.
Jak dowiedzieliście się o tym, że co czeka Ośrodek TPD?
W poniedziałek późnym popołudniem zostaliśmy zaproszeni na wtorek do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Tam wiceminister Bartosz Marczuk odczytał nam obwieszczenie ministra, że od 17 stycznia są w Polsce dwa ośrodki upoważnione do przeprowadzania adopcji międzynarodowych. Jeden to Katolicki Ośrodek Adopcyjny w Warszawie, drugi Diecezjalny Ośrodek w Sosnowcu. Jeden z tych ośrodków ma doświadczenie w adopcjach zagranicznych, drugi nie. W tym obwieszczeniu nie było nas, czyli Ośrodka TPD oraz wojewódzkiego ośrodka z Warszawy, który do tej pory miał takie uprawnienia.
Padło jakieś uzasadnienie?
Trudno to nazwać uzasadnieniem. Zapytałam ministra, dlaczego prawa do adopcji zagranicznych uzyskał ośrodek diecezjalny z Sosnowca, który nie ma odpowiedniego doświadczenia, a uprawnienia utraciły ośrodki z doświadczeniem. Usłyszałam: "bo taka jest nasza decyzja".
Powiedziano nam, że takie adopcje muszą być ograniczone. Tłumaczono, że Polska nie może postępować jak kraj rozwijający się, który swoje dzieci oddaje zagranicę.
Jakie dzieci wasz ośrodek przekazywał do adopcji zagranicznych?
Najczęściej są to dzieci z dużymi problemami zdrowotnymi, które w Polsce nie miały szans na adopcję. Wprawdzie w ministerialnych statystykach wygląda to tak, że dzieci niepełnosprawne stanowiły tylko 20 proc. adoptowanych. W rzeczywistości było tak, że np. dziecko miało diagnozę, iż ma padaczkę, ale nie miało orzeczenia o niepełnosprawności. W statystyce więc było tak, że dziecko było zdrowe.
Ale fakt, czasami do adopcji przeznaczaliśmy dzieci zdrowe. Jeśli była czwórka rodzeństwa, to robiliśmy wszystko, aby to rodzeństwo trafiło do jednej rodziny. I w tej czwórce były też dzieci zdrowe.
Co teraz będzie z Ośrodkiem TPD?
Na papierze wygląda to tak, że nasz Ośrodek nie jest likwidowany. Ale ta decyzja zabiera nam jedyne zadanie, jakie wykonywaliśmy. Zagraniczne adopcje prowadziliśmy przez 27 lat! Ministerstwo musiało o tym wiedzieć, bo na każdą zagraniczną adopcję wydawało zgodę.
Niestety, zagraniczne adopcje to jest działalność bardzo niszowa, pisze się nich tylko źle. Proszę mi wierzyć: to, co robimy, to bardzo ciężka praca dla dobra dzieci. To są naprawdę bardzo szczęśliwe adopcje. Mamy na to dowody, bo jesteśmy z wieloma rodzinami w kontakcie, czy dostajemy po latach zaproszenia na śluby tych naszych dzieci. Przyjeżdżamy tam i widzimy, że one nic nie straciły na tym, że zostały przekazane do adopcji zagranicę, a wiele zyskały.
Po 27 latach niezwykle trudnej pracy dzieło życia mojej Matki, Barbary Passini i wspaniałych ludzi, którzy go współtworzyli Krajowy Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy TPD ma przestać istnieć. Teraz będzie już tylko Katolicki Ośrodek. Żyjemy przecież w państwie wyznaniowym.
Paweł Passini
Dzięki staraniom mojej Matki i jej współpracowników przestano rozdzielać idące do adopcji rodzeństwa. Adopcje zagraniczne zaczęto monitorować aż do pełnoletniości. Udało się udaremnić próby wywożenia dzieci jako dawców narządów.