Dla niektórych szczytem wakacyjnych marzeń jest leniwe all inclusive, które poza wydaniem określonej sumy, nie wymaga od podróżującego zbyt wiele. Jeśli nie jesteś tym typem, posłuchaj tej morskiej opowieści. Mowa o podróżowaniu na pokładach masowców lub wysokich na kilka pięter kontenerowców, przewożących rozmaite towary z całego świata. Gotowi na rejs życia?
Na starcie zaskoczenie: nie ma mowy o tym, że będziecie mogli popłynąć w zamian za mycie pokładu i pomoc zawodowym żeglarzom. Te czasy już minęły. – Kiedyś faktycznie można było myć gary w zamian za podróż, zostać stewardem i płynąć w świat – opowiada Krzysztof Gogol, rzecznik Polskiej Żeglugi Morskiej. – Teraz już tak nie ma. Ktoś, kto chce pracować na statku, musi być członkiem załogi i posiadać książeczkę żeglarską. Jeśli ktoś inny chce wypłynąć na pokładzie statku handlowego, po prostu jest pasażerem, który musi opłacić swoją podróż.
Polska Żegluga Morska w Szczecinie to najstarsze w Polsce przedsiębiorstwo armatorskie. W swojej flocie PŻM posiada 53 masowce, które zabierają na swój pokład pasażerów niebędących członkami załogi. Powodzenie podróży zależy od dwóch rzeczy - wolnych miejsc w kabinach armatorskich oraz pokrycia kosztów wyprawy. Ceny za koję na transatlantyckim statku handlowym wahają się od 50 do 100 dolarów za dobę. Wydając takie pieniądze nie musimy już martwic się o to, że na pełnym morzu będziemy przymierali głodem.
–Trzech największych armatorów na świecie to Maersk Line, MSC oraz CMA-CGM – mówi naTemat Torbjørn C. Pedersen, Duńczyk, który postanowił zwiedzić wszystkie kraje świata bez korzystania z samolotu. Swoją podróż dokumentuje w internecie na swoim fanpage'uOnce Upon a Saga, a także w prowadzonym przez siebie blogu. W ciągu 5 lat "Thor" zwiedził już 144 państwa. Obecnie przebywa w Libanie. – Nie mają oni interesu w tym, żeby bezpłatnie zabierać kogoś na pokład. W zasadzie taki niewykwalifikowany pasażer może okazać się uciążliwy dla armatora, czy załogi statku. Można próbować podróży na gapę, ale to prawie niemożliwe – potwierdza słowa Gogola.
Podróżowanie kontenerowcem to nadal nieporównywalnie tańszy sposób podróżowania drogą morską niż przykładowy rejs słynnym liniowcem Queen Elizabeth. Na pokładzie Królowej Elżbiety za dobę na Atlantyku trzeba zapłacić co najmniej 184 dolary. Wydając je możemy jednak zapomnieć o wspólnych kolacjach z kapitanem, czy całodniowym przesiadywaniu na mostku, co w przypadku rejsów na pokładzie statków handlowych jest w zasadzie normą.
W sieci można znaleźć taki portal jak cargoshipvoyages.com, gdzie bez trudu odnajdziemy dziesiątki ofert od armatorów, chętnych do zabrania nas na pokład swojego kontenerowca. Po prawej części strony internetowej z łatwością odszukamy mapę, którą możemy pobawić się prawie jak globusem w dzieciństwie. Po prostu - ruch palcem, a potem sprawdzić dokąd jedziemy. To znaczy płyniemy. Co prawda trudno tam znaleźć statki handlowe wypływające z Polski, lecz czym niby jest dostanie się do innego europejskiego portu w porównaniu do chwały wilka morskiego. Tylko parszywy lądowy szczur szukałby tutaj jakichś problemów!
– 10 października 2013 roku uświadomiłem sobie, że jak dotąd nikt nie zwiedził wszystkich krajów nie korzystając z drogi lotniczej. Pozostało mi tylko otworzyć drzwi i wyjść – Thor opowiada o tym jak zaczęła się jego podróż. – Początkującym podróżnikom, którzy obrali sobie statki handlowe jako formę transportu radziłbym, by ściśle trzymali się założonego planu. Ufali ludziom, ale bardziej własnej intuicji. Nie każdy zakątek świata można nazwać przyjaznym. Ręczę jednak, że większość ludzi, których spotkałem była życzliwa. Warto również zaopatrzyć się w kilka przydatnych aplikacji, jak: Xe currency, Been, Hostelworld, Couchsurfing, Airbnb, TripAdvisor, Uber, Google translate czy Onavo Protect.
