Andrzej Chyra otwarcie przyznaje, że coraz mniej ma powodów do dumy z faktu bycia Polakiem.
Andrzej Chyra otwarcie przyznaje, że coraz mniej ma powodów do dumy z faktu bycia Polakiem. Łukasz Głowała / Agencja Gazeta
Reklama.
Nie chce pan już być Polakiem?
Jak to?
Po prawej stronie internetu jest duże wzburzenie po pańskich słowach, w których stwierdził pan, że nie chce już być Polakiem, a zapytany ma pan twierdzić, że po prostu jest z Polski.
Tak… Szczerze mówiąc nie śledzę tego co piszą o mnie w internecie, ale rzeczywiście siostra mnie informowała o całym tym zamieszaniu. Te słowa wyrwano z szerszego kontekstu.
A o co chodziło naprawdę?
Rzeczywiście nie czuję się dziś dumny z tego, że Polacy znów za granicą są postrzegani jako osoby pełne kompleksów, zaściankowe, które nie znają języków w związku z czym nie podróżują i nie znają świata. To sprawia, że zamykamy się w sobie, jesteśmy niechętni lub wręcz wrodzy wobec wszelkiej odmienności. To nie jest powód do dumy.
A kiedyś było inaczej?
W czasach komunizmu rzeczywiście panował pewien stereotyp Polaka, ale przez ostatnie lata wiele się zmieniło, na korzyść. Nasi rodacy nie leczyli już na zachodzie swoich kompleksów, nie byliśmy postrzegani jako wrogowie ludzi obcych nam ze względu na obyczaje, kulturę czy religię. Mówiono, ze jesteśmy otwarci i przyjaźni.
I to się zmienia?
Od kilku lat. Proszę zauważyć, że przez lata Polska była uznawana za kraj niezwykle tolerancyjny. Nawet przed II wojną światową, kiedy ta tolerancja była dużo mniejsza, były liczne skupiska mniejszości narodowych. Mieszały się u nas różne religie. Po wojnie to się zmieniło o tyle, że w kraju były właściwie już tylko osoby wierzące i niewierzące.
I to wiara czyni nas dziś ksenofobami?
Przez wieki byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa, a dziś rząd "dobrej zmiany" próbuje dokonywać swoistej rechrystianizacji zachodniej Europy. A przecież chrześcijanie powinni przede wszystkim pomagać innym.
Rząd nie przyjmuje uchodźców, ale słowa polityków Prawa i Sprawiedliwości muszą padać na podatny grunt, jeśli niechęć wobec obcych jest coraz bardziej powszechna.
My, Polacy powinniśmy rozumieć, że wszyscy mają prawo do życia, wolności i godności. Tymczasem rząd boi się przyjąć osoby potrzebujące pomocy. Nie uwierzę, że tysiąc osób ma siłę zdolną zniszczyć nasz kraj, by narzucić swoją kulturę i religię. To absurd.
Kiedyś w szkole osobistego wroga wyzywano "Ty Żydzie", dziś się mówi "Ty uchodźco".
To tylko dowodzi tego, jak daleko zaszły zmiany w naszej świadomości. Jest coraz większe przyzwolenie na takie słowa i zachowanie. I to jest coraz bardziej widoczne za granicą. Sporo podróżuję, rozmawiam z ludźmi. Wymyśliłem na potrzebę rozmów z nimi, że jakąś formą wyrażenia mojej niezgody na to co się dzieje w Polsce będzie właśnie mówienie, że jestem z Polski zamiast przyznawanie się do bycia Polakiem. W obecnej sytuacji wolę być Europejczykiem, niż zaściankowym, zakompleksionym Polakiem.
"Dobra zmiana" raczej pana nie lubi za te słowa.
Nie widziałem tych wypowiedzi. Ale przecież tak jak ja myśli wiele osób.
Co trzeba zrobić, żeby Polacy znów się otworzyli na innych ludzi?
To będzie długi proces, obliczony na wiele lat. Musimy znów zacząć poznawać świat. Uczyć się języków, podróżować, przyjmować u siebie ludzi zza granicy. To zamknięcie w sobie zwolenników "dobrej zmiany" w dużym stopniu może wynikać z tego, że prezes Kaczyński nie zna języków i nie podróżuje po świecie.
I to wystarczy, żeby znów było jak jeszcze kilka lat temu?
Musimy się pozbyć naszych narodowych kompleksów. Wcale nie jesteśmy lepsi czy gorsi. Proszę zobaczyć, mieliśmy szansę poznać innych ludzi, przyjąć ich, ale zamknęliśmy się przed nimi. Musimy na powrót się otworzyć na świat.
Myśli pan, że jeszcze będzie dumnie mówił, że jest Polakiem?
Mam taką nadzieję. Ale należy pamiętać, że do tego dochodzi cała sfera psucia demokracji. Tu nie chodzi tylko o uchodźców. Coraz mniej mam powodów, by identyfikować się z obrazem Polaka, jaki próbuje wykreować obecna władza.