Nad pupilem Antoniego Macierewicza znowu zbierają się czarne chmury.
Nad pupilem Antoniego Macierewicza znowu zbierają się czarne chmury. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Reklama.
To ten sam mechanizm, na którym Europarlament swego czasu przyłapał antyeuropejską Marine Le Pen. Kiedy ujawniono, że liderka francuskiego Frontu Narodowego opłacała pieniędzmi z Brukseli pracowników swojej partii, musiała zwrócić do kasy 340 tys. euro. W przeszłości ten sam mechanizm stosował jej... ojciec, Jean-Marie Le Pen. Podobne postępowanie toczy się przeciw antyeuropejskiemu ugrupowaniu Nigela Farage’a – UKIP. Brytyjska partia najpewniej będzie musiała zwrócić aż milion euro.
Według "Newsweeka" podobnie jak eurosceptyczni populiści z Zachodu działa Prawo i Sprawiedliwość. Pierwsze informacje o tym procederze wypłynęły dwa lata temu. Jesienią 2014 r. w głównej siedzibie PiS zdecydowano się na radykalny krok w poszukiwaniu oszczędności przed zbliżającymi się wyborami. Zwolniono kilkudziesięciu pracowników partii i przeniesiono ich na posady asystentów eurodeputowanych. W ten sposób partia Jarosława Kaczyńskiego mogła zaoszczędzić nawet 700 tys. zł rocznie.
logo
Fot. "Newsweek"
Po tamtym tekście tygodnika służby finansowe europarlamentu rozpoczęły audyt, który dziś kończy się postępowaniem wobec siódemki obecnych i byłych deputowanych. Pięciu pochodzi z PiS, a po jednym europośle z PO i PSL.
Unijne służby najwięcej wątpliwości mają wobec europosła PiS Tomasza Poręby. "Newsweek" dwa lata temu pisał o jego asystentce Bożenie Meszce-Stefanowskiej, która została przez niego zatrudniona w 2011 roku, choć mieszkała w oddalonych o 300 km Skierniewicach. Tam nie dość że była radną, to jeszcze pracowała jako pielęgniarka w warszawskim szpitalu na Szaserów. W styczniu 2013 roku, kiedy zmarła Jadwiga Kaczyńska, w trakcie jej pogrzebu prezes PiS podziękował "Bożenie Meszce, która w ciągu ostatnich 20 miesięcy mimo tylu zajęć tak bardzo się mamą opiekowała”. W jej zeznaniach podatkowych za lata 2012-2013 nie ma jednak śladu po umowach na opiekę nad mamą prezesa. Ale są pensje od Poręby – i to duże.
Wątpliwości dotyczą także europosłanki Beaty Gosiewskiej. W jej przypadku chodzi o Bartłomieja Misiewicza. Od listopada 2014 Misiewicz przez rok miał u niej etat asystenta. W tym samym czasie pracował jednak w aptece w Łomiankach, a ponadto działał w partii. Udzielał się m.in. w okręgu wyborczym Macierewicza, kierował biurem parlamentarnego zespołu smoleńskiego. Ale w świętokrzyskim biurze Gosiewskiej nie widywano go. Co więcej, nawet nie mieli do niego numeru.

Więcej w najnowszym "Newsweeku".

Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl