
Reklama.
To ten sam mechanizm, na którym Europarlament swego czasu przyłapał antyeuropejską Marine Le Pen. Kiedy ujawniono, że liderka francuskiego Frontu Narodowego opłacała pieniędzmi z Brukseli pracowników swojej partii, musiała zwrócić do kasy 340 tys. euro. W przeszłości ten sam mechanizm stosował jej... ojciec, Jean-Marie Le Pen. Podobne postępowanie toczy się przeciw antyeuropejskiemu ugrupowaniu Nigela Farage’a – UKIP. Brytyjska partia najpewniej będzie musiała zwrócić aż milion euro.
Według "Newsweeka" podobnie jak eurosceptyczni populiści z Zachodu działa Prawo i Sprawiedliwość. Pierwsze informacje o tym procederze wypłynęły dwa lata temu. Jesienią 2014 r. w głównej siedzibie PiS zdecydowano się na radykalny krok w poszukiwaniu oszczędności przed zbliżającymi się wyborami. Zwolniono kilkudziesięciu pracowników partii i przeniesiono ich na posady asystentów eurodeputowanych. W ten sposób partia Jarosława Kaczyńskiego mogła zaoszczędzić nawet 700 tys. zł rocznie.
Po tamtym tekście tygodnika służby finansowe europarlamentu rozpoczęły audyt, który dziś kończy się postępowaniem wobec siódemki obecnych i byłych deputowanych. Pięciu pochodzi z PiS, a po jednym europośle z PO i PSL.
Unijne służby najwięcej wątpliwości mają wobec europosła PiS Tomasza Poręby. "Newsweek" dwa lata temu pisał o jego asystentce Bożenie Meszce-Stefanowskiej, która została przez niego zatrudniona w 2011 roku, choć mieszkała w oddalonych o 300 km Skierniewicach. Tam nie dość że była radną, to jeszcze pracowała jako pielęgniarka w warszawskim szpitalu na Szaserów. W styczniu 2013 roku, kiedy zmarła Jadwiga Kaczyńska, w trakcie jej pogrzebu prezes PiS podziękował "Bożenie Meszce, która w ciągu ostatnich 20 miesięcy mimo tylu zajęć tak bardzo się mamą opiekowała”. W jej zeznaniach podatkowych za lata 2012-2013 nie ma jednak śladu po umowach na opiekę nad mamą prezesa. Ale są pensje od Poręby – i to duże.
Wątpliwości dotyczą także europosłanki Beaty Gosiewskiej. W jej przypadku chodzi o Bartłomieja Misiewicza. Od listopada 2014 Misiewicz przez rok miał u niej etat asystenta. W tym samym czasie pracował jednak w aptece w Łomiankach, a ponadto działał w partii. Udzielał się m.in. w okręgu wyborczym Macierewicza, kierował biurem parlamentarnego zespołu smoleńskiego. Ale w świętokrzyskim biurze Gosiewskiej nie widywano go. Co więcej, nawet nie mieli do niego numeru.
Więcej w najnowszym "Newsweeku".
Więcej w najnowszym "Newsweeku".
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl