Mężczyźni widoczni za plecami Władysława Frasyniuka wzbudzili kontrowersje zarówno wśród zwolenników PiS, jak i PO.
Mężczyźni widoczni za plecami Władysława Frasyniuka wzbudzili kontrowersje zarówno wśród zwolenników PiS, jak i PO. Fot. Twitter.com/NewsPlatforma
Reklama.
Rzadko zdarza się tak, by na jednej demonstracji kontrowersje wśród wyborców Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej budziły te same osoby. Tak jest jednak po sobotnim wiecu PiS na Krakowskim Przedmieściu, przeciwko któremu protestowała prodemokratyczna opozycja z Władysławem Frasyniukiem na czele.
Zacznijmy od wersji prawicowej. Na nagraniach i zdjęciach z protestu zwolennicy "dobrej zmiany" dostrzegli siwowłosego mężczyznę o pociągłej twarzy, który wyglądał na osobę kierującą dwoma rosłymi dżentelmenami w ciemnych okularach i kamizelkach taktycznych, którzy wyglądali na samozwańczą "ochronę" tzw. kontrmiesięcznicy. Na kiepskiej jakości zdjęciach wspomniany mężczyzna przypominał Jana Lesiaka - osławionego byłego pułkownika Służby Bezpieczeństwa, a później funkcjonariusza Urzędu Ochrony Państwa, który na początku lat 90-tych miał prowadzić akcję inwigilacji części partii politycznych.
Ta teoria nadal kolportowana jest w sieci przez zwolenników PiS, ale upadła już wczoraj. Okazało się, że to nie 72-letni dziś płk Jan Lesiak, a znany w środowisku Komitetu Obrony Demokracji Romuald Durlik.
Prawdą jest jednak, że w pewien sposób przewodził on samozwańczą "ochroną" tzw. kontrmiesięcznicy. Co wzbudziło podejrzenia o prowokację po stronie opozycji. Bo właśnie zachowanie tych "ochroniarzy" mogło być podstawą do postawienia Władysławowi Frasyniukowi zarzutu naruszenia nietykalności fizycznej funkcjonariusza policji. Jak sugerują m.in. służby prasowe Platformy Obywatelskiej, to tęgi "ochroniarz" popchnął Frasyniuka na policjantów, a zdezorientowany opozycjonista po prostu zareagował odruchowo.