Tym, co najbardziej może doskwierać w czasie długich, morskich podróży, to nuda. W końcu obraz może nie zmieniać się co kilka dni, nie licząc zmian pór dnia. Nic tylko błękit nieba i granat oceanu. – Mój ojciec mawiał, że inteligentni ludzie się nie nudzą, więc jeśli doskwiera ci takie uczucie to chyba nie najlepiej to o tobie świadczy – śmieje się Pedersen. – O wiele gorszy jest długi czas przemieszczania się z miejsca na miejsce. Niepogoda czasem wywołująca chorobę morską. No i to, że w niektórych miejscach jednak trzeba wydać to 125-145$ dziennie, więc bywa dość drogo.
Długa podróż dla niektórych faktycznie może okazać się zbyt wysokim progiem wejścia na pokład. Mimo to PŻM w Szczecinie nie narzeka na zainteresowanie ze strony chętnych na rejs przez Atlantyk. – Jednorazowo zabieramy około 4 pasażerów, tyle miejsc zapewniają wolne kabiny armatorskie. Na obecną chwilę wszystkie miejsca są zabukowane właściwie do końca roku. – mówi Krzysztof Gogol. – Zazwyczaj pływają z nami na jednej stałej relacji z Amsterdamu w rejony Wielkich Jezior Północnoamerykańskich. Podróż w dwie strony zajmuje około miesiąca, to zależy od liczby portów, w których cumuje statek. Pływamy tam od wiosny do końca roku. Wychodzi jakieś 25 rejsów. Wielu spośród zainteresowanych to Amerykanie, którzy z różnych powodów obawiają się lotów samolotem – zauważa.
Krzysztof Gogol mówił, że PŻM zabiera pasażerów na stałej relacji między Amsterdamem a Stanami Zjednoczonymi. Nie ma jednak przeszkód, by popłynąć z polską spółką w inne miejsce świata. Musimy się jednak wtedy liczyć z tym, że nie wiadomo kiedy masowiec Polskiej Żeglugi Morskiej ponownie zawita do portu w Brazylii, Południowej Afryce, czy innym miejscu świata, dokąd popłynęliśmy. Czasem trzeba uzbroić się w cierpliwość na kilkutygodniowe oczekiwanie na powrót do domu. Można też po prostu skorzystać z innej formy transportu.
–To przeżycie poza jakąkolwiek skalą – mówi o plusach podróżowania na pokładzie statku handlowego Thor. – Masz okazję zwiedzać miejsca, czy widzieć wybrzeża, do których nie docierają normalni turyści. Masz kiedy posiedzieć, poczytać, pomyśleć, pisać. Jesteś panem swojego czasu! Podróż kontenerowcem to również czas wytchnienia od mojej Sagi. Od 5 lat i 4 miesięcy nie widziałem domu. Zwiedziłem w tym czasie 144 kraje, a to naprawdę sporo roboty. Kiedy jestem na pokładzie, mogę się zrelaksować i spokojnie płynąć do nowego celu. Nikt mi nie przeszkadza, często nie ma też Wi-Fi, więc to prawdziwe "wolne" od świata – zapewnia Pedersen.
Z opowieści Thora nie ma co się również martwić o to, że doświadczony kapitan lub inny oficer zmiesza z błotem niedoświadczonych pasażerów. – Zawsze podchodzono do mnie z szacunkiem – podkreśla Duńczyk. – Na początku załodze towarzyszy ciekawość - pytają w jakim celu znalazłem się na statku, dokąd podróżuję, itp. Dbają o to, by koja była należycie przygotowana i jedzenie smakowało. Kontenerowiec jest jednak miejscem pracy i praktycznie każdy jest czymś zajęty. Dlatego najczęściej widzę się z nimi w trakcie posiłków albo w przelocie – wyjaśnia.