A prawie się udało bez atencji mediów...
A prawie się udało bez atencji mediów... Fot. Polsat News

Szef MSWiA od początku wiedział, jak to się skończy. Bartosz Kownacki wymownie zakrył twarz. Jedynie minister środowiska Jan Szyszko był niewzruszony. Ale mleko się rozlało, a z ich zachowania można wyciągnąć wiele wniosków. Oczywiście co jeden, to gorszy.

REKLAMA

Szyszko albo nie rozumie świata, albo jest ignorantem

Przypomnijmy jeszcze raz, jak to było. Przecież to nagranie można oglądać bez końca. Zbliża się posiedzenie rządu. Jan Szyszko na powitanie ściska dłoń Mariusza Błaszczaka i bez zbędnych formalności przechodzi do "interesów".
– To jest taka córka leśniczego... – zaczyna Szyszko i pokazuje kopertę. – A to jest kamera Polsatu – próbuje mu przerwać Błaszczak, z zakłopotaniem machając do kamery. – Nie szkodzi– – odpowiada niezrażony minister środowiska. – Proszę pana, ona prosiła, żebym panu to przekazał, dobra? Dobra – ciągnie Szyszko.
Błaszczak niczym Antygona przeczuwa nadchodzącą katastrofę. Już wie, że co się nie wydarzy, będzie źle. Może tylko minimalizować straty. – To jest telewizja Polsat – próbuje go powstrzymać. – Uwielbiamy – odpowiada jednak zupełnie beztroski Szyszko. – Także, tutaj, mówię, niech pan to przeczyta, dobrze? – Szyszko dociska Błaszczaka. W końcu szef MSWiA kapituluje. Nie jest w stanie odgonić od siebie "listonosza".
Chyba dla każdego kontekst tej sytuacji jest zupełnie oczywisty. A Szyszko jest zapewne jedyną osobą na świecie, która tego nie zrozumiała. Żaden normalny minister nie zrobiłby w ogóle takiej rzeczy, a już na pewno nie przed kamerami. Szyszko tymczasem zachował się jak niewinne, bezbronne dziecko. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji swojego zachowania. Zamiast tego wolał dociskać Błaszczaka i popędzać go, żeby wziął tę kopertę.

Szyszko ma taką pozycję, że po prostu może być bezczelny

Ale jest też druga opcja. Szyszko jako człowiek z wieloletnim doświadczeniem politycznym po prostu wiedział, na co może sobie pozwolić – co akurat źle świadczy nie tylko o nim, ale i o państwie polskim. Po prostu podszedł jak po swoje i powiedział to, co chciał.
A ta buta zwyczajnie wynika z pozycji, którą Szyszko osiągnął w państwie PiS. Pisaliśmy w naTemat o tym, że Szyszko ma wyjątkowo potężnego protektora, bo samego ojca Rydzyka. Opisywaliśmy jego powiązania z toruńskim środowiskiem. Właśnie dlatego Szyszce przy okazji ustawy wycinkowej (zwanej też Lex Szyszko) nie spadł włos z głowy. Choć krytyczny wobec ustawy był nawet Jarosław Kaczyński.
Dlatego całkowicie wątpliwe jest, że Szyszce coś się może stać tym razem. On o tym doskonale wie, więc… No co się będzie przejmował jakąś kamerą.
logo
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Reakcja Błaszczaka dowodzi, że wiedział, co się święci

Szef MSWiA, kiedy podszedł do niego Szyszko z kopertą, zwyczajnie wpadł w panikę, którą próbował przykryć uśmieszkiem i machaniem do kamery Polsatu. Błaszczak doskonale wiedział, co się święci. Jego reakcja była natychmiastowa.
Gdyby to było pierwszy raz, nie zareagowałby tak alergicznie na kamerę stacji telewizyjnej. Bo zwyczajnie nie przyszłoby mu tak szybko do głowy, że właśnie pakuje się w niezłe bagno. Gdyby był święty, być może nawet tę kopertę po prostu by bez gadania wziął. Uznał, że nie dzieje się nic podejrzanego.
Innymi słowy jego zachowanie może wskazywać, że taka sytuacja to nie pierwszyzna. Nie twierdzimy, że tak jest, ale dokładnie tak to wygląda. A to przecież tak bardzo stoi w sprzeczności ideałami, które oficjalnie "wyznaje" Prawo i Sprawiedliwość.

W MSWiA potrzebne szkolenie przeciwpożarowe

O ile Szyszko nawet nie zadał sobie trudu, żeby ugasić pożar, który rozniecił razem ze swoim kolegą z rządu, o tyle Błaszczak działał od samego początku. Trudno jednak wybrać, co gorsze: brak reakcji czy ta seria tweetów, którą wypuścił jego resort.
logo
Fot. Twitter.com
"Minister Błaszczak zwrócił korespondencję otrzymaną dziś od ministra Jana Szyszki. Minister Błaszczak poinformował ministra śrorowiska, że nie zwykł zapoznawać się z korespondencją przekazywaną z pominięciem drogi służbowej. Jeżeli sprawa, którą przekazywał dziś minister środowiska leży w kompetencjach szefa MSWiA, wówczas minister Błaszczak chętnie się z nią zapozna, kiedy zostanie mu ona przekazana formalną drogą służbową" – czytamy na Twitterze.
Tyle resort. Ale pytania nasuwają się same. Skoro Błaszczak "nie zwykł" zapoznawać się z taką korespondencją, to po co ją przyjął? Czemu poinformował o tym ministra dopiero po fakcie, a nie kiedy wręczał mu kopertę? Tweety w efekcie problemu nie rozwiązują, tylko go pogłębiają.
Możliwości są dwie: albo Błaszczak jednak ma w zwyczaju brać takie koperty, albo rzeczywiście ich nie bierze, ale przestraszył się Szyszki i uległ mu. To z kolei dowodzi, że jego mozolnie budowany wizerunek politycznego fightera nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Bo przecież Błaszczak lubi pokazywać, jaki twardy jest, choćby poprzez swój nieugięty stosunek do uchodźców. Albo jeszcze we wtorek, kiedy próbował wywrócić do góry nogami rozmowę w Radiu Zet z Konradem Piaseckim.

Żyjemy w republice bananowej

Najsmutniejszy wniosek. Jeśli spojrzymy na tę historię z boku, uświadomimy sobie, że jest w niej dokładnie wszystko: koperty, córki leśników, niejasne relacje, nieprzejmowanie się mediami, buta i arogancja władzy, być może nepotyzm i budowa kariery tylnymi drzwiami.
Oczywiste jest, że taka sytuacja nie powinna się wydarzyć w państwie prawa, jakim powinna być Polska. Oczywiste jest, że gdyby doszło do takiej sytuacji w państwie prawa, osoby zamieszane albo by się z tej sytuacji wytłumaczyły w sposób je uniewinniający, albo zostałyby pociągnięte do odpowiedzialności.
Tymczasem premier Beata Szydło na temat zachowania członków swojego rządu nawet się nie zająknęła – choć można być w zasadzie pewnym, że kiedy zorganizuje konferencję prasową na temat nawet najbardziej odległy, od pytań o Szyszkę i Błaszczaka nie ucieknie.
Rząd tak zamiata temat, że sprawy w swoje ręce musiała wziąć posłanka PO Agnieszka Pomaska, która wystosowała pismo o udostępnienie informacji publicznej, jakim – jej zdaniem – jest ta korespondencja. Z tego oczywiście nic nie wyjdzie, ale to świadczy wyłącznie o rządzie i państwie, w którym żyjemy.

Wszyscy wiemy, o co chodzi

Powiedzmy sobie wprost: zawartości koperty nigdy nie poznamy, bo jest ona dla Prawa i Sprawiedliwości kompromitująca. Politycy opozycji powoli i ostrożnie nadgryzają temat, niektórzy ironicznie zastanawiają się, czy w środku po prostu nie było oferty matrymonialnej córki leśnika dla jakiegoś policjanta na wydaniu.
Ale przecież gdyby środek był niewinny, poznalibyśmy go chwilę po publikacji nagrania. Po prostu.