
Minister obrony narodowej, który obiecuje, że zmieni oblicze polskiej armii, pojechał w teren i po kilku metrach ugrzązł w błocie. Jechał Honkerem, samochodem terenowym, który jest na wyposażeniu polskiej armii. – Sprzęt archaiczny. Ta sytuacja oddaje pewną rzeczywistość w siłach zbrojnych – mówi ekspert wojskowy Janusz Walczak.
REKLAMA
Wyklepią Kobbeny. Podrasują Honkery?
Niedawno pisaliśmy o remoncie łodzi podwodnych klasy Kobben, na które ostrzyły sobie zęby muzea. Tam właściwie maszyny powinny trafić, ale zostaną wyremontowane i dalej będą w służbie. Można zastanawiać się, czy Polsce w ogóle potrzebne są łodzie podwodne, natomiast trudniej udowodnić, że nowoczesna armia nie obędzie się bez dobrych samochodów, tzw. wysokiej mobilności, czyli mogących poruszać się w trudnym terenie. Obecnie polscy żołnierze jeżdżą Honkerami.
Niedawno pisaliśmy o remoncie łodzi podwodnych klasy Kobben, na które ostrzyły sobie zęby muzea. Tam właściwie maszyny powinny trafić, ale zostaną wyremontowane i dalej będą w służbie. Można zastanawiać się, czy Polsce w ogóle potrzebne są łodzie podwodne, natomiast trudniej udowodnić, że nowoczesna armia nie obędzie się bez dobrych samochodów, tzw. wysokiej mobilności, czyli mogących poruszać się w trudnym terenie. Obecnie polscy żołnierze jeżdżą Honkerami.
Minister Antoni Macierewicz miał okazję przekonać się, że czas na wymianę taboru terenówek. Zdjęcia pokazujące, jak mieszkańcy Rytla, miejscowości dotkniętej wichurą, wyciągają szefa MON-u z błota. Dla komentujących to wymowny obrazek. W ich ocenie pokazuje stan polskiej armii pod rządami Macierewicza. Internauci zauważyli również, że od śmigłowca do miejsca spotkania minister miał trochę ponad 200 metrów. Mógł po prostu przejść ten odcinek.
– Milczeniem pominę ten fakt. Natomiast sam archaiczny sprzęt nigdy się nie sprawdził. Ta sytuacja oddaje pewną rzeczywistość w siłach zbrojnych – ocenia Janusz Walczak, ekspert wojskowy Security Direct24.
Mogą zalać wojsko Honkerami
Pierwsze, słynne już, terenówki trafiły do żołnierzy w 1990 roku. Dla ówczesnych polityków, głównym argumentem przemawiającym za wyposażeniem armii w Honkery był fakt, że auta produkowano w Polsce. Ich historia mogłaby posłużyć za ilustrację przemian kraju w ciągu ostatnich 30 lat. Firmy, które je produkowały upadały i przekształcały się. Obecnie Honkery produkuje prywatna firma w Lublinie.
Mogą zalać wojsko Honkerami
Pierwsze, słynne już, terenówki trafiły do żołnierzy w 1990 roku. Dla ówczesnych polityków, głównym argumentem przemawiającym za wyposażeniem armii w Honkery był fakt, że auta produkowano w Polsce. Ich historia mogłaby posłużyć za ilustrację przemian kraju w ciągu ostatnich 30 lat. Firmy, które je produkowały upadały i przekształcały się. Obecnie Honkery produkuje prywatna firma w Lublinie.
W ubiegłym roku emerytowani pracownicy inżynieryjno-techniczni dawnej Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie wysłali list do ministra Antoniego Macierewicza, w którym bronili dalszej produkcji polskich samochodów terenowych. Lubelska fabryka gotowa była produkować rocznie nawet 45 tys. aut. Tylko że... Aby przetrwać, potrzebowała zamówienia minimum 350 lekkich samochodów wojskowych. Fabryka skarżyła się wówczas, że wojsko nie chce kupować nowszych, zmodernizowanych aut. Prezes zakładu Zbigniew Tymiński zapewniał, że Honkery przeszły testy w Afganistanie i Iraku, a nawet próbę zrzucenia na spadochronie. – Posiadają bardzo dobre silniki andrychowskie – czytamy jego zapewnienia na wpolityce.pl.
Inaczej ich użyteczność ocenia Janusz Walczak, który jest zapalonym offroadowcem. Miał okazję jeździć po wertepach terenówką polskiej armii. – To nie jest samochód dla wojska. Jego koncepcja pochodzi z lat 90-tych. I jest to sumie drogie auto. Kosztuje około 120-140 tysięcy złotych. Za tę cenę na rynku można dostać prawdziwe terenówki – komentuje.
Szukali, ale nie znaleźli
Armia też widzi potrzebę zakupu nowych aut terenowych. W 2015 roku Inspektorat Uzbrojenia ogłosił przetarg na samochód wysokiej mobilności. W ramach programu "Mustang" chciał zakupić 882 auta.
Armia też widzi potrzebę zakupu nowych aut terenowych. W 2015 roku Inspektorat Uzbrojenia ogłosił przetarg na samochód wysokiej mobilności. W ramach programu "Mustang" chciał zakupić 882 auta.
Pierwsze sztuki miały trafić do rąk żołnierzy w 2016 r. Zainteresowanie dostawą było duże, ale ostatecznie do Inspektoratu Uzbrojenia wpłynęła tylko jedna oferta. Przetarg został unieważniony. – Jedno auto tego oferenta miało kosztować 2 miliony złotych. Dla porównania Rosomak bez wieżyczki kosztuje sześć milionów – tłumaczy Walczak.
A pieniądze na szkolenie kierowców?
Jak dodaje, przetarg wkrótce będzie ponownie rozstrzygnięty. Dowiemy się, czy minister Antoni Macierewicz wybierze koncepcję swoich poprzedników, czyli auta produkowanego w Polsce. Minister wielokrotnie podkreślał, że polska zbrojeniówka ma dostarczać sprzęt dla polskiego wojska. Na nowe auta z niecierpliwością czeka dziecko ministra – Wojska Obrony Terytorialnej.
A pieniądze na szkolenie kierowców?
Jak dodaje, przetarg wkrótce będzie ponownie rozstrzygnięty. Dowiemy się, czy minister Antoni Macierewicz wybierze koncepcję swoich poprzedników, czyli auta produkowanego w Polsce. Minister wielokrotnie podkreślał, że polska zbrojeniówka ma dostarczać sprzęt dla polskiego wojska. Na nowe auta z niecierpliwością czeka dziecko ministra – Wojska Obrony Terytorialnej.
– Tymczasem armia czeka na sprzęt na miarę XXI wieku, o lepszej konstrukcji, którego zabudowę można szybko modyfikować. W zależności od potrzeby zamontować pancerz. To smutne, że po 30 latach żadnemu z rządów nie udało się zmienić na coś nowszego. Co gorsza, brakuje środków na remonty i szkolenie kierowców. Może tak było z kierowcą tego Honkera z Macierewiczem? – zastanawia się nasz rozmówca.
