Według Państwowej Komisji Wyborczej wybory samorządowe powinny się odbyć między 17 października a 9 listopada. O dokładnej dacie zdecydować ma premier Mateusz Morawiecki. Wybory będą przeprowadzone po nowelizacji Kodeksu wyborczego, którą prezydent Andrzej Duda podpisał w styczniu 2018 roku.
Z racji, że wybory muszą się odbyć w dzień wolny od pracy, to brane są pod uwagę trzy terminy: 21 i 28 października oraz 4 listopada. Premier powinien podjąć decyzję w tej sprawie między 16 lipca a 16 sierpnia. Jak możemy przeczytać na stronie PKW: "Zgodnie z Kodeksem wyborczym wybory do rad oraz wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zarządza się nie wcześniej niż na 4 miesiące i nie później niż na 3 miesiące przed upływem kadencji rad. Datę tych wyborów wyznacza się na ostatni dzień wolny od pracy poprzedzający upływ kadencji rad" – informuje Komisja.
Obecne kadencje prezydentów miast, burmistrzów, wójtów oraz gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich skończą się 16 listopada 2018 roku. Tylko jedna z tych trzech niedziel, czyli 21 października, będzie dniem wolnym od handlu. Jesienne głosowanie będzie wstępem do prawdziwego maratonu wyborczego. Wiosną 2019 r. będą miały miejsce wybory do Parlamentu Europejskiego, jesienią 2019 r. do parlamentu, zaś w 2020 r. wybory prezydenckie.
W świetle prawa wybory samorządowe powinny się odbyć 11 listopada, ale PKW w swoim stanowisku zawarło, że ten dzień został pominięty z racji kilku czynników. "Mając na uwadze charakter i wagę Święta oraz ewentualne zarzuty dotyczące naruszeń ciszy wyborczej, Państwowa Komisja Wyborcza wyraża opinię, że wybory samorządowe w 2018 r. nie powinny być przeprowadzane w tym samym dniu, w którym odbywać się będą obchody Święta Niepodległości" – możemy przeczytać.
Zmiana ordynacji wyborczej
Nowe prawo podpisane przez prezydenta Andrzeja Dudę wprowadza zasadniczą zmianę w przypadku prezydentów miast, burmistrzów i wójtów. Będą oni mogli zajmować swoje stanowiska jedynie przez dwie kadencje. O startowaniu trzeci raz z rzędu nie ma mowy. Dwukadencyjność będzie miała zastosowanie po raz pierwszy od tegorocznych wyborów.
Inną znaczącą zmianą jest wydłużenie kadencji radnych i włodarzy. Z 4 lat podskoczy do 5 lat. Identyczna zasada będzie panować w radach i władzach powiatów i województw. Nie będzie możliwości startowania do różnych organów samorządowych. Z tego powodu prezydenci miast nie będą mogli kandydować w wyborach do sejmiku.
JOW-y, czyli jednomandatowe okręgi wyborcze, będą obowiązywać jedynie w gminach zamieszkiwanych przez mniej niż 20 tys. osób, a nie, jak dotąd, we wszystkich gminach (pomijając miasta na prawach powiatów). Po wyborach parlamentarnych w 2019 r., PKW będzie obsadzane w inny sposób. 7 z 9 jej członków powoła Sejm. Wcześniej robił to Trybunał Konstytucyjny, Naczelny Sąd Administracyjny i Sąd Najwyższy. Teraz TK i SN wskażą po 1 sędzim. Z kolei szef Krajowego Biura Wyborczego ma być powoływany przez PKW na okres 7 lat. Prezydent, Sejm i Senat mogą zgłosić tylko jednego kandydata.
Samo głosowanie także uległo pewnym zmianom. Korespondencyjnie głos będą miały możliwość oddać wyłącznie osoby niepełnosprawne. Sam znak głosowania od tej pory ma być co najmniej dwoma przecinającymi się liniami. W założeniu autorów noweli ma to zmniejszyć liczbę głosów nieważnych oddanych w wyborach.
Bałagan w przepisach i brak pieniędzy
Zmiany w przepisach o ordynacji wyborczej z założenia miały uczynić wybory samorządowe bardziej klarownymi. Jednak pojawiło się zagrożenie, że mogą się nawet nie odbyć. PKW wskazuje na spory bałagan w przepisach i brak pieniędzy, o czym donosiła "Gazeta Wyborcza". Po przeanalizowaniu obecnych przepisów, Państwowa Komisja Wyborcza zauważyła, że nowe procedury liczenia głosów mogą wydłużyć wybory samorządowe zamiast go skrócić.
Nowe przepisy zakładają powoływanie komisarzy wyborczych, których ma być 2 razy więcej niż wcześniej. Każdy z nich ma otrzymać wynagrodzenie sięgające ponad 5300 zł. Jednak problemem jest budżet. Zaplanowana suma to 458 mln złotych. PKW zwraca uwagę, że to za mało o 142 mln złotych. Okazuje się, że szacunkowy wzrost jest nawet wyższy. Wybory po zmianach mogą kosztować nawet 750 mln złotych. Z tego powodu Państwowa Komisja Wyborcza wystosowała pismo do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o dodatkowe środki na przeprowadzenie wyborów.