"Info na priv". "Pisz priv". Przeglądając grupy sprzedażowe na Facebooku, można dojść do wniosku, że ten "priv" to już wyparł złotówkę. A to dlatego, że na wspomnianych grupach praktycznie nikt nie chce podawać cen sprzedawanych przedmiotów czy proponowanych usług. – O pieniądzach w Polsce się nie rozmawia, "wszystko zostaje w rodzinie" – mówi naTemat psycholog biznesu Izabela Kielczyk.
Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma cen. Nie, nie ma tak, że wszystko jest za darmo. Po prostu nikt wcześniej nie informuje konsumentów, ile mają zapłacić za daną usługę czy produkt. Wszystko dogadywane jest na przysłowiową "gębę". "Na privie", jak kto woli.
I tak jeden zapłaciłby za bułkę 50 groszy, bo jest znajomym właściciela. Drugi wydałby na tę samą bułkę dwa złote, bo jego pies zabawił się w Godzillę w ogródku żony ekspedienta. Trzeci w ogóle nic by nie kupił i wyszedł ze sklepu zirytowany poziomem dezinformacji. Taki świat już istnieje i wcale nie chodzi o kolorowe, głośne bazary. Mowa o grupach sprzedażowych na Facebooku.
Niepodawanie cen jest powszechną praktyką na bardzo popularnej grupie z biletami. Wielu zainteresowanych nadchodzącymi koncertami Jaya Z i Beyonce czy legendarnych The Rolling Stones, przekopie grupę na wylot w poszukiwaniu wejściówek, których wcześniej nie udało się zdobyć. Samo odszukanie osoby chętnej sprzedać bilet na wymarzony sektor to jednak wciąż za mało. Więcej info na priv.
Najzabawniejsze jest to, że ludzie często podają sektor, na który obowiązuje wejściówka. Po wejściu na stronę oficjalnego dystrybutora biletów łatwo wtedy sprawdzić, ile kosztuje (kosztował) ten sam bilet w oryginalnej cenie. Osoba z cytowanego powyżej posta wysiliła się nawet na precyzyjne wskazanie sektora, wrzucając w komentarzach "pomazaną" mapkę stadionu. Ceny jednak nie podała. Pisz priv.
. – Proszę o wiadomość "na priv", bo nie chcę, żeby inni sprzedający widzieli, za ile sprzedaję komuś bilet – mówi nam jedna z osób z grupy z wejściówkami. – Gdybym podał cenę, ktoś mógłby mi podebrać klienta, proponując w komentarzach mniejszą kwotę. Zostałbym z niepotrzebnym biletem. – dodaje.
Internauci od pewnego czasu wytykają grupom sprzedażowym bezsens takiej praktyki. Niektórzy nabijają się z tego, jak wyglądałby słup z cenami paliw albo restauracyjne menu, gdzie w miejscu cen znalazłyby się napisy "pisz priv", "Info na priv", czy krótkie, choć dosadne - "priv".
"Firmy od budowlanki i wykończeniówki stosują tę metodę od zarania internetów. Parę fotografii na stronie i 'formularz kontaktowy', żeby przez przypadek konkurencja nie dowiedziała się, za ile coś sprzedają. Jak ostatnio kupowałem drzwi to część lokalnych firm nawet przez telefon nie bardzo chciała mi powiedzieć, ile chcą za model X w takim a takim wymiarze co widziałem w internetach, tylko najlepiej niech przyjedzie ktoś od nich i przedstawi ofertę" – czytamy w wypowiedzi użytkownika Wykopu.
"Nie rozumiem tego. Bardziej od zdezinformowania konkurencji wk***a to klientów. Od tego mam internet, żeby sobie sprawdzić 10 źródeł i porównać ceny, nie bawić się w szpiegów.
A konkurencja i tak wyskoczy ze swoja ceną. Po prostu ukrywają się przed klientami lubiącymi pogrzebać za cenami, żeby ich nie spławili na samym początku, licząc, że ich przegadają w stylu 'panie, drzwi droższe o 70zł od konkurencji, ale patrz pan jakie solidne!'" – odpowiada inny użytkownik.
A być może chodzi po prostu o to, że my - Polacy, nadal wstydzimy się rozmawiać o pieniądzach. – To takie tabu przekazywane z pokolenia na pokolenie. O pieniądzach się nie rozmawia, "wszystko zostaje w rodzinie" – mówi naTemat Izabela Kielczyk, psycholog biznesu. – Taki stereotyp jest w nas głęboko zakorzeniony. Unikamy porównań z innymi. Nie chcemy chwalić się, ile zarabiamy. Można powiedzieć, że to dla nas strefa intymna i nie chcemy się nią dzielić z innymi – dodaje.
"Przy każdej ofercie musi znaleźć się zdjęcie sprzedawanego przedmiotu (w przypadku przedmiotu używanego dopuszczalne są tylko zdjęcia rzeczywiste i aktualne) oraz cena i koszty wysyłki, lub propozycja przedmiotów dopuszczalnych przy zamianie" – czytamy w 5. punkcie regulaminu. Grupa daje również możliwość sprawdzenia sprawdzenie wiarygodności i historii transakcji danego kontrahenta. Jej członkowie stworzyli własną Bazę Danych Opinii.
Czy powstawanie takich grup to już znak, że powoli uczymy się rozmawiać o pieniądzach? – U nas nie ma jeszcze takiej kultury przekazywania biznesu z pokolenia na pokolenie. Dotyczy to wyłącznie wąskiej grupy osób – stwierdza Izabela Kielczyk. – Mimo wszystko coraz częściej staramy się mówić otwarcie o pieniądzach. Te rozmowy to jednak nadal pewna nowość, coś co dziwi większość społeczeństwa – stwierdza